Nie wiem po co ten tytuł

              

czwartek, 9 września 2021

Śnieg - teatr Łaźnia Nowa w Teatrze Szekspirowskim

Przypuszczam, że po przeczytaniu powieści noblisty Pamuka lepiej by mi się oglądało spektakl. Rzeczywistość podlega przeróbce jako temat książki, a jej sceniczna adaptacja staje sie kolejną mutacją, jak te hamburgery drugiej generacji (tzw. reburgery) z akcji The Yes Men. Nie mam pojęcia, czy powieść jest równie odlotowa, co spektakl, ale nawet jeśli tak, to odlot literacki z konieczności jest inny niż teatralny. Na papierze dużo łatwiej jest urządzić bohaterowi przejażdżkę lwem na oklep. W spektaklu jest fabuła - rzecz nieoczywista, a nawet niesłychana w dzisiejszych czasach. Poeta K. po paru latach emigracji odwiedza kapadockie miasteczko Kars, gdzie plącze się w zawiłą intrygę, w której seria samobójstw młodych Turczynek staje się pretekstem do odwetu islamistów na zwolennikach laickości z nieodzowną reakcją tych ostatnich, będzie więc miłość, seks i terroryzm. Realia tureckie nie są tożsame z polskimi, to jasne, ale w dzisiejszej Polsce mamy podobne dylematy, czyli pytanie o to, czy prawo boskie ma prymat nad prawem państwowym. Taki z pozoru przyjemny publicysta, jak Jan Wróbel, kiedyś raczył wyrazić opinię, że ależ tak, oczywiście. W naszym kraju nie ma fundamentalizmu, skądże, cóż złego robi ajatollażka Godek promując ustawę o zakazie urządzania parad równości? Przesadzam, bo w Polsce nie ma ofiar w ludziach? Nie ma, bo samobójcy to nie ludzie, to ideologia. Postaci w sztuce momentami wdają się w rozważania o Bogu, z mojej perspektywy prezentujące poziom wyrafinowania dziecięcych cymbałków. Zgoda, że myśl o przyszłym życiu w wiecznym szczęściu może być kojąca, ale jeśli u Pamuka jest to poważny argument za wiarą, to ja się tylko uśmiechnę z zażenowaniem. Kto widział Konformistę 2029, ten zauważy te same sztuczki teatralne, pardon, ten sam język teatralnej ekspresji (jak rzekłby wyrafinowany teatroznawcolog), czyli co chwilę baleciki do dynamicznej muzyki, znany nam dobrze efekt obcości - Brecht lubi to. Są także dowcipne układy ruchowe do dialogów, dla przykładu scena rozmowy z agentem służb zaaranżowana jest jako stosunek homoseksualny, w którym funkcjonariusz dyma przesłuchiwanego (jakżeby inaczej?), obaj rozebrani do slipek. Nowością jest wykorzystanie multimediów, od czasu do czasu kamerzysta na scenie robi zbliżenia aktorów rzucane na ekran nad sceną. Pomysł znakomity, bo można w ten sposób dobrze ocenić, a nawet docenić, mimikę jako element aktorskiego warsztatu. A jak pamiętamy, „mimika mięśni twarzowych” może być przerażająca (zob. Piosenka aktorska z kabaretu Potem). Nas wszelako przeraża co innego, mianowicie ten nieszczęsny Teatr Szekspirowski w ponurym gmachu imitującym krzyżacką izbę tortur, w którym tym razem ustawili widownię na wprost sceny, a miejsca na galerii są w 95% przypadków narzędziami tortur dla widzów, którzy chcieliby odebrać spektakl jako coś więcej niż słuchowisko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger