Nie wiem po co ten tytuł

              

poniedziałek, 25 listopada 2013

Mr. Right

Narratorką jest Louise, która tak poza tym jest postacią drugoplanową, bo główne postaci filmu to jej przyjaciele, tak się składa, że sami geje. Artysta, którego facet to nieprzeciętne ciacho z zamiłowaniem do drogich marek, za które płaci partner. Dzieciaty antykwariusz, który spotyka atrakcyjnego aktora, i producent telewizyjnej tandety, który pragnie utrzymać związek ze swoim efebem, jeszcze nie aktorem, ale całkiem uzdolnionym kelnerem. Zdrady, rozstania, nadzieje spełnione i rozwiane, ale bez większych dramatów, bez morderstw i spektakularnych gwałtów, kradzieży i rozbojów. Pominąwszy momentami okropną muzykę jest w tym filmie parę dobrych momentów. Najbardziej do gustu przypadł mi ten, kiedy kelner Alex w końcu dostał angaż jako aktor i zagrał w monodramie o Malthusie, ekonomiście z przełomu wieku XVIII i XIX. Spektakl cieszył się powodzeniem u miłośników Adama Smitha, ale zgryźliwi krytycy przypomnieli, że Malthus zalecał sterylizację długotrwale bezrobotnych. To powinno nieco powściągnąć podziw dla tej postaci, nieprawdaż. Przypomnijmy sobie przy okazji, że w idealnym państwie Platona niewydarzone noworodki miały być porzucane byle gdzie.

niedziela, 24 listopada 2013

Erogennym jawnogrzesznikom mówimy stanowcze „NIE!”

Katolicyzm ma z komunizmem tę wspólna cechę, że najbardziej się zajmuje zwalczaniem problemów, które sam powoduje. Dajmy na to gender, o którym dzisiaj w radiu maryja usłyszałem, że niszczy polską wieś. W porównaniu z księdzem Okiem to i tak dość powściągliwa opinia. Przypomnijmy, że według Oka w ramach gender usprawiedliwia się Kołymę, co według mojej klasyfikacji zalicza się do myślowego kału pomieszanego z rzygowinami. Ideowi katolicy są najbardziej opętanymi seksem osobami i dlatego mamy awanturę seksualną w Centrum Kopernika, gdzie pokazywano sfery erogenne człowieka. Jestem niemal pewien, że gdyby nie katolickie tabu otaczające seks, to nie byłoby o czym mówić. A przecież nie kto inny, a ludzie Kościoła przedwcześnie uświadamiają seksualnie dzieci ucząc je, że „nie cudzołóż”, „nie pożądaj żony”. (Dygresja: to takie głupie, że litości! Żona wymieniana pośród „innych rzeczy”.) I kiedy ktoś próbuje poważnie wytłumaczyć, co to tak naprawdę znaczy, robi się afera. Poza tym mamy znowu kał z rzygowinami, bo ten eksponat ma charakter pedofilski, jak donoszą „ludzie sprawiedliwi”.

Źródła: Depko, GW, ND.

Longhorns

Z okazji odkrycia polskojęzycznego serwisu OutFilm obejrzeliśmy sobie Longhorns. Tytuł nawiązuje
  1. do rasy teksaskich krów oraz 
  2. specyficznego szczegółu anatomicznego u wspomnianych krów bez jakiegokolwiek odniesienia do anatomii homo sapiens, a zwłaszcza samca tego gatunku ssaka.
Targetem filmu jest zdecydowanie homo, ale raczej nie sapiens. Nic nie szkodzi, bo w przeciwieństwie do Bronka Wildsteina, nie umiemy być tak mocno przejęci 24/7 rzeczami wagi najwyższej. Obejrzeliśmy sobie teksaskich chłopców w koledżu, którzy są bardzo heteroseksualni, ale dziwnie chętnie pomagają sobie ulżyć przy oglądaniu pornoli i nie mają zahamowań w pokazywaniu się nago. Jeden z nich, Kevin, doznaje pomieszania, kiedy poznaje Cesara, otwartego geja. Jest rok 1982, niby nie ma jeszcze takiego nacisku na tolerancję, ale przejawy jej braku malowane są w filmie w kolorach cukierkowych. Pamiętacie tę dziewczynkę z Balzaka i Małej Chinki, której osobowość mocno się skomplikowała po zetknięciu ze sztuka wyższą? W przypadku tego filmu nie ma takiego zagrożenia.

Płynące wieżowce

Kuba ma dziewczynę Sylwię i pasję życiową - pływanie wyczynowe. No i wszystko byłoby okej, ewentualne przykrości byłyby związane z tym, że Sylwia mieszka u niego, a on mieszka u matki, która czasem się wkurza, bo dziewczyna okupuje łazienkę. Ale Kuba ma jeszcze pewien sekret, bo po treningach na basenie zdarzają mu się sytuacje intymne z tym czy innym kolegą, na razie bez zobowiązań i skutków ubocznych. Zmiana zasadnicza następuje, kiedy spotyka Michała. Choć ta znajomość trzymana jest w ukryciu, to rzecz jasna Sylwia coś wyczuwa i przygląda się długo i uważnie a to Kubie, a to Michałowi. A tak poza tym chłopcy nie mają zahamowań, żeby publicznie się całować i nie tylko. To nie może skończyć się dobrze, ale więcej nie zdradzam, bo fabuła filmu jest raczej wątła. Jest w filmie scena coming-outu, którą można uznać za dowcipną, choć podszytą niewesołą refleksją. Film w ogóle jest dość ponury, a opowieść szkicowa. Kto chciałby lepiej zrozumieć, na czym polegała fascynacja Kuby Michałem, niech sobie da spokój (czego bym nie powiedział na przykład o Sile przyciągania). Seks momentami pokazany jest dość odważnie, przy czym jedna ze scen Kuby z Sylwią nawet ociera się o pornografię. PISF wyłożył na to publiczne pieniądze, więc podjął dość duże ryzyko. Ferfecki z Rzeczpospolitej i Legutko pewno już w proteście smarują górnolotne elukubracje o łzach Dzieciątka Jezus. Wątki homo stały się w polskim kinie ostatnio modne. W porównaniu z innymi krajami, na razie w Polsce tematem głównym jest oswajanie się ze zjawiskiem. W Szwecji, Francji czy USA kręcą też inne rzeczy, nie tylko o tym, że ktoś się musi zmierzyć się z prawdą o swojej seksualności. Tego nie należy interpretować jako zarzut wobec Płynących wieżowców, które w swojej kategorii są dość udane.

wtorek, 19 listopada 2013

Mamo, tato, jestem emesemem

Jestem emesemem, czyli MSM-em, mężczyzną mającym kontakty seksualne z mężczyznami. Termin MSM ma abstrahować od prymitywnego szufladkowania wedle orientacji seksualnej. Czyli można być heteroseksualnym MSM-em? Jak najbardziej. Do takich osób skierowana była akcja „Seks w moim mieście" Stowarzyszenia Lambda wspierana publicznym groszem i propagująca bezpieczny seks wśród MSM-ów. Twórcy zrobili ją na ostro, bez aseptycznego słownictwa medycznego, z użyciem mocnego języka i z odwołaniem do realiów, niebezpiecznie odbiegających od tego, co widzimy na przykład w pielgrzymkach na Jasną Górę. Stąd nawiązania do narkotyków, które często towarzyszą seksowi - nie wierzę, że tylko w wersji MSM. (Swoją drogą, cóż za ciekawa wieloznaczność pojawia się w skrócie MSW.) Podobno taki sposób przekazu dociera lepiej do celu. Ale dzięki Rzeczpospolitej, gazecie takiej, nie dotrze, bo po jedynce tamże stronę „Seksu" zamknięto. Fakt też jest oburzony. Chyba nawet oświecony minister Arłukowicz zainteresował się sprawą. Na stronach Rzeczpospolitej obejrzałem właśnie filmik, w którym niejaki Ferfecki zwraca uwagę, że treści ze strony „Seksu" sugerują jednoznacznie, że geje są wyuzdani, a ponoć aktywiści gejowscy twierdzą, że to stereotyp. Zdecydujcie się - nawołuje. Dwie sprawy: po pierwsze, brak legalizacji związków jednopłciowych oznacza brak szansy na zawieranie długookresowych zobowiązań życiowych. A po drugie: jeśli ktoś ma się wypowiedzieć, niech najpierw w imieniu heteroseksualnej większości wypowiedzą się aktywiści strejtowi, czyli hetero. Jak to u was jest: wyuzdanie czy wierność do grobowej deski? To albo to, tertium no datur. Do posłuchania: [X].

poniedziałek, 18 listopada 2013

Najsztub pyta

Premier trysnął
(energią) [X]
Pyta Kluzik-Rostkowską (nie Rostowską, jak napisali w Tok FM). Oto fragment dzisiejszego wywiadu odtworzony z pamięci, a tu jest pełna wersja.

Najsztub: Czy uważa pani, że premier tryska energią?
Kluzikowa: Tak, rządzi już sześć lat i nic się nie zmieniło.
Najsztub: A kiedy ostatnio trysnął?
Kluzikowa: Energią? Tak?

Tak, proszę pani, energią. Chyba nie żółcią bądź zniechęceniem.

Ginger jest tylko jedna

W odcinku 14 sezonu szóstego Mickey chce być Ginger i za to go kochamy (między innymi). Wersja filmowa.

niedziela, 17 listopada 2013

W tęczę Orzeł Biały patrząc, lot swój w niebo wzbił

Czas na garść moich bezwartościowych refleksji, bowiem mija niemal tydzień od udanych obchodów święta niepodległości, które w Warszawie uczczono spaleniem tęczy na placu Zbawiciela, atakiem na ambasadę rosyjską czyli sowiecką oraz na squatterów. Wszystko to w ramach tak zwanego marszu niepodległości, ale - jak tłumaczą rozsądni politycy - ludzie chcieli przejść spokojnie, lecz włączyły się elementy bandyckie, żeby zdyskredytować. Niemal jak ci naziści, którzy opanowali Niemcy i wywołali II wojnę, a potem się rozpłynęli w powietrzu. Elementy te zresztą nie tyle się włączyły, ale zostały włączone, wiadomo przez kogo. Chodzą słuchy, że za rok elementy zostaną włączone do marszu pod auspicjami prezydenta, co powinno ożywić tę niemrawą inicjatywę.

Teraz o tęczy. Przypomnijmy sobie, że tęcza to jest znak przymierza, które zawarł Bóg między nim a wszystkimi istotami, jakie są na ziemi. Jest to więc symbol o głębokim sensie religijnym. (Czy trzeba w ogóle dodawać, że „głębokim”? Przecież sens religijny nie może być „płytki”.) I ten symbol bluźnierczo zniszczono. I dobrze, symboli religijnych mamy w nadmiarze.

Za atak na ambasadę przeprosił prezydent i premier chyba też. To fatalnie, jak nam mówią, bo to już nawet nie jest polityka zagraniczna na czworakach. A w Rosji już następnego dnia ruszyła antypolska propaganda przy jednoczesnym wzmocnieniu ochrony polskiej ambasady w Moskwie. A to przecież nieładnie, to jak znęcanie się nad dzieckiem z porażeniem mózgowym i ślinotokiem, bo tak należy traktować Polskę, jeśli dobrze rozumiem oburzonych. Ale na szczęście ja nic nie rozumiem.


Wybrane przedstawienia Polski w sztuce starogreckiej

czwartek, 14 listopada 2013

Sprofanowana „Adoracja”

„Adoracja Chrystusa” przedstawia artystę Jacka Markiewicza, który adoruje figurę Jezusa lgnąc do niej swoim nagim ciałem. Praca pochodzi z roku 1993 i ma formę filmu wideo. W sensie technicznym więc nie doznała ona uszczerbku, kiedy zbulwersowany widz oblał ścianę czerwoną farbą [X]. Artysta przepytywany na okoliczność „obrazy uczuć” rżnie głupa i dziwi się, o co jest ten szum. No i dobrze, bo gdyby jednoznacznie deklarował się jako przeciwnik religii lub jakichś jej form obecności w życiu społecznym, to wbrew pozorom osłabiłby swój przekaz. A teraz można się zastanawiać, czy w ogóle można adorować Jezusa w taki sposób? Na pewno nie można? A może chodzi o prztyczek w nosek gremialnie niedouczonych katolików, którzy nie doczytali w swojej świętej księdze zakazu tworzenia jakichkolwiek wizerunków, Boga nie wyłączając. Wtedy Markiewicz mógłby być uznany za boskiego pomazańca, który pragnie wywieść lud swój z babilońskiej niewoli mentalnej. Tak oto zstępuje Duch i odmienia oblicze ziemi.

Gościu znużony, gościu strudzony, jeśli zabłądzisz kiedyś w te strony...

...zrób sobie kawę, herbatę albo siku. (Świeżo zasłyszane.)

wtorek, 12 listopada 2013

Shameless S06E05

W brytyjskim Shameless zauważyli Bonda z 2008 roku (mało udany epizod). Odcinek, o który chodzi, był wyemitowany w lutym 2009.


Tutaj jest lepsza wersja (o parę pikseli).

poniedziałek, 11 listopada 2013

Thor: Mroczny świat czyli Thor: The Dark World

W ramach podstępnej akcji dechrystianizacyjnej otrzymujemy kolejny film o skandynawskim bogu Thorze. Nie wiem, czy godzi się, aby chrześcijańskie dziatki chodziły na takie filmy, bo to chyba wbrew pierwszemu przykazaniu (?). Ale zaraz, na szczęście mamy wytrych, bo Odyn, tatuś Thora, wyjaśnia synowi - jakby ten nie wiedział w wieku paruset czy paru może tysięcy lat - że wcale nie są bogami, chociaż żyją dużo dłużej niż te śmieszne ludziki na Ziemi, a poza tym też się starzeją i można ich zabić. Aha, czyli te mity skandynawskie mają niby jakieś pokrycie w rzeczywistości. Ale co to za rzeczywistość? Według Malekitha, Mrocznego Elfa, nie powinna się ona wcale wydarzyć, jest wynaturzeniem pierwotnej postaci świata, pogrążonego w majestatycznym mroku. Ale doszło do nieszczęścia, wyodrębniły się te ohydne światy równoległe i zaroiły mieszkańcami, którzy przeciwstawili się Malekithowi. Dziadek Thora odniósł zwycięstwo, po czym zdeponował Eter, arcygroźną broń Malekitha w postaci czerwonych glutów, w sekretnym miejscu. Nadchodzi jednak nieszczęście, czyli koniunkcja światów, podczas której można sobie skakać między nimi, chociaż w sposób mało kontrolowany. Nieszczęsny Eter zostaje wydobyty z ukrycia, a losy wszechświata zawisły na włosku. Film otwiera narracja, która nam elegancko wyjaśnia założenia wstępne, ale potem narrator zamyka buzię, choć gdyby chciał nam opowiedzieć resztę filmu, to chyba by się nie zmęczył. No chyba, że infantylizmem tej historyjki, po której zapragnąłem obejrzeć jakiś film psychologiczny, najlepiej w 3D. Ale generalnie jest całkiem ok, jest dowcip, jest wystawność, jest miłość, największa z tych trzech.

Co to jest santorum?

Rick Santorum, senator z SZA i jeden z kandydatów na prezydenta, zauważył celnie
W żadnej społeczności definicja małżeństwa - z tego co wiem - nigdy nie objęła homoseksualistów. I to nie dotyczy tylko homoseksualizmu. Nie objęła też, jak wiemy, mężczyzny i dziecka, mężczyzny i psa, i wielu innych możliwości.
Aktywista gejowski... Ale to za chwilę, teraz musi być dygresja. Rozbawił mnie kiedyś Ziemkiewicz cymbalskim rozróżnieniem między gejem a homoseksualistą. Homoseksualiści, jak wiemy, siedzą sobie cichutko, a jak już muszą oddać się paskudnym czynnościom właściwym ich naturze, robią to dyskretnie w domowym zaciszu. A geje to ci, którzy się ze swoja aberracją obnoszą i chcą, aby uznać ją za normę. Koniec dygresji, wracamy do Dana Savage'a, geja, który postanowił uczcić senatora Santoruma chrzcząc jego nazwiskiem godne go zjawisko lub obiekt. Ogłosił konkurs, w którym wygrała następująca definicja.
Santorum - spieniona substancja powstała na skutek połączenia lubrykantu i substancji fekalnych będąca czasem produktem ubocznym seksu analnego.
Zródła: pierwsze, drugie.

środa, 6 listopada 2013

Gra Endera czyli Ender's Game

W ramach komunostalgii zauważę, że czytając fantastykę w PRL-u można było odnieść wrażenie, że jest to rodzaj przyjemnej literatury, niesłusznie pogardzanej przez tak zwanych mainstreamowców. Wrażenie podbudowane dwojako: działał wtedy filtr, który przepuszczał na rynek rzeczy lepsze, bo na gorsze po prostu szkoda było papieru - mam tu na myśli głównie ludzi związanych z miesięcznikiem Fantastyka. Drugi element to wiek pacholęcy, w którym fascynacja kosmosem jest czymś całkiem naturalnym. Usiłowałem obejrzeć niedawno odcinek serialu Kosmos 1999, swego czasu szalenie emocjonującego, ale przysnąłem. Teraz też zdarzają się w fantastyce rzeczy dobre, ale już raczej na zasadzie wyjątków. Piszę o tym, bo z Enderem zapoznałem się jeszcze za komuny, a mimo to zachwytu nie doznałem. To dziwne, jest kosmos, są złe robale, wszystko co trzeba - ale nie. Może dlatego, że to niezły pomysł na opowiadanie, czym pierwotnie była ta historyjka, ale nie na całą książkę. Przez trzy czwarte książki i filmu męczą tego Endera na różnych treningach i udało im się! On ma chwile słabości, oni mają wątpliwości, a główna niespodzianka to jest kaszka z mleczkiem w porównaniu z wieloma dzisiejszymi wyczynami fabularnymi. Przy takim wstępnym nastawieniu film można uznać za przyzwoity, ale pozostaje pytanie, czy było warto to przenosić na ekran? I męczyć biednego Harrisona Forda, który teraz błaga podobno agentów, żeby się już odczepili i dali mu spokojnie umrzeć. W co wierzymy bezkrytycznie, bo doniósł o tym The Onion.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Cyce widzę

By Wipler nie wszystek umarł

Jeśli zajrzę tu za pięć lat, to mogę nie wiedzieć już, że szacowny poseł Wipler, niegdyś w PiS-ie, obecnie, czyli kiedy to piszę, jest w usadowiony na jakiejś Kanapie Republikańskiej w towarzystwie Anny Streżyńskiej, która mogłaby się bardziej szanować.  Pewnie nadal siedzi na kanapie, ale już nie jako szef, a to na skutek zajścia o świcie w dzień roboczy (zazdrość), kiedy wytoczył się z lokalu stołecznego przy Mokotowskiej w nastroju chwiejnym, na przemian płaczliwym i w ryja przywalającym. Przypałętała się policjantka, której nie spodobało się kopanie w jej krocze jako forma komunikacji, więc użyła gazu pieprzowego. To wszakże nie zapewni Wiplerowi przejścia do potomności, ale mam inną koncepcję. Jak wiadomo, poseł pięknie tłumaczył okoliczności, w jakich doszło do spożycia alkoholu, bo jak wiadomo, z picia alkoholu należy zawsze umieć się wytłumaczyć. Żona posła zaszła, więc ją zostawił samą niebogą w domu, aby uczcić to wydarzenie, aby potem solidarnie z małżonką zachować abstynencję. I to byłoby dla mnie przykładem wipleryzmu, czyli racjonalnego uzasadniania bzdur. Tak jak moi znajomi, którzy pytani, czemu palą papierosy, wyjaśniali, że zaciągają się, żeby im nie zgasło. Wipleryzm nie ogranicza się do paru przykładów, jest powszechny jak prawo ciążenia. Czy wywody Michalika o dzieciach lgnących nie są wipleryzmem? Zdaje się, że samo uzasadnienie wprowadzenia tego nowego terminu to jest wipleryzmu znak - a to słusznie, a to nawet lepiej tak.

piątek, 1 listopada 2013

Mają Prawdziwego Fioła

Ale mają (albo już tylko mieli) też Sztuczne Fiołki w postaci czterech plansz zdeponowanych na portierni w częstochowskiej kurii. Sztuczne Fiołki to coś w rodzaju akcji artystycznej, której twórcy wchodzą w polemikę z tradycyjną bogoojczyźnianą polskością (między innymi). Nic więc dziwnego, że funkcjonariusze kurii byli zmuszeni do kradzieży plansz z wystawy miejskiej, a wybrali takie, które w ich pojęciu mogłyby namieszać wiernym w główkach. Przeczytałem o tym w tekście Dehnela (Polityka 42/2013), który zauważa, że idiotyzm tej akcji każe przypuszczać, że konsultowana była z Jerzym Urbanem. Na jednej z plansz Maryja dziwi się, że jest królową jakiegoś kraju, o którym nigdy nie słyszała, na innym anioł dyktuje ewangeliście Mateuszowi przepis na babkę drożdżową. Czy to obraża uczucia religijne, bardzo dla mnie nieoczywiste, bo ich nie mam? Albo i mam, skoro sądzę, że religia jako taka stanowi obrazę dla rozumu. Czy takie uczucia są chronione prawem w naszej rzeczypospolitej, którą z tronu rządzi Matka Boska? Oj, nie ma kuria częstochowska wiary w wiernych, skoro sądzi, że parę nędznych plansz może zwieść owieczki. Ale w gruncie rzeczy nie o to chodzi, lecz o to, że o ile ja osobiście uznaję cudze prawo do wyznawania szalonych poglądów, to Kościół katolicki w Polsce takiej postawy nie prezentuje. I do tego też ma prawo. Cieszę się ja, cieszy się Jurek Urban, że z niego korzysta.

Nie ma korupcji w Nowej Hucie

Ale podejrzenie było, bo urzędniczka wzięła od uczestnika przetargu kwotę 24 tysięce złotych, czyli peelenów. Sąd orzekł jednak, że jest to kwota nieznaczna, więc występek urzędniczki jest „mniejszej wagi”. Skład sędziowski został najwyraźniej przekonany przez urzędniczkę, która nie mogła sobie nawet przypomnieć przyjęcia tak mało znaczącej kwoty. Za to dyrektor firmy, który takimi śmiesznymi kwotami operował, został skazany na rok w zawiasach.

[Polski rolnik jak playboy, Polityka 44/2013]

Spotkał się z Lady Gagą i doznał zawodu

Julian Assange na protest song w wykonaniu amerykańskiej wokalistki nie ma więc chyba na razie co liczyć i musi zadowolić się musicalem „Gaga&Assange” zainspirowanym tym spotkaniem. To półtoragodzinna, ponoć dość zabawna śpiewogra, której fabuła – Gaga zaraziła Assange’a chorobą weneryczną i boi się, że ten, w ramach zemsty, opublikuje nagranie z ich wspólnych igraszek – jest ponoć pretekstem do rozważań o moralności, mediach i przeroście ego.
(...)
Musical „Gaga&Assange” to wypadek przy pracy. Zwykle redaktor naczelny WikiLeaks dokładnie kontroluje to, co o nim mówią, piszą i śpiewają, albo wręcz sam przejmuje inicjatywę.

[WikiMit, Polityka 44/2013]

W trosce o należyte zrozumienie słów arcybiskupa Michalika

Cytaty pochodzą z tekstu Bezwstyd dziecka (Polityka 44/2013).

Ofiarami gender często padają młode kobiety, które na skutek robienia zawodowej kariery muszą się rozwieść i są nieszczęśliwe. Przy okazji unieszczęśliwiają swoje dzieci, które z tego powodu zaczynają do każdego lgnąć, powodując pedofilię w Kościele.
(...)
W celu pozbawienia dziecka wstydu organizowane są zajęcia z przedmiotu edukacja seksualna, podczas których dziecko jest brutalnie wprowadzane w świat anatomicznych różnic między chłopcami a dziewczynkami. Zupełnie niepotrzebnie, zapewnia arcybiskup, gdyż „każde dziecko wie, jak jest zbudowana koleżanka czy kolega i nie musi tego przy świadkach dochodzić”. Zresztą jeśli dziecko nie wie, zawsze może pójść i zapytać księdza.
(...)
Dziecko cierpiące na brak wstydu może także szukać czułości u księdza lub katechety, stając się dla niego wielkim zagrożeniem. Prawda jest taka, że gdy tylko ksiądz lub katecheta obdarza takie dziecko ojcowską czułością, ono – powodowane brakiem wstydu – zaraz opowiada o tym ze szczegółami rodzicom, a ci biegną z tym do liberalno-lewicowych mediów.

Kuba Wojewódzki pisze

Po latach medialnych sukcesów Mandaryna, czyli Marta Wiśniewska, rezygnuje ze śpiewania. Wcześniej co prawda śpiew zrezygnował z Mandaryny, ale widocznie z powodu znacznych kłopotów z odsłuchem nigdy to do niej nie dotarło.

Jedną sprytną wypowiedzią trafił [arcybiskup Michalik] na pierwsze strony gazet całego świata. Popularność przylgnęła do niego jak dziecko do księdza.

[Polityka 42/2013]
The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger