Nie wiem po co ten tytuł

              

środa, 25 kwietnia 2018

Kobieta uratowana przed gwałtem przez geja, który zgwałcił niedoszłego gwałciciela?

Gwałt niech się gwałtem odciska, pisał wieszcz. Na poziomie prymitywnego poczucia sprawiedliwości - bardzo słusznie. Sęk w tym, że historyjka wygląda na zmyśloną, bo memy, które krążą w sieci, nie odnoszą się do żadnych wiarygodnych źródeł. Również relacja o Harringtonie z Florydy, który podobno przez pięć dni z rzędu znęcał się analnie na włamywaczach, nie jest szczególnie wiarygodna. Cóż, pozostaje nam chwilowo cieszyć się tą przemocą symboliczną, którą stosują wpływowe środowiska homoseksualne chcąc przeforsować swoją agendę wbrew rządom i episkopatom, ze szczególnym uwzględnieniem Polski.

Członkowie Towarzystwa Płaskiej Ziemi cieszą się

Beverly Sills w Muppet Show

Poradnik początkującego homoseksualisty: gra wstępna


Muzyka: The Arrow zespołu The Irrepressibles

Dojrzewanie błazna (Jonas Gardell)

Sięgnąłem po ten papierowy ebook zachęcony poprzednio czytaną, choć późniejszą książką autora. Przyznam, że jest niezła, ale książek niezłych publikuje się parę ładnych buszli rocznie, więc to słaba zachęta. Jeśli nie ma fizycznej możliwości przeczytania wszystkich niezłych książek, to warto stosować selekcję pod względem tematu, którym w tym przypadku jest trudna szkolna młodość - niezbyt dla mnie porywające. Główny bohater to Juha, który w szkolnej hierarchii plasuje się w niższych warstwach stanów średnich, więc wśród bliższych znajomych nie ma popularnych osób. Koleżanka Jenny ma podstarzałych rodziców, a Tomas - matkę Niemkę, i to jakby głównie określa ich niski status. Opowieść o czasach szkolnych przeplata się z listami pisanymi do Tomasa przez dorosłego Juhę, ale bez zamiaru ich wysłania. Juha jest tytułowym błaznem, bo wciąż próbuje być zabawny, zwłaszcza na lekcjach wychowawczych na wesoło, bo coś takiego było w szwedzkiej szkole. Kabaretowe występy Juhy odbierane są jednak mniej więcej tak, jak dowcipy Michaela z The Office, czyli bez entuzjazmu, mówiąc oględnie. Wychowawczyni może przynajmniej wyjść do kantorka, żeby sobie golnąć, ale reszta klasy musi grzecznie siedzieć i słuchać dowcipów Juhy. Słówko o stylu: chyba nie byłby w guście powściągliwej Szymborskiej. W późniejszej trylogii Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek było to nawet bardziej widoczne, gdy pozorny spokój bohaterów towarzyszył opisom ich duchowego piekła. Wesołe rodzinna wyprawa na łyżwy, których Juha nienawidził, jest tak spointowana: I podczas tych wspaniałych zimowych wycieczek wszyscy członkowie rodziny są szczęśliwi, szczęśliwi, szczęśliwi, a potem dostają zapalenia płuc i umierają. Kończąc zauważę, że byłoby lepiej, aby nadopiekuńcza matka Tomasa nigdy nie zorganizowała mu przyjęcia urodzinowego (jedna z naprawdę mocnych scen), a wydawnictwo uważniej sprawdziło, co wypuszcza na rynek. W moim egzemplarzu książki brakuje stron 81-96, co jest dziadostwem nawet w porównaniu ze standardami PRL-u.

środa, 18 kwietnia 2018

We troje czyli Somos Tr3s

We dwójkę jest ciężko ze sobą wytrzymać, a tu wmawiają nam, że ktoś miałby ochotę na pożycie we troje. Ta ochota wzięła się głównie stąd, że we dwoje średnio wyszło. Już kiedyś pisałem o niezłym filmie na temat trójkąta, ale tam raczej nie chodziło o seks w trójkę, ale o to, że jeden z chłopców miał chłopaka i dziewczynę, którzy o tym wiedzieli. Jak wówczas zauważyłem, do trójkąta potrzebny jest „dobry kodeks postępowania na tę okoliczność, który regulowałby kompetencje organów”. Trio złożone z Nacho, Any i Sebastiána niby się umawia w sprawie zasad, ale dopada ich proza życia w postaci walających się po domu skarpetek, późnych powrotów na kolację czy napadów bezsenności. Z tym można sobie poradzić, ale do tego potrzeba miłości. Jest to poniekąd paradoksem, że uczucie wzniosłe i głębokie w praktyce służy najczęściej do radzenia sobie ze zmywaniem po obiedzie i innymi przyziemnościami. Czy nasza trójka da sobie radę - nie powiem. A jeśli o organach mowa, to film pod tym względem jest dość obyczajowo śmiały. Postanowiłem to uczcić podstroną, na której można je zobaczyć na własne ryzyko. A tutaj jak zwykle załączam obrazek całkiem przyzwoity.

Chłopak z ekranu czyli Dreamland (lub Bwoy)

Jestem pod wrażeniem tego sensacyjnego odkrycia z roku 2016, że ludzie podszywają się w sieci za kogoś innego. Ale to jeszcze nie znaczy, że musi być kiepsko, choć film nie ma szans na medal za oryginalność. Również ta prawda, że średnio atrakcyjny facet po czterdziestce głupieje, kiedy słyszy komplementy i zachwyty pod swoim adresem od dwudziestoparolatka, nie wygląda na zbyt świeżą. Kiedy Brad zakłada profil randkowy online, sam jest średnio szczery, trochę zaniża wiek, za to koloryzuje swoją sytuację finansową, a jako target wybiera chłopców z Jamajki, bo niby tam często bywa. Yenny, którego sobie upatrzył, jest właśnie takim słodkim chłopcem, który jest przeszczęśliwy, że może sobie z Bradem poobcować online. Strasznie ciężkie ma chłopak życie, więc nic dziwnego, że Brad wspomaga go finansowo. Na zakończenie szykuje się przewidywalne rozczarowanie, czyli żadna niespodzianka. Zaskoczyłoby nas, gdyby Brad z Yennym się zeszli i rozpoczęli idylliczny żywot we dwoje - scenariusz, który obstawiłaby jakaś romantyczna panna odklejona od rzeczywistości. Film w udany sposób pokazuje kontakty bohaterów online, ale za sugestię, że geje na Jamajce mogą sobie żyć bez problemów, chętnie bym kogoś wybatożył.

wtorek, 17 kwietnia 2018

Sunset Limited czyli The Sunset Limited

Lee Jonesa talent przyparł, dlatego zrobił ten teatr telewizji, bo zapewne był pod wrażeniem sztuki McCarthy'ego. Postaci są tylko dwie i to bez imion: Biały i Czarny, ale ponieważ chodzi o pigment, bliżej prawdy byłoby: Bladoróżowy i Jasnoczekoladowy - obaj pomarszczeni ze względu na wiek. Nie wiemy, co dokładnie zdarzyło się na stacji Sunset Limited, ale Biały chyba próbował skończyć ze sobą skacząc pod pociąg, kiedy zainterweniował Czarny. Teraz siedzą w lokalu Czarnego i gadają. Biały jest wypalonym profesorem, a Czarny kocha Jezusa, więc punkt startowy jest interesujący. Może będzie ciekawa rozmowa o religii? Okazuje się, że tak, ciekawa, ale w zupełnie pokrętny sposób. Nie przypuszczałem, że można mówić na temat przez półtorej godziny i pominąć wszystkie znane mi dobre argumenty przeciw religii, a całą rzecz sprowadzić do pretensji pod niczyim adresem, że do dupy jest takie życie, które kończy się starością i śmiercią. Jest to ubrane w umiarkowanie porywające metafory, za którymi kryło się może coś więcej, ale niezbyt mi się chce dociekać. Cóż byśmy powiedzieli Białemu, który nie widzi sensu życia? Przede wszystkim, każdy człowiek sam nadaje sens swojej egzystencji - nawet wtedy, gdy ten sens odnajduje w Bogu. A jeśli straci poczucie sensu, jeśli życie jest tylko cierpieniem (choćby urojonym, z naszego punktu widzenia), to czy warto je podtrzymywać? Raczej nie, co nie znaczy, że należy przejść obojętnie. Czarny nie przeszedł, ale - że tak powiem - duchowo na tym nie zarobił.

piątek, 13 kwietnia 2018

Skala szarości czyli En la gama de los grises

Z Chile mam jak Vonnegut, który zapoznany kiedyś z człowiekiem stamtąd zdołał tylko zauważyć, że to taki długi kraj. O ile nie zapomnę, to przy takiej okazji będę mógł powiedzieć, że powierzchnię ma ponad dwa razy większą od Polski, a ludności - ponad dwa razy mniej. Wiem, bo sprawdziłem w sieci - w filmie akurat o tym nie mówią, bo to jest normalny film, nawet nie taki długi, jak byśmy oczekiwali. Bardzo ciężko jest zrozumieć głównego bohatera Bruna, który odszedł od żony i dziecka, choć tylko troszeczkę, bo nocuje u dziadka w warsztacie, ale często wpada do domu. Im dalej w las tym gorzej, a przyczyna jest prosta - Bruno sam nie wie, czego chce. Tytuł metaforycznie dobrze oddaje tę postać, która ma problemy z wyraźnym określeniem się. Może rzeczywiście chodzi o to, że miałby ochotę przerzucić się na chłopców? Akurat trafił mu się sympatyczny Fer, przewodnik po Santiago, więc jest okazja, żeby wypróbować seksualną alternatywę. Jak to często bywa - postać niepierwszoplanowa jest ciekawsza od głównego bohatera. Rzadko mi się to zdarza erekcja przy oglądaniu scen seksu, jak w tym przypadku. Co nie znaczy, że jest ona tutaj szczególnie odważna, no może troszeczkę ponad standard. Przy innej scenie z kolei miałem ubaw, bo to dość abstrakcyjna sytuacja, kiedy omawiasz swoje życie seksualne z dziadkiem, który mówi z podziwu godną wyrozumiałością „jeśli kochasz tego mężczyznę, to...”. Przy okazji tego przyzwoitego filmu proponuję następującą refleksję wszystkim dziewczętom zawiedzionym, że ich chłopcy okazali się gejami. Cieszcie się i bądźcie wyrozumiałe! Dużo to lepiej, niż gdyby wyszło na jaw po ślubie i dzieciach, jak to się przytrafiło żonie Bruna.

Powoli czyli Pihalla

Żaden z bohaterów nie ma na imię Seppo, gorzej: nikogo o tym imieniu nie widzę w obsadzie. Podejrzany ten fiński film. Ale nie jest to koprodukcja, jak znany mi Człowiek bez przeszłości lub Tom of Finland. Ani nie jest operą mydlaną jak Sekretne życie, z której obejrzałem na jutubie wypreparowany wątek homo. Oglądanie filmów na outfilmie odbiera połowę suspensu, bo zanim się to wyjaśni, dobrze wiemy, czemu zbliżający się do osiemnastki Miku jest dziwnie mało napalony na chętną pannę, z którą ostatecznie się jednak przespał. Było to w czasie imprezy zorganizowanej pod nieobecność rodziców przez starszego brata, który sprytnie się zmył nazajutrz, więc ominęły go pretensje przybyłych przed czasem przodków. Zaczynają się wakacje, które Miku spędza z rodzicami nad jednym z tysięcy fińskich jezior. Tam poznaje Eliasa, który również spędza wakacje z rodziną, choć ta rodzina jest jak z fejsa: „to skomplikowane”. Mama Eliasa cierpi na napady niesamodzielności i zobojętnienia, bo jest świeżo porzucona, a z kolei Elias porzucił swojego chłopaka i nie ma ochoty na nowy związek, na co zapewne liczyłby Miku. Fabuła jakich wiele, można by rzec, ale w tym ujęciu wyszło zadziwiająco nieźle, trochę dowcipnie, trochę smutno. Wcale ci Finowie nie są tacy powściągliwi, jak dyktuje stereotyp. Mama Miku jest babką narowistą, a jest jeszcze szurnięta siostra Eliasa i sympatycznie trzepnięty brat Miku. Najwięcej punktów zarobił u mnie ten film za scenę coming outu Miku. Niby nie sztuka zrobić to dobrze, ale można skopać, jeśli się postarać. Ciekawostka: według google'a pihalla nie znaczy „powoli”, lecz „na dworze” lub „na polu” - bo to różnie ludzie w Polsce mówią.

Bóg lubi to

Nawiązuję jeszcze do niedawno przeczytanej trylogii Gardella o homoseksualnych młodzieńcach w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, przed którymi życie stało otworem. Niestety nie wiedzieli, co to był za otwór. Jeśli AIDS był wyrazem woli Boga wobec rozpasanych homoseksualistów, co często było słychać wtedy i nawet dziś, to w takim razie seks lesbijek jest najbardziej miły Bogu, więc przy okazji trzeba przyznać rację posłowi Węgrzynowi. Według statystyk jest to bowiem najbardziej bezpieczna forma kontaktów płciowych, nawet lepsza od abstynencji, która na zasadzie przyczyny bądź czystej koincydencji łączy się często z przekonaniem o istnieniu bytów niewidzialnych i nienamacalnych. Nie wspominając o innych odchyłach.

środa, 11 kwietnia 2018

Lady Peacock

Po co fajni faceci zakładają kiecki, peruki i sztuczny biust, aby machać nim na scenie do muzyki z playbacku? Zadaję sobie to pytanie od pamiętnej Priscilli, ale tamten film o drag queens przynajmniej nie stawiał nachalnej tezy, że marzeniem gejów jest fikanie w kiecce na scenie lub przynajmniej oglądanie takich występów. Kto uwierzy w tę niewygodną dla mnie prawdę, łatwiej strawi ten film z wplecionym w fabułę konkursem drag queens, których występy ciągnęły się ponad naszą cierpliwość, więc parę razy zastosowaliśmy fast forward nic przy tym nie tracąc. Akcja skupia się na młodocianych gejach. Connorowi spodobał się Devin, nowy towar w klubie, ale ma na niego ochotę również Edwin, bardziej dlatego, aby odegrać się na Connorze za sprawki z przeszłości. Widzimy jasno, że Connor i Devin są dla siebie stworzeni, że chodzi o tę prawdziwą miłość, nie jednokrotne dymanko, ale między ustami a brzegiem pucharu bohaterowie muszą trochę odcierpieć. Widz też cierpi niestety, bo oprócz występów drag queens mamy jeszcze tanią realizację i nieudolne dowcipy w wykonaniu scenicznych prezenterek. Taka, zdaje się, była intencja twórców, ale niestety objęła całość filmu.

Kto mówi, że poezja?

Grzegorz Olszański
Utwór napisany przez Urzędnika Ministerstwa Kultury w ramach finansowanego przez Unię szkolenia creative writing

Z głębokim żalem zawiadamiamy,
że przedstawiony przez Pana wniosek
(choć frapujący i doprawdy ważki)
nie spełnia wymaganych przez nas

wymogów formalnych. Co więcej,
urąga on elementarnym zasadom
kultury, na której straży stać nam
przyszło (tak nam dopomóż Bóg!).

Czy zna Pan (pan) słowo „proszę”?
A „błagam”? Jeśli tak, to proszę
używać ich częściej. Potęga smaku

(na którą się pan powołuje)
nie w smak tu nikomu. Pokój z Panem
i z Pana pokojem. Data. Miejsce.

Z poważaniem: nieczytelny podpis.
Grzegorz Olszański
21 gramów (wypis z ksiąg bezużytecznych)

Tłuszcz z ciała normalnie zbudowanego człowieka
wystarczyłby do wyprodukowania siedmiu kostek mydła.

W organizmie znajduje się tyle żelaza,
ile potrzeba do wyprodukowania średniego gwoździa
i tyle cukru, żeby posłodzić filiżankę
kawy.

Fosforu wystarczyłoby na dwa tysiące dwieście zapałek.
Ilość magnezu pozwoliłaby wykonać jedną fotografię.

Do tego odrobina potasu i siarki,
lecz w ilości
niezdatnej do użytku.

Te surowce,
szacując wedle aktualnych cen,
warte są około

25 franków.
Tomasz Bąk
Astrologowie ogłaszają koniec miesiąca Ostatecznego Wygaszenia Cywilizacji Białego Człowieka

===/=; ===/=; ===/=;
polski tramwaj wykoleił się na Placu Niepodległości.

Właściwie na tym powinienem zakończyć.
Zapytajcie przyszłych historyków,
nikogo nie obchodzi to, że do incydentu doszło
w piątek rano, że motorniczy naprawiał skład,
który postanowił ruszyć bez niego. Powtórzę:

polski tramwaj wykoleił się na Placu Niepodległości.

Skład przejechał przez ścisłe centrum Łodzi.
Niekontrolowany przejazd tramwaju był kontrolowany
przez pracowników MPK, którzy nawoływali przez megafon
do odsunięcia się od torowiska. ===/=
Adresat nawoływań pozostaje anonimowy. Tak,

polski tramwaj wykoleił się na Placu Niepodległości.

Zapytajcie przyszłych historyków,
nie powiedzą nic o adresacie nawoływań,
nie nakreślą poprawnie trasy przejazdu,
nie wskażą marki i modelu składu,
bo nie będą wiedzieć o tym, że

polski tramwaj wykoleił się na Placu Niepodległości.

Przyszli historycy będą mieli wiele pracy
ściśle związanej z tym dniem. Z ostatnim piątkiem czerwca,
dniem, w którym eurokołchoz płakał nad sojowym mlekiem
rozlanym gdzieś w Great Yarmouth czy Thurrock. ===/=
Łzy i lewacy świata tworzą nagłówki klikalniejsze niż to, że

polski tramwaj wykoleił się na Placu Niepodległości.

Choć pewnie dałoby się to połączyć
bez strat w logice i ludziach, może nawet w wierszu
o suwerenności narodów i post-politycznym populizmie,
przyczynach, skutkach, przeszłości i przyszłości,
choć ja jednak wolałbym napisać o tym, że

polski tramwaj wykoleił się na Placu Niepodległości.

Chcę przez to powiedzieć, że opowiadając się przeciw
strukturom hierarchicznym nie powinno się dzielić
spraw na ważne i ważniejsze, choć klikalność to x-factor
być może bardziej istotny niż względny pokój na kontynencie,
Brexit, Grexit i wypierPol, ostatecznie to, że

polski tramwaj wykoleił się na Placu Niepodległości.

Chcę przez to powiedzieć, że wszystko może być możliwe,
być może Brytyjczycy porzucili niewydolną Unię Europejską
na rzecz sprawnej i perspektywicznej Grupy Wyszehradzkiej,
uczą się urzędowych: czeskiego, polskiego, słowackiego i węgierskiego
a rovery i jaguary oblekają w husarskie skrzydła i instalacje LPG, skoro

polski tramwaj wykoleił się na Placu Niepodległości.

Krzyczę przez to: DREAM BIG, SKY IS NO LIMIT, NIESKOŃCZONY!
WZROST W SKOŃCZONYM SYSTEMIE!!! Być może
Program Apollo to nie hoax, odcisk stopy na Księżycu
to nie fake, Łódź pochwali się jednocyfrową stopą bezrobocia
a Zabrze uzyska upragniony dostęp do morza, bo

polski tramwaj wykoleił się na Placu Niepodległości.

Być może istnieje życie na Marsie, suwerenne i niepodległe,
odporne na zakusy kornika drukarza,
dumne jak rakieta Bigos spadająca na Mrzezino.

Być może będę mógł przekonać się o tym możliwie szybko,
oby miejsce czerwonych było na Czerwonej Planecie
a nie na polskich brzozach, olchach i świerkach.

Kończy się czerwiec. Jestem spragniony i czerwony jak Mars.
Zapasy butelkowanej wody i kremów z filtrem
wykupili negacjoniści zmian klimatycznych.

Tak, być może życie na Marsie, być może gwiazdy i być może
peeling wszechświata, odbijający się od tafli oceanu,
w którym drobinek plastiku jest więcej niż ekosystemów.

Jestem tramwajem, torowiskiem, megafonem i piątkiem,

(CHCIAŁBYŚ!)

Placem Niepodległości, Polską, Grupą Wyszehradzką i Marsem.

(WOLAŁBYŚ NIE!)

Nie ma motorniczego, wszystko inne uparcie może być możliwe.

wtorek, 10 kwietnia 2018

Wyznania czyli The Falls (trzy filmy)

Jezus wprawdzie ani słowem nie wspomniał o gejach, ale święty Paweł już tak, choć wymieniał „grzech sodomii” na równi z rozwiązłością lub zniewieściałością, a chrześcijański sprzeciw wobec tych ostatnich nie wydaje mi się zbyt energiczny. Długowłosy facet, który obecnie występuje powszechnie pod brandem Jezusa, zasługiwałby na królestwo Boże w takim samym stopniu, w jakim zasługiwałaby Conchita Wurst. Główny problem bohaterów filmów z cyklu Wyznania to pogodzenie homoseksualizmu z religią. Mam na to bardzo prosty sposób, ale rozumiem, że nie każdy potrafi włożyć religię między bajki, wśród których umieszczamy wiarę w Zeusa, Odyna lub Inannę. Niektóre odłamy chrześcijaństwa nie mają problemu z gejami, choć argumentacja, która pozwala pominąć nieprzyjemne fragmenty Biblii, wydawała mi się zawsze naciągana. Po lekturze wywiadu z wierzącym gejem Gardellem, popularnym szwedzkim pisarzem, zrozumiałem, że swobodna interpretacja Pisma jest możliwa, bo jest ono zlepkiem różnych tradycji i różnych punktów widzenia na osobę Boga. Zatem wybieramy to, co ładne, bo reszta nie jest natchniona. Na froncie potępienia gejów katolicyzm trzyma się dzielnie. Nigdy nie zapomnę głupiej krowie Cherie Blair, żonie Tony'ego, demonstracyjnego przejścia na katolicyzm, bo anglikanizm niby odszedł od prawdziwej nauki Jezusa. Baba zachwycała się żywiołową religijnością ludności afrykańskiej, ale ani słowem nie wspomniała o haniebnym traktowaniu gejów w Afryce. Całe szczęście dla niej, że piekła nie ma. Filmowa trylogia opowiada o mormonach, którzy około dwudziestki posyłani są na misję (płatną przez rodzinę), w ramach której w parach prowadzą działalność misjonarską chodząc po domach i ulicach. Wszystkie trzy filmy są dość długie, ale z uszczerbkiem dla nastroju można by je swobodnie zmieścić w jednym pełnometrażowym, bo akcja nie jest zbyt dynamiczna. W pierwszej części chłopcy Chris i RJ się zapoznają, „obwąchują” i dość długo musimy czekać, aby doszło do zbliżenia, a potem nieuchronnego ujawnienia. W części drugiej nasi bohaterowie są rozdzieleni, Chris ma żonę i dziecko, a RJ „wybrał” homoseksualny styl życia. Spotykają się na pogrzebie znajomego z czasów misyjnych i stare uczucie odżywa, ale... No właśnie, kończy się dość dziwnie, w zasadzie nie wiadomo czym. W części trzeciej jest najdziwniej, bo chłopcy mogliby zacząć wspólne życie, ale na drodze stoi religia, co jednak nie przeszkadza im oddawać się miłości analnej. Trylogia jest dla mormonów dość miła, bo w zbyt pastelowych kolorach maluje tę słynną mormońską tolerancję wobec gejów. Wspominam o tym sarkastycznie, ale kto wie, jakie objawienia będą udziałem Dwunastu „apostołów” stojących na czele Kościoła. Objawienie zezwalające na kapłaństwo Afroamerykanów spłynęło na nich już w 1978 roku!

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Edward Staniek modli o szybkie odejście papieża Franciszka do „Domu Ojca”

Czyli inaczej mówiąc mówi papieżowi „spieprzaj, dziadu!”, a dokładniej do trumny spieprzaj. Jest to trochę dziwne, bo Staniek jest księdzem profesorem. Miast miejsca w parlamencie Krystynie Pawłowiczównie życzyłbym samorealizacji w szydełkowaniu, Jarosławowi Kaczyńskiemu - w obcowaniu z kotami, ale wobec żadnej z tych osób nie posunąłbym się do publicznych wyznań w stylu Stańka. Jak widać, miłosierdzie chrześcijańskie jest jak Światowid, wiele ma obliczy. Zawinił Stańkowi Franciszek swoim nawoływaniem do przyjmowania uchodźców, w ten sposób podobno odchodząc od nauk Chrystusa, który mówił: „byłem głodny, a nakarmiliście mnie, byłem przybyszem, a przyjęliście mnie” itd. (Mat. 5, 31-46). Nawet w Starym Testamencie jest zalecenie, aby przybyszów przyjmować. Dla jasności, nie jestem zwolennikiem przyjmowania setek tysięcy imigrantów, którzy i tak nie mieliby wielkiej ochoty na osiedlenie się w Polsce, ale odwołuję się do autorytetu Pisma, które - moim zdaniem - Franciszek interpretuje w zgodzie z duchem i literą. Jak twierdzi Mikołejko, inny profesor, ta niesłychana sytuacja zwiastuje rychłą schizmę kościoła polskiego od powszechnego. I przypomina o podobnej zdarzeniu z wieku XVI, kiedy ówczesny prymas Uchański sprzyjał podobnym pomysłom.

niedziela, 8 kwietnia 2018

Gdyby Jan Kochanowski ubierał się w H&M...

...obleczony w t-shirt z napisem „Don't quit” pochylałby się nad trumienką ze zmarłą Orszulką ubraną w letniczek pisany z tekstem „Less drama” (©️Kwiatek&G.).

Whole lotta love (Led Zeppelin)

To jest piękne i odważne wyznanie miłosne. W wersji dla dziewcząt i chłopców pasywnych: I wanna take every inch...

sobota, 7 kwietnia 2018

Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek - trzy tomy (Jonas Gardell)

Autor jest postacią nietuzinkową, oprócz bestsellerów o pedałach pisze poczytne książki religijne, a poza tym podobno również występuje na scenie jako komediant. A w dodatku jest mężaty i dzieciaty. Trylogia Gardella odniosła sukces w Szwecji, co bardzo dobrze świadczy o tym kraju. W Polsce większego rozgłosu nie zyskała. Na mnie książka wywarła wrażenie piorunujące, więc warto zapytać dlaczego? Tematem są geje w Sztokholmie umierający na AIDS w latach osiemdziesiątych, więc oczywiście zaszło tu zjawisko identyfikacji z „moimi ludźmi”. Czy byłbym przejęty lekturą, gdyby - załóżmy - AIDS było chorobą lesbijek? Na poziomie emocji zapewne nie, choć oczywiście uważam, że należy im się takie samo równouprawnienie jak gejom. Dla Szwedów mających się za otwartych i tolerancyjnych największym wstrząsem było zapewne przypomnienie im, jak to było naprawdę jeszcze niecałe czterdzieści lat temu. Można o tym poczytać w cytatach zamieszczonych poniżej, a zamieniając to na polskie pieniądze - był to kraj Pawłowiczówny i Terlikowskiego. Ofiary AIDS dzielono na niewinne, kiedy chodziło na przykład o zakażenie transfuzją krwi, i te „sprawiedliwe”, czyli wynikłe z grzechu promiskuityzmu. Tytuł jest wyjaśniony na samym początku książki - pierwsze ofiary AIDS trzymano w izolatkach, bo nieznany był jeszcze sposób przenoszenia choroby. Jedna z pielęgniarek została ofuknięta przez drugą, kiedy starła choremu łzę dłonią bez rękawiczki. Główni bohaterowie to para Rasmus i Benjamin, pierwszy z dalekiej prowincji, a drugi - mieszkaniec Sztokholmu, ale w sensie mentalnym również bardzo odległy od świata gejów, bo wychował się w rodzinie świadków Jehowy. Poznali się i pokochali, choć miłość miłości nierówna. Rasmus nie zrezygnował z przelotnego seksu, nawet z tym się nie kryjąc przed Benjaminem, który cierpiał, ale nie mógł przestać kochać partnera. A kiedy okazało się, że Rasmus jest zarażony, wydawałoby się, że Benjamin powinien przede wszystkim przejąć się tym, że on też. Nie wyjawię, co zrobił, a był to dla mnie jeden z naprawdę poruszających momentów. Obaj chłopcy są częścią większej paczki, której przewodzi charyzmatyczny i sarkastyczny Paul. Z biegiem czasu paczka się kurczy, a autor nierzadko z góry zapowiada, jaki los czeka bohaterów, co potęguje niepokój o bohaterów. Wesoły w czasie wigilii Paul będzie za parę lat umierał w samotności wyjąc z bólu... Pomimo tematu książki, nie ma w niej żadnych śmiałych opisów seksu między mężczyznami, więc polecam tę pozycję biskupom, proboszczom, nuncjuszom, prałatom i kanonikom. I w ogóle - całej ludzkości.

Przy okazji obejrzałem trzyczęściowy szwedzki mini-serial na podstawie książki. Gorąco doradzam odczekanie paru miesięcy po przeczytaniu, bo warto trochę zapomnieć. Serial jest zdumiewająco wierny książce, nawet w zakresie narracji, w której wciąż skaczemy po planach czasowych oddzielonych latami. Oglądany tuż po lekturze serial wypadł trochę blado. Może warto było jednak odejść od książkowej koncepcji? Ciekawe, jak by to wyszło, gdyby zdarzenia ułożono w porządku chronologicznym. To poniekąd smutne, że nigdy raczej się nie dowiem.

[Tom 1, 948]
Zaledwie trzy lata wcześniej [czyli w 1979 - G.] homoseksualizm był w Szwecji wciąż jeszcze oficjalnie uznawany za chorobę. Czołowi psycholodzy w kraju, jak na przykład Johan Cullberg, opisywali homoseksualizm jako defekt. Homoseksualny mężczyzna był godnym pożałowania infantylnym osobnikiem, kimś, kto zatrzymał się w rozwoju na stadium analnym, uzależnionym od matki, niesamodzielnym i tragicznym. Stanowisko to prezentowały także wychodzące w języku szwedzkim książki o tej tematyce, na przykład Homoseksualizm, pozycja, która ukazała się w oficynie Wahlström & Widstrand i miała ambicję być książką liberalną i życzliwą, przedstawiającą pozbawiony uprzedzeń i zgodny z duchem czasu obraz licznych problemów kojarzonych „z tym szczególnym odchyleniem”. Na okładce znajdował się tekst zapewniający, że autor kładzie nacisk na „kwestię możliwości przeciwdziałania rozwojowi homoseksualizmu”. Z książki można się było między innymi dowiedzieć, co zoolog Mogen Höjgaard ma do powiedzenia na temat „wykolejonych popędów w świecie zwierząt”.

Warto dodać, że owo piętno choroby częściowo zawdzięczano pierwszym homoaktywistom, którzy działali pod koniec wieku XIX i na początku wieku XX w Niemczech, takim jak Karl Henrich Ulrichs, Karl Maria Kertbeny i Magnus Hirschfeld. Prowadzili oni świadomą kampanię na rzecz postrzegania homoseksualizmu nie jako szkodliwej przywary, ale jako biologicznego defektu, tragicznego kaprysu natury – wszystko po to, by móc zabiegać o zapis w prawie, który zakazałby penalizacji kontaktów homoseksualnych.


[Tom 1, 1014]
W latach pięćdziesiątych przetaczały się przez kraj fale polowań na osoby homoseksualne, podsycane przez gazety codzienne, takie jak „Stockholms-Tidningen”, „Dagens Nyheter”, „Expressen”, „Aftontidningen” i „ Arbetaren”, które bezkrytycznie publikowały plotki, niepotwierdzone informacje i zwykłe bzdury, jakby stanowiły one prawdę. Rozwodzono się na temat satanistycznych mszy w homoseksualnych burdelach, sadystycznych lekarzy przypalających młodych chłopców papierosami i władzy homoseksualistów, którzy się wzajemnie popierają.

[Tom 1, 1026]
Warto dodać, że w Niemczech zachodnich nadal utrzymywano paragraf 175, czyli zapis prawny, który penalizował homoseksualizm i który swego czasu sprawił, iż homoseksualistów zamykano w obozach koncentracyjnych, gdzie oznaczeni różowymi trójkątami byli więźniami najniższej rangi – znane są relacje na temat homoseksualnych więźniów, którzy zabijali, żeby zdobyć żydowską żółtą gwiazdę i w ten sposób wspiąć się wyżej w obozowej hierarchii – ci, co przeżyli, jeszcze w 1982 roku nie mogli ubiegać się o odszkodowania dla byłych więźniów obozów, ponieważ zostali skazani zgodnie z nadal obowiązującym prawem.

[Tom 1, 1586]
Nic nie będzie już takie samo.
W przeciwieństwie do tłumaczki nie uważam, że tak należy pisać. W ramach dowcipu niekiedy tak oznaczam wpisy, ale jestem i pozostanę stanowczo przeciw.

[Tom 1, 2113]
Doktor Gunnar Nycander, poproszony przez popołudniówkę „Aftonbladet” o skomentowanie powstania organizacji, stwierdził, że to, iż homoseksualiści się zrzeszają, nie jest przecież bardziej dziwne, niż kiedy robią to chorzy na gruźlicę lub niewidomi – ze względu na otwartość umysłu ów lekarz uważany był za radykała.

[Tom 1, 2924]
Rasmus spał do jedenastej, a potem łaził po mieszkaniu w kalesonach i grubych skarpetach. O trzeciej włączył telewizor i obejrzał w samotności Kaczora Donalda.
Bo taki podobno jest szwedzki zwyczaj w wigilię.

[Tom 2, 900, regulamin gejowskiej komuny Paula]
Głosi on, że ewentualni heteroseksualni odwiedzający muszą przyjąć do wiadomości, że ich orientacja seksualna jest tutaj w mniejszości, a jej okazywanie jest zarówno niechciane, jak i może być gorszące dla mieszkańców kolektywu, dlatego odwiedzający heteroseksualiści proszeni są o możliwie jak największą dyskrecję i o ograniczanie do minimum ekspresji swojej orientacji poprzez pocałunki, trzymanie się za ręce czy inną fizyczną bliskość, po to, by ich zachowanie nie było bulwersujące dla homoseksualnej większości mieszkańców.

[Tom 2, 1142]
Kiedy popołudniówka „Expressen” pisze, jak można się zarazić, heteroseksualizm zostaje zilustrowany zdjęciem młodej pary połączonej romantycznym pocałunkiem. Tekst pod zdjęciem brzmi: „Delikatne pocałunki i cmoknięcia w policzek są całkowicie bezpieczne”. Homoseksualizm natomiast zilustrowano zdjęciem pleców łysiejącego, anonimowego faceta, który ogląda porno, a pod zdjęciem napisano: „Przelotne, anonimowe, tak zwane homoseksualne kontakty niosą ze sobą duże zagrożenie zakażeniem”.

[Tom 2, 1177]
Jonas Berglund, wirusolog i zastępca ordynatora w szpitalu w Lund, uważał, że należy przebadać całą ludność i zarejestrować nosicieli wirusa. Zaszedł w tym tak daleko, że poważnie sugerował, żeby zakażonych oznaczać tatuażami, aby nie mogli ukryć swojej hańby – trochę tak, jak postępowano z Żydami w nazistowskich Niemczech, zmuszając ich do noszenia na piersi Gwiazdy Dawida, aby dało się ich odróżnić od reszty ludności.

[Tom 3, 2019]
Norweski profesor Dag Øistein Endsjø w książce Seks a religia przedstawia makabryczny obraz tego, jak w Europie od czasów średniowiecza do współczesności okaleczano i mordowano homoseksualnych mężczyzn i kobiety.

W XIII wieku do starych praw wizygockich dodano nowe. Zgodnie z nim skazanych sodomitów powinno się nie tylko publicznie kastrować, lecz także wieszać za nogi i pozostawiać tak, by umarli.


Mniej więcej w tym samym okresie w Anglii sodomici byli żywcem grzebani w ziemi.


W Orleanie w czasach późnego średniowiecza po pierwszym wyroku za sodomię skazanemu obcinano jądra, za drugim razem penisa, a za trzecim był palony na stosie.


W okresie renesansu w Wenecji sodomitów karano na różne sposoby: niektórych wypędzano, innych sprzedawano jako niewolników, a jeszcze inni spędzali życie zakuci w kajdany, w więzieniu, albo byli wsadzani do klatki i w niej umierali – byli też chłostani, okaleczani, ścinano im głowy i palono ich.


W Treviso, innym mieście na północy Italii, mężczyznom i kobietom skazanym za uprawianie seksu z osobami tej samej płci przybijano organy płciowe do pala. Potem zostawiano ich tak na cały dzień do czasu spalenia.


W miastach hiszpańskich natomiast, takich jak Madryt czy Almería, mężczyźni skazani za homoseksualizm wieszani byli do góry nogami na szubienicy z obciętymi i zawiniętymi wokół szyi organami płciowymi.


Nie jest specjalnie zaskakujące, że homoseksualiści byli też jedną z grup prześladowanych przez nazistów. W obozach koncentracyjnych znajdowali się tak nisko w hierarchii więźniów, że zdarzało się, iż mężczyźni z różowym trójkątem gotowi byli zabić, żeby zdobyć żółtą gwiazdę.


Poza tym w przeciwieństwie do wszystkich innych, którzy ocaleli z obozów zagłady, homoseksualiści byli jedynymi, których prześladowanie zostało po wojnie uznane przez aliantów za zgodne z prawem.


Jest faktem, że po upadku Trzeciej Rzeszy nie wszyscy homoseksualiści zostali wypuszczeni z obozów koncentracyjnych, wielu alianci wysłali do innych więzień.


[Tom 3, 2040]
Poza tym dzieje się to w tym samym czasie, kiedy na przykład w Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher przegłosowane zostaje prawo Clause 28, które zakazuje rozprowadzania wszelkich materiałów informujących o homoseksualizmie. Pozytywne spojrzenie na homoseksualistów staje się karalne, więc w zasadzie zarówno dramaty Shakespeare’a, jak i wiele tekstów ze starożytności można uznać za niezgodne z prawem.

[Tom 3, 2129]
To samo społeczeństwo, które w roku 1987 usiłuje sobie poradzić z rozpowszechnianiem się choroby wśród homoseksualnych mężczyzn poprzez zamykanie klubów z sauną, „rekompensuje to” uchwaleniem w tym samym roku ustawy o związkach partnerskich, która daje parom homoseksualnym mniej więcej ten sam status, co będącym w takich związkach parom heteroseksualnym.

Chodzi o to, by na ile to możliwe przesterować męski homoseksualizm w pożądanym kierunku – jeśli już koniecznie musi istnieć, niech będzie monogamiczny i podobny do życia w heteroseksualnej parze.


[Tom 3, 3883]
We wtorki i piątki [jeden z bohaterów, ale nie zdradzę który - G.] chodzi z innymi panami do sauny na znajdującym się na starówce basenie Storkyrkobadet.
W takim razie mogłem się z nim zetknąć w roku 1999, jeśli pierwowzorem była prawdziwa osoba!

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

X+Y

Niespodziewana śmierć taty Nathana sprawiła, że nie zdążył wytłumaczyć żonie, w jaki sposób można nawiązać kontakt z synem. Ciężkie jest więc życie Julie, bo choć stara się bardzo - w nagrodę otrzymuje zawsze ten sam smutny wyraz twarzy, pretensje o złą liczbę frytek lub monosylabiczne mruknięcie. Nathan jest uzdolniony matematycznie, co w połączeniu z lekkim autyzmem wywołało u niego obsesję liczbami pierwszymi i geometrią. Klopsików ma być zawsze siedem, nie sześć, nie osiem. Tosty muszą być ułożone w kwadrat z przekątnymi. Na szczęście zaopiekował się nim nauczyciel Humphreys, niegdyś geniusz matematyczny, który w pewnym stopniu wszedł w rolę ojca, ale Nathan wyraźnie daje znać, żeby nie posuwał się za daleko. Ciekawe, czy międzynarodowa olimpiada matematyczna jest zorganizowana tak, jak nam to przedstawili. Nastolatki z całego świata lecą do Tajpej na eliminacje wstępne, a prawdziwy konkurs ma miejsce dwa tygodnie później w Cambridge. Spore koszty, a cel - wyłonienie sześciu kandydatów z każdego kraju - można by osiągnąć dużo szybciej i taniej. Uczestnicy są łączeni w pary chińsko-brytyjskie (nawiasem mówiąc, Chińczycy posłaliby kogoś do Tajpej, swojej zbuntowanej prowincji? - podejrzane), Nathanowi trafiła się sympatyczna Zhang, która stara się dotrzeć do kolegi, na razie w sensie duchowym. Czy w jakimś innym sensie - nie wyjawię, ale jasne jest, że znajomość z Zhang będzie miała spore znaczenie. Jestem pod wrażeniem odpowiedzi na temat miłości, jakiej udzieliła synowi Julie. Ładne było rozwiązanie zadania, które zaproponował Nathan (dla maniaków: nieważne, że liczby były w systemie dwójkowym, w dziesiątkowym argument też działa). Jestem jednak trochę znudzony powtarzającą się supozycją, że zdolnościom matematycznym musi towarzyszyć jakaś życiowa ułomność lub niezaradność. I również tym, że w równaniu musi pojawić się miłość, mówię to ja, cymbał brzmiący. [X]
The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger