Nie wiem po co ten tytuł

              

poniedziałek, 25 września 2017

G.F. Darwin - lokowanie Habadzibadły

[X]

Jakiś wiceminister mówi

Musimy mieć 100-procentową pewność, że wszystko, co dzieje się w Polsce, jest kontrolowane przez polskie władze. Czwarta władza też musi być polską władzą. (Wiceminister Paweł Lewandowski o planach „P”i„S” „repolonizacji” mediów.)

Z tej okazji miałem sen. Do władzy dochodzą homoseksualiści i korzystając z regulacji wprowadzonych przez „P”i„S” narzucają homoseksualną agendę Radiu Maryi.

niedziela, 24 września 2017

Joachim Brudziński mówi w Siedlcach

Gdyby nie wasze wsparcie, PiS nie wygrałoby wyborów, a nasz prezydent Andrzej Duda nie zostałby prezydentem, to zapewne dziś w Siedlcach rozglądaliby się już za działką pod meczet. [X]

Odważne słowa, we wrześniu chwalić się zdrajcą Dudą? I jak tu nie wierzyć, że weta w lipcu to była ustawka?

The Magicians, sezon 1, odcinek 1

Już w pierwszym odcinku do uniwersytetu dla magików wtargnęła przez lustro Bestia w garniturze. Dean, czyli dziekan, pobiegł na miejsce zdarzenia i tak się to skończyło.
Ku pokrzepieniu serc mamy Arjuna Guptę.

Co słychać w Twin Peaks?

Podobno serial miał być krótszy, ale przymusili Lyncha do jego wydłużenia, za to dali mu wolną rękę, co widać bo zaszalał. Redaktor Janecki zachwycił się ponoć szkatułkową konstrukcją, w ramach której na koniec wszystko się wyjaśnia. Nie dysponując tak wyrafinowanym organem poznawczym jak ów redaktor, muszę się nie zgodzić. W jednym z odcinków nieznanej panience wchodzi do ust jakaś szkaradna glizdowata maszkara, niespecjalnie wiadomo skąd się wzięła i jakie to ma znaczenie dla dalszego ciągu. To jedno z tysiąca pytań, ale to nic, bo przecież od początku czułem, że tu wcale nie chodzi o spójną fabułę z logicznym następstwem zdarzeń. Długie minuty poświęcono na wątek podstarzałej Audrey, która sprzecza się z mężem o jakieś pierdoły, pójdziemy do tego baru, czy nie pójdziemy. Poszli, ona zatańczyła i wyszli. Zobaczmy jak zaścielił sie trup, jeden z wielu.


W każdym odcinku grali, czasem nawet ostro. Oto Nine Inch Nails z piosenką She's gone.


Oraz The Veils z Axolotl. (Aksolotl to płaz, który umie się rozmnażać w stadium larwalnym.)

Polska - landrynkowe mocarstwo

Z audycji EKG z 20 września w Tok FM dowiedziałem się, że mamy w Polsce państwową wytwórnię cukierków. Może smaczne są? - zapytał redaktor Głogowski. Jeśli lubi pan landrynki, to pewno tak - odpowiedział gość programu. A czy pracownicy dostają deputat w landrynkach? - spytał redaktor. Odpowiedzi nie dostał.

Telewizor mówi

Tym, którzy nie utonęli, groziło jeszcze większe niebezpieczeństwo.

To o akcji desantowej aliantów w czasie drugiej wojny światowej. Paruset z 13 tysięcy spadochroniarzy utonęło, a pozostali byli narażeni na atak Niemców. Jak opadali, to zapewne myśleli: może się uda utonąć? 

Rudolf Pesch co?!

Viced Rhino opublikował film na jutubie poświęcony kwestii istnienia Jezusa. W Polsce istnienie Jezusa przyjmuje się jako oczywistość, ale gdzie indziej co innego jest oczywiste: nie ma żadnych pozabiblijnych świadectw na rzecz istnienia Jezusa, nikt nie zauważył tych wszystkich cudów, ozdrowień, zmartwychwstań... Rhino omawia film zespołu o nazwie The Impact 360 Institute, w którym dwóch animków dyskutuje tę kwestię, a po pięciu minutach ten sceptyczny już wierzy. Po drodze podparli się autorytetem parunastu wybitnych niezależnych myślicieli, wśród nich naszego tytułowego. Rhino przyjrzał się im wszystkim i wyszło mu, że co najwyżej pięciu można uznać za niezależnych, bo pozostali są księżmi, biskupami, otwartymi apologetami chrześcijaństwa lub coś w te paćki. Co do Pescha zaistniała komplikacja, bo wikipedia tylko po niemiecku o nim mówi cokolwiek, ale przecież mamy automatycznego tłumacza! To dzięki niemu wiemy, że „In 1962, he dropped his state sex” (3:43). Wyrzekł się państwowego seksu? Już w 1962 roku? We are amused.

poniedziałek, 11 września 2017

Twin Peaks, sezon 3 - próbny szkic zarysu wstępnej interpretacji

Ceci n'est pas Hatszepsut z Bytomia
Smuci nas to, że w serialu Twin Peaks podobno wszystko się wyjaśnia z biegiem czasu. Po obejrzeniu trzech pierwszych odcinków mam taki pomysł, że Laura jest w istocie Agatką z Krainy Grzybów cierpiącą na upośledzenie strun głosowych, a z kolei pod agenta Coopera podszyła się wiewiórka Małgosia, która uskuteczniła jabłko. Wspólnie z wiewiórką Małgosią jedzą sztuczne kwiaty, jednak nagle następuje awaria Małgosi [x], więc pies Zbigniew. Na nic wysiłek zamydlenia miękkich oczu, przecież widzimy, że chodzi o czekoladowego króliczka, zawsze o niego chodziło. Tudzież obecnie całokształt klarowny.

Jeśli ktoś nadal ma problem ze zrozumieniem, to przepuściłem powyższy tekst przez tłumacza Google'a. Niech se patrzy.

Jesteśmy smutni, że seria Twin Peaks ma wszystko, co do wyjaśnienia w czasie. Po obejrzeniu pierwszych trzech epizodów, mam na myśli, że Laura jest grzybem jadającym węża, Coopers, Malgosia i Malgosia jedzą sztuczne kwiaty, ale nagle to niepowodzenie Malgosia, więc pies Zbigniew. Bez wysiłku, aby zmiękczyć oczy, widzimy, że jest to czekoladowy króliczek, zawsze o tym. Teraz wszystko jest jasne.

środa, 6 września 2017

Chwała supermenom. Ideologia a popkultura (Przemysław Witkowski)

Jakie jest ukryte znaczenie oglądanego przez nas serialu? Co stoi za metaforą zombie, Batmana lub Sherlocka Holmesa w wysokobudżetowych produkcjach filmowych? Czy serial Seks w wielkim mieście jest rzeczywiście taki postępowy, jakim się wydaje na pierwszy rzut oka? Autor patrzy na popkulturę okiem lewicowym (prawiczki powiedzą: lewackim) i widzi ukrytą propagandę, która tym się różni od komunistycznej, że nie jest centralnie sterowana. Najmniej chyba autora zmęczyła analiza polskich produkcji serialowych ze względu na ich łopatologię. W Misji Afganistan religia jest okej, nawet jeśli nie chrześcijańska, aborcja jest be, polscy żołnierze na misji ,,stabilizacyjnej'' uczą miejscowych demokracji, a jak kogoś zabiją, to są smutni, choć scenarzyści zawsze dokładają starań, żeby widz był przekonany, że zabity sobie na to zasłużył. W ten sposób nasiąkamy pewnymi opiniami, które po pewnym czasie traktujemy jak oczywistości. W kwestii aborcji nawet zwolennicy jej dopuszczania obecnie często mówią o tym, jaki to dramat dla kobiety. A jeszcze trzydzieści lat temu był to standardowy zabieg nie obciążony szczególną traumą. Tkwimy w ideologicznej pajęczynie, jak - w świetnym porównaniu autora - ludzie średniowiecza przekonani o boskim planie, wedle którego zajmowali określone miejsce w społeczeństwie. I w ten sposób dzięki metafizycznej sankcji jakieś 3% procent populacji mogło na koszt reszty opływać w dostatki. Nawet panna posłanka Pawłowiczówna przyznałaby, że jest to wsteczna wizja porządku społecznego. Autor jest między innymi poetą, więc stąd na zasadzie licentia poetica mamy w tekście wiele wymyślonych słów i dziwnych konstrukcji językowych, ale postanowiłem się nie czepiać, bo lepsze to niż styl profesorski, z którym zdarza mi się stykać.

[491]
Zachodni buddyzm funkcjonuje jako doskonały ideologiczny dodatek do burzliwej kapitalistycznej realności. Zgodnie z jego duchem, zamiast próbować przeciwstawiać się technologicznym, ekonomicznym i społecznym zmianom, powinno się raczej wyrzec samego wysiłku mającego na celu zachowanie kontroli nad tym, co się dzieje.

[501]
Kiedy w ogólnoświatowym wymiarze triumfuje technokratyczny i mechanistyczny kapitalizm, tradycyjne wartości zostają coraz częściej zastąpione na poziomie „ideologicznej nadbudowy” przez niuejdż. Instaluje się on powoli jako hegemoniczna ideologia. Uzupełnia on sprawnie dawniej dominującą, kalwińską predestynację.

[667]
Niezależnie od tego, ile ironicznych żartów by nam nie opowiedział, Gregory House jest Georgem W. Bushem medycyny.
Krótko rzecz ujmując, metody działania House'a często są bezprawne i mało etyczne. Ale chociaż był skuteczny w leczeniu pacjentów, bo po wojennych operacjach Busha pacjent ma się dużo gorzej.

[782]
Polska transformacja ustrojowa obfitowała w cuda najróżniejszej materii – Polska Partia Przyjaciół Piwa, rap Pana Yapy czy nawrócenie Roberta Tekieli – bestiariusz kuriozów jest praktycznie nieograniczony i cudownie egzotyczny, gdy patrzymy na ten okres z dzielnych lat nastych.
Autor przypomina w przypisach fenomen Partii Przyjaciół Piwa. Mało kto pamięta, że jej posłem był Krzysztof Ibisz, podówczas najmłodszy w sejmie.

[893]
Tą wspaniale straszną, acz nieco zapomnianą produkcją, jest serial dla dzieci i młodzieży z 1993 r. – Bank nie z tej Ziemi. Opowiada on o perypetiach ducha – przedwojennego kolejno bankiera-bankruta-samobójcy – Henryka, który walczy o własne zbawienie, które zapewnić mu może tylko sukces rynkowy jego własnego banku.
Nie znam, ale opis zachęcający, nieprawda? Dzieci uczyły się z niego, żeby nie oczekiwać niczego od innych, czyli państwa, ale brać sprawy we własne ręce.

[1396]
Kiedy w Bułgarii Azis, gejowski cross dresser, wokalista czałgi (coś w rodzaju bulgaro-disco) zostaje drugim z kolei żywym na liście najważniejszych Bułgarów wszech czasów, polskie elity obrażają się na disco polo.
Według autora disco polo to reinkarnacja muzyki ludowej, która w starym wydaniu jest zombie i tak już chyba zostanie. Chyba coś w tym jest, w końcu powiedzenie „on słucha disco polo” brzmi zupełnie inaczej niż „ona przepada za Pendereckim”.

[1478]
Groźny pedofil-morderca to po prostu zrakowaciała tkanka, która może wykwitnąć w dowolnym momencie, w permisywnym, liberalnym społeczeństwie. Co nie znaczy oczywiście, że musi koniecznie wystąpić, ale sama ta potencjalność jest dla wielu przerażająca.
Nie do końca rozumiem znaczenia figury pedofila w ujęciu autora, który twierdzi, że znakiem naszych czasów jest to, że tak wyolbrzymiamy zagrożenie. Jest ono marginalne, tak jak katastrofy lotnicze, które mało kogo powstrzymają od latania samolotem. Statystyczny pedofil to nie żaden obcy, to najczęściej bliski krewny lub znajomy.

[1553]
Uhonorowano go, mimo że prowadził on dość nieustabilizowane życie erotyczne, romansował z mężatkami, płodził nieślubne dzieci, nie gardził prostytucją, a według niektórych przekazów, nawet dzielił łoże z mężczyznami [x].
Chodzi o Kościuszkę, którego umieszczono na PRL-owskim banknocie. Swoja drogą poza egzotycznymi monarchiami, żaden kraj w świecie nie emituje banknotów z władcami.

[1909]
Siedmiu czarnych i karlica, dziewczyna z chujem, facet z cipką, ludzie pterodaktyle, jedzenie z psiej miski odchodów i złote deszcze – widzowie generalnie nie są częścią tego życia erotycznego. A jednak są to łatwo dostępne produkcje pornograficzne, na które czy to w wersji online czy na DVD znajdują się liczni chętni.
Tak oto pornografia oderwała się od życia, jak melancholijnie konstatuje autor.

[2107]
Prawdziwym przeciwnikiem jest schludny i czysty biznesmen w szklano-betonowym budynku, ciężko pracujący za biurkiem, nad tym, jak jeszcze bardziej uelastycznić rynek pracy, jak podwyższyć czynsze, jak wyprowadzić z budżetu jeszcze więcej naszych pieniędzy. On będzie pamiętać, że cała ta zabawa w manifestacje służy tylko temu, żebyśmy „my” i „ oni” broń boże nie poszli razem na jego budynek giełdy, jego magistrat, jego urząd marszałkowski.
Chodzi głównie o zabawę w kontrmanifestacje przeciw narodowcom.

[2206]
Jeżeli nie porzucą obrony kapitalizmu, to będą tkwić na zawsze w kapitalistycznym ogrodzie zoologicznym, jako przegięte cioty, zniewieściali styliści fryzur i projektanci mody.
Takie są akceptowalne role gejów jako orędowników konsumpcji napędzającej biznes. Bo gejowskie „mięso armatnie”, które dostaje w zęby od narodowców, to nie jest nikt ważny.

[2357]
Z legendarnej niemieckiej wystawki już dawno ludzie z mikrobusem czy ciężarówką zrobili dobry biznes, pakując za Odrą na pakę śmieci, a nad Wisłą wypakowując towar.

[2464, o filmie Mroczny rycerz powstaje, czyli Batman kontra Bane]
Scena starcia sił porządkowych z armią Bane’a godna jest Bravehearta, Partioty i Bitwy Warszawskiej. Pędzący na karabiny maszynowe, uzbrojeni w rewolwery stójkowi, siekani jak tatar pociskami, mimo strat dopadają wroga i powalają go w walce na pięści – godne Złotej Maliny za scenę batalistyczną. Zresztą film jest pełen scen o patosie odpowiadających artystyczną jakością klipom Platformy Obywatelskiej, tylko z większym budżetem i operatorem profesjonalistą.
Według autora ów film to metaforyczna obrona kapitalizmu.

[2666, o filmie Warm Bodies]
W zasadzie tak mogłaby wyglądać metafora tego, co stało się po II wojnie światowej na zachodzie Europy, kiedy kapitaliści i rządzone przez nich liberalne demokracje przerażone wizją rewolucji komunistycznej idącej ze Wschodu, poszły na duże ustępstwa wobec proletariatu i stworzyły coś, co po upadku ZSRR z pasją rozmontowują – państwo socjalne.

[2708]
Niestety dla systemu ani Batman, ani Holmes, ani nawet smoki nie zatrzymają armii zombie, bo to my nimi jesteśmy i ani trochę nie jesteśmy martwi, a nasz głód jest więcej niż uzasadniony.
Jak widzimy, momentami autor chciał napisać nowy Manifest komunistyczny pod płaszczykiem omawiania błahostek. Zombie komunizmu krąży po Europie...

[2930, o fenomenie Justina Biebera]
Śpiewająca szczoteczka do zębów, inhalator na astmę, tiszerty, badziki, apaszki – setki gadżetów i bibelotów zawierających jego zdjęcie, sprawiają, że na konto młodzieńca wpływa rocznie ponad 50 mln dolarów.

[3063]
Okazuje się, że szczery „rozkurw” znajduje więcej uwagi u widza i słuchacza, niż sztuczne i wyprane z indywidualności produkty wytwórni fonograficznych. Trochę w tym nadziei, trochę jednak smutku.
Tu chodzi o Biebera i Miley Cyrus, którzy w toku kariery przeistoczyli się z aniołków kochających Jezusa w ikony wyuzdania, co nie nadwątliło ich pozycji w świecie show biznesu.

[3245, o serialu Czas honoru]
Ona tymczasem odpowiada „wolałabym zostać w domu i coś ugotować”. „Jak prawdziwa żona?”, dopytuje Bronisław, Wanda wzruszona potwierdza. Szczytem marzeń artystki jest zaspokajać potrzeby swojego mężczyzny, rodzić mu potomstwo i gotować. Tyle w rejestrach emancypacja przez działania artystyczne.

[3363, nadal o Czasie honoru]
Komuniści stosują tortury, kłamią, zdradzają i gotowi są wystawiać Polaków nazistom. Co ciekawe, pierwsi takie kroki podjęli Polacy, opuszczając w czasie nazistowskiej inwazji we wrześniu 1939 r. więzienie we Wronkach i nie uwalniając komunistycznych więźniów z cel. Oznaczało to dla nich pewną śmierć po wkroczeniu Niemców do tej przygranicznej wówczas miejscowości. Gdyby nie więźniowie kryminalni, którzy uwolnili lewicowców, zostaliby oni rozstrzelani przez faszystów.

[3486]
Pas transmisyjny nowej polityki historycznej działa bardzo sprawnie, tłocząc antykomunistyczną, patriarchalną i nacjonalistyczną „wiedzę”, produkowaną przez nową emanację Zakładu Historii Partii – Instytut Pamięci Narodowej do głów widzów z użyciem wygodnej audiowizualnej formy.

[3517, o serialu Misja Afganistan]
Dziennikarka chcąc się „Konaszowi” przypodobać mówi: „nie znałam twojego ojca, ale sądząc po tobie, jeśli jesteś do niego w połowie podobny, musi być świetnym facetem”. Zadziwiający rodzaj komplementu.

[3544, Misja Afganistan]
W jego postać wcielił się Eryk Lubos jako sierżant Stefan Zientecki, „Zbój”, mędrzec i mistyk kompanii. W wolnej chwili czyta świętą księgę islamu, kwitując jej lekturę głębokim wyznaniem: „oni w coś wierzą”, jakby wiara religijna wystarczała za uzasadnienie czegokolwiek i dodawała szacunku.

[3616, Misja Afganistan]
Włosy na twarzy krzyczącej z ekstazy dziewczyny „Konasza” przypominają bardziej motyw z japońskiego hororru Ring niż produkcje erotyczne. Bohater nasz podczas stosunku krzywi się niemiłosiernie i wygląda bardziej jakby cierpiał niż przeżywał ekstazę; jak gdyby się przymuszał.
Nie, nie, wojsku nie ma i nie było nigdy żadnych gejów.

Jasna noc czyli Nachthelle

Zacznijmy od znajomej Małgorzaty (imię zmienione), która w latach dziewięćdziesiątych miała bywałego w świecie chłopca ze znajomościami wśród obywateli krajów zachodnich. Każdy z nich w owym czasie był uważany za krynicę prawdy i piękna, choć po inwazji podpitych Angoli w Krakowie już od dawna tak nie myślimy. Koleżanka Dunka poleciła Małgorzacie film Orlando opisując go jako piękne, życiowe dzieło. Zachęcona Małgorzata film wypożyczyła, a w trakcie oglądania oczy robiły jej się z minuty na minutę coraz bardziej okrągłe. W rozpaczliwej próbie odnalezienia sensu dotrwała do piosenki finałowej, licząc na to, że dzięki niej film stanie się dorzeczny. W ramach mrocznego dowcipu mam zamiar polecać Jasną noc jako piękny, życiowy film. A tych, którzy z takim nastawieniem zaczną to oglądać, będzie trzepać jasna cholera. Ponieważ twórcy zaszaleli z mistycyzmem i niejednoznacznością, w jakimkolwiek omówieniu treści filmu w każdym zdaniu należałoby dopisać: „albo i nie”, „albo tak się im wydawało”, względnie „albo to był ich sen”. Anna ze swoim młodszym od niej facetem, Stefanem, przybywa do wioski swojego dzieciństwa w byłym DDR, która to wioska jest w stanie likwidacji wobec ekspansji kopalni odkrywkowej. Domem zajmował się Bernd, jej dawny chłopak z czasów szkolnych, który teraz też ma chłopaka, Marka. Oprócz tej czwórki w wiosce jest tylko jedna starsza pani w sklepie. Na razie jest ślicznie, realistycznie, a za chwilę mamy nogi na przemian czyste i ubłocone. Mistyczną chatkę, która jest wyrzutem sumienia Anny za spowodowanie samobójstwa kolegi w liceum. Rozdwojenie Anny, po którym jedna z nich cofa się w czasie i ogląda wydarzenia z ostatnich dni z nowej perspektywy, obserwując niespodziewane zainteresowanie Stefana Markiem. To odświeżające spojrzenie jest udanym pomysłem, ale nie w tym sosie. Żeby było śmiesznie, Marc jako jedyny zauważa, że Anny są dwie, ale to dla niego całkiem normalna rzecz, on ma doktorat z psychologii. Obejrzyjcie ten piękny, życiowy film.

Piękny drań czyli Handsome Devil

Katolicka Irlandia odstawia czasem niezłe numery, jak legalizacja małżeństw homo w referendum. To teraz konsekwentnie finansują takie filmy, po których obywatele  (i obywatelki) mogą sobie powiedzieć „Gej, ale dobry człowiek”. Historyjka opowiedziana w Draniu specjalnie oryginalna nie jest. Szkolny outsider Ned dzieli pokój w internacie z Conorem, który staje się filarem szkolnej drużyny rugby. Wkrótce Ned odkrywa wstydliwy sekret Conora i w bardzo napiętych okolicznościach ogłasza swoje odkrycie licznie zgromadzonym przez megafon. Jak na to zareaguje banda homofobów, którzy składają się na szkolną drużynę rugby? Ku pokrzepieniu serc, rzecz jasna, z wyłączeniem serca Terlikowskiego i jego kolegów z Frondy. Film stara się być zabawny, szczęśliwie z powodzeniem. Koledzy z Para-męt pytają, czy momenty były. Wzruszające, zabawne, przewrotne - owszem, były. Tych, o które im naprawdę chodzi, nie zauważyłem.

Legalizacja trolli w internecie? Już się cieszę

Jeśli miłościwie nami rządzący w trosce o prawdę w internecie zalegalizują trolling internetowy, to obiecuję korzystać z tego prawa na stronach poświęconych religii. Według projektu nowego prawa, jeśli dobrze pojąłem, wszędzie w polskim internecie pojawi się formularz, poprzez który będzie można zgłosić niezgodność z prawdą zamieszczanych treści. Teza o istnieniu Boga jest mocno wątpliwa, więc ilekroć się z nią spotkam wypełnię formularz. Nawiasem mówiąc niedawne posunięcie Wyborczej, która uniemożliwiła komentowanie swoich treści osobom trzecim, jest chyba ruchem zapobiegawczym na wypadek uchwalenia nowego prawa. Zabawię się we wróżkę. Jeśli uchwalą przepisy o prawdzie w internecie, to w ciągu paru tygodni większość publikacji na portalach informacyjnych będzie oznaczona jako niewiarygodna. I będzie z tego tyle pożytku, co z ostrzeżeń na pudełkach z papierosami.

Loev

Amalgamat gtm z PSF, czyli więcej pytań niż odpowiedzi. Tytułu polskiego ta produkcja nie ma, więc ja zaproponowałbym ,,Ćmiłoś''. Mężczyźni trzymający się publicznie za łapki lub obejmujący się czule to nierzadki w Indiach widok, ale homoseksualizm jest tabu. Uchodzi, jeśli jest udawany, nawet w Bollywood (To właśnie przyjaźń). Postawmy teraz parę pytań. Co naprawdę łączy Sahila, menedżera piosenkarzy z Bombaju, z japiszonem Jaiem, który przyjechał ze Stanów na weekend? Nie wygląda na to, że byli kiedyś parą, ale czy na pewno? Dlaczego Sahil jest tak przywiązany do Jaia, choć ma bardzo dobry powód, aby go znienawidzić? Czemu Alex, facet Sahila, godzi się bezproblemowo na wspólny weekendowy wyjazd Sahila i Jaia? Kim do cholery jest ów Junior, z którym Alex przychodzi na obiad z Sahilem i Jaiem? Czy słuszny jest domysł, że tematem filmu jest toksyczna, niespełniona miłość? Nie zaryzykowałbym stanowczej odpowiedzi na żadne z tych pytań. Mimo to film robi dobre wrażenie, bo sztampy nie sposób mu zarzucić, i choć jest wiele znaków zapytania, bohaterowie wyglądają i zachowują się jak ludzie, a nie kartonowe postaci skrojone na potrzeby scenariusza. Nieco lukrowane zakończenie przykrywa smutna wiadomość o śmierci aktora grającego Sahila, który z talentem obdarzył tę postać rysem sarkazmu, szczęśliwie nie popadając w przesadę. 

Holding the Man

Timothy Conigrave zmarł w 1994 roku mając 35 lat, krótko po napisaniu książki, na podstawie której zrobiono film ponad dwadzieścia lat później. Scenariusz pisało życie, które w tamtych czasach nie odznaczało się oryginalnością, jeśli chodzi o gejów - temat główny to brak akceptacji i AIDS. Opowieść zaczyna się w połowie lat siedemdziesiątych, licealista Tim jest zakochany w koledze Johnie. Z początku nic nie wskazuje, że cokolwiek z romansu wyjdzie, ale po niedługim czasie stali się kochankami. Nawet kiedy sprawa wyszła na jaw, chłopcy postawili się swoim rodzicom, co zwłaszcza w przypadku religijnego ojca Johna wymagało większej odwagi. Parę lat później widzimy chłopców robiących sobie test na HIV, niestety pozytywny. Wyglądali na wierną sobie parę, więc skąd? Twórcy filmu skorzystali z okazji, żeby widza skołować, ale rzecz się wkrótce wyjaśnia. I tak zaczyna się dramat medyczny, biedny John zapada na raka starając się w miarę możliwości zachować pogodę ducha, a Tim musi patrzeć na konającego ukochanego. W tej sytuacji nie sposób się nie wzruszyć. W medyczne detale wchodzimy ostrożnie, aby nimi nie epatować, za to poczuć grozę sytuacji. Scena, w której John całkiem dosłownie wydaje ostatnie tchnienie, pozostanie w mojej pamięci do mojego ostatniego. Są też kwiatki obyczajowe, kiedy ojciec Johna przesadnie troszczy się o nieprzesadnie wielki majątek, który miałby odziedziczyć Tim. Myśl, że Tim patrzy z nieba na sukces swojej opowieści byłaby krzepiąca, ale mojej ateistycznej duszy musi wystarczyć poczucie satysfakcji, że się o Timie i Johnie pamięta. My z Kwiatkiem zauważylismy z pewnym rozbawieniem, że seks analny zaliczyli chłopcy po trzech latach miłości. A na njivickiej Gay Bay są tacy, co rozpoczynają znajomość od analu i na nim ją kończą. 

Poeta amator od paru lat nie pisze nowych wierszy, bo po co, skoro te napisane są wciąż wzruszające

- Dla kogo?
- Dla autora przecież.

(Nie zdradzę o kogo chodzi, ale o nikogo z mojej rodziny.)

Don't do it in Dundo

Lepiej jaja lizać kundlom,
lepiej podróżować trumną,
albo nawet Fiatem Punto,
niźli czekać na stek w Dundo.

Chodzi o restaurację Dundo w Njivicach. Jeśli ktoś się tam wybiera, radzę zarezerwować dużo czasu na zgłodnienie i zapewnić sobie dobre towarzystwo na długa rozmowę. Nie należy się przy tym spodziewać, że przyniosą wam to, co zamówiliście.

Wanna z kolumnadą. Reportaże o polskiej przestrzeni (Filip Springer)

Szczecin
Na początek ostrzeżenie: to nie jest książka na czarno-biały czytnik ebooków. Kiedy doszedłem do rozdziału o pastelozie przesiadłem się na tablet, żeby docenić urodę blokowisk filuternie popaćkanych na tęczowo. Urbaniści coś tam ględzą, że lepiej byłoby nie czynić z bloków dominującego elementu krajobrazu, ale są w mniejszości. Urbaniści to ci ludzie, którzy projektują chodniki krzyżujące się pod kątem prostym, którymi nikt normalny nie będzie chodził - no i się doigrali. Ponieważ o nowym budownictwie w Polsce decydują deweloperzy, prostopadłe chodniki od dawna wydają się sympatycznym dziwactwem w zestawieniu z nowymi "udogodnieniami", takimi jak okna sąsiednich budynków, przez które można sobie sól podawać, brakiem komunikacji z resztą świata, zieleni, parków, sklepów itd. I te słynne płoty, które mają dać poczucie bezpieczeństwa, a dają tylko jego iluzję. Sam mam w swojej okolicy takie absurdalne ogrodzenie oddzielające jedno osiedle od drugiego, postawione chyba na złość, żeby na plac zabaw widoczny za płotem trzeba było drałować ponad kilometr. Bardzo przygnębiająca ta książka, w ramach odtrutki musiałem zajrzeć do kazań Skargi. W kontrze do książki mamy posłowie Stasiuka, który chwali sobie ułańską fantazję Polaków. Oczywiście, esencja kiczu architektonicznego w postaci hotelu Venecia Palace w Michałowicach to miły wybryk, ale już hotel Gołębiewski w Karpaczu, laureat paru archi-szop, to poważny lokalny szkodnik, przez którego splajtowało wiele lokalnych poniemieckich pensjonatów. Inny drobiazg to samowola budowlana - pozwolenie na budowę wprawdzie było, ale pięter miało być mniej, inny dach, a urzędnik, który chciał Gołębiewskiego za to ukarać, dostał propozycję zmiany pracy. Najsmutniejszy jest chyba rozdział o rzece. Jeszcze sto lat temu Wisła w Warszawie tętniła życiem, oczywiście kiedy nie była skuta lodem. Pływały po niej barki, tanie statki wycieczkowe, a niemało ludzi wprost mieszkało na wodzie. Pod koniec maja przez rzekę płynęły jesiotry, największe okazy długością przewyższają czlowieka. Przestały płynąć jeszcze przed pierwszą wojną. Młyny i tkalnie napędzane nurtem rzeki straciły rację bytu. Rzeka stała się zbędna. Podobno w Krakowie jest z Wisłą lepiej, chyba się tym zainteresuję. Inna sprawa to wszechobecne reklamy na budynkach, billboardach i w zasadzie wszędzie. Podobno zysk z reklamy zasłaniającej budynek w dobrej lokalizacji przewyższa zyski z czynszów, więc zdarzają się w centrach miast pustostany funkcjonujące jako stojaki na reklamy. A te są często wieszane nielegalnie, najważniejsza jest zgoda właściciela budynku, umowę podpisuje się z jednodniową spółką, magistrat potem może zadziałać w trybie urzędowym i nawet jeśli w mękach ustali, kogo ukarać, to mandat będzie tylko skromnym uszczerbkiem z zarobku. Sprzedawcy powierzchni reklamowych robią, co mogą, żeby nie doszło do wprowadzenia regulacji prawnych. Mniej tu chodzi o obostrzenia, a bardziej o to, co przy tej okazji odkryto w Wielkiej Brytanii. Przeprowadzono tam badania skuteczności oddziaływania reklam zewnętrznych i wyszło na to, że efekt jest praktycznie zerowy. Nie sądzę, aby w Polsce było inaczej. Swego czasu Kraków zasłynął z tego, że wprowadził rygorystyczne zapisy dotyczące szyldów i znaków informacyjnych w Starym Mieście. I, rzecz to niesłychana, egzekwował je energicznie przez cały miesiąc, bo później pieniądze poszły na inną akcję. Reszta Krakowa nie jest chroniona tymi regulacjami, więc mogłem przez długi czas w drodze do pracy podziwiać lokal, który miał wielki napis APTEKA na witrynie, nieco mniejszy na drzwiach, oraz wielki szyld APTEKA, który przesłaniał połowicznie szyld z napisem APTEKA. Ku utrapieniu Stasiuka aptekę zamknięto, nawet nie bardzo wiem, co tam jest zamiast niej, widocznie za mało szyldów zamontowali.

[76]
Możemy polecieć samolotem, wsiąść w Monachium (na wieży lotniska zobaczymy napis „München”) albo w Pradze (na wieży będziemy mogli przeczytać „Praha”) i wylądować w Warszawie (z wieży powita nas „Samsung”).

[311]
W efekcie powstają plany koszmary, w których nawet trzy czwarte terenu mają być zabudowane blokami.
W efekcie tego, że zainteresowanie ładem przestrzennym to prawdopodobnie ostatnia rzecz, której wymaga się od radnych.

[382, przed wojną]
Trudno w to uwierzyć, ale Polska miała wtedy jeden z najlepszych systemów planowania przestrzennego w Europie, a wiele krajów podpatrywało go i wdrażało u siebie.

[1573]
Cytat byłby długi, więc krótko streszczę. Przez Katowice płynie Rawa. Władze miasta zamarzyły o bulwarach, wydały grubą kasę na chodniki, ławki, balustrady, z których nikt zdrowy na mózgu nie skorzysta, skoro rzeka jest tym, czym jest - betonową rynną, którą płyną ścieki.

[1587, z Wisłą w Krakowie nie jest źle...]
Być może dlatego zniknięcia pozostałych krakowskich rzek – Dłubni, Wilgi, Rudawy i Prądnika – nikt specjalnie nie zauważył.

[1607]
W 2010 roku wielka woda znów nawiedziła Wrocław i znów zalała Kozanów. A właściwie jego część, wybudowane już po powodzi tysiąclecia nowe osiedla. Ich mieszkańcy desperacko walczyli o swój dobytek, a te wysiłki oglądała w telewizji cała Polska. I tylko niektórzy zadawali sobie pytanie, jak na terenach, które w 1997 roku były po prostu gigantycznym jeziorem, mogły powstać nowe domy. Odpowiedź na to pytanie była niezwykle prosta: te domy mogły powstać tylko dzięki temu, że ktoś postanowił przemilczeć istnienie rzeki w pobliżu.

[1684]
W latach dziewięćdziesiątych Łódka regularnie pojawiała się znikąd i zalewała ulicę Zjazdową [w Łodzi], odcinając od świata największy hurtowy rynek warzyw i owoców w kraju.

[1799]
Zimą 2012 roku przyglądam się facetowi biegającemu dookoła kępy drzew na Marinie Mokotów.
– Co się pan tak patrzy? – pyta, mijając mnie któryś raz.
– Po prostu patrzę –odpowiadam.
– Ale w jakimś celu?
– Z ciekawości.
– A co pana tak ciekawi?
– Że panu tak nie nudno wokół tych drzew biegać. Strasznie dużo musi pan tych kółek zrobić, żeby mieć jakiś dystans.
– Zazdrości pan?
– No właśnie nie. Nie lepiej by było panu tam w parku pobiegać? Większy jest.
– A mam wezwać ochronę do pana?
– Przecież przez płot patrzę, z chodnika.
– Ale to jest teren prywatny, nie można tak.
– Nie mogę nawet patrzeć?
– Ja wezwę ochronę, niech się pan stamtąd nie rusza.
Byt określa świadomość, a życie w zamkniętym osiedlu rzuca się na mózg.

[1920]
Któregoś wrześniowego ranka 2006 roku na bramach kilku warszawskich osiedli zamkniętych pojawiły się solidne łańcuchy zapięte na jeszcze solidniejsze kłódki. Założyli je warszawscy anarchiści. Postanowili w ten sposób zaprotestować przeciw grodzeniu przestrzeni, które wcześniej były wspólne. Uwięzieni mieszkańcy klęli na czym świat stoi, a zdezorientowani ochroniarze szukali czegokolwiek, czym mogliby przeciąć pancerne łańcuchy. Akcja anarchistów była najbardziej spektakularnym głosem w dyskusji o osiedlach zamkniętych w Polsce.

[2454]
Przed wyborami prezydenckimi w 2010 roku Sławomir Nowak, szef kampanii Bronisława Komorowskiego, powiedział:
– Billboardy są formą bardzo agresywnej kampanii wyborczej, bo są obecne na każdym rogu polskiej ulicy i irytują ludzi. Chcieliśmy w szczególnej kampanii uniknąć takich form zaśmiecania przestrzeni. 
To pewnie dlatego kampania wyborcza prezydenta Komorowskiego była prowadzona na siatkach wielkoformatowych wiszących na budynkach w największych polskich miastach. Także tych mieszkalnych.

[2712]
W Poznaniu władze miasta najpierw ogłosiły nowy regulamin dotyczący wieszania reklam na miejskich obiektach i budynkach (stanowią one nie więcej niż dziesięć procent zabudowy centrum), a tydzień później obwiesiły balustrady i przejścia podziemne plastikowymi płachtami, które zawiadamiają o zawodach sportowych nad Jeziorem Maltańskim.

[2870, mówi Hubert, aktywista miejski z Grupy Pewnych Osób]
Zacząłem dyskutować z jedną panią. Siedziała w takim plastikowym kiosku, całym obsranym przez ptaki. Tłumaczyłem, że jak ona będzie miała estetyczną knajpkę, to jej będzie się milej pracowało, a klientom lepiej spożywało. Zaczęła na mnie wrzeszczeć, żebym jej nie wyjeżdżał z jakąś estetyką, że mi za studia rodzice zapłacili. Zrobiło się bardzo merytorycznie, więc sobie poszedłem.

[3069]
Lichtenstein - 2304,
Dania - 1120,
Portugalia - 1100,
Finlandia, Norwegia-  997,
Łotwa - 800,
Czechy - 636,
Węgry, Litwa - 600,
Rumunia - 550,
Polska - 255 godzin lekcji plastyki w podstawówce i gimnazjum.
Liczby podane wyżej odnoszą się do porównywalnych czasowo etapów edukacji.

Those people

Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie... Albo jedno i drugie naraz, ale wtedy rzecz się gmatwa do stopnia niesłychanego. Tę rzecz rozmaglowano w filmie na przykładzie dwóch przyjaciół gejów. Przez chwilę myślałem, czy dałoby się to przerobić na wersję hetero, i wyszło mi, że tak, z wyjątkiem jednej sceny, w której trzech chłopców wskakuje do jednego łóżka. Dramat w małym stopniu dotyczy problemu akceptacji gejów, bo tu chodzi o to, czy warto zamienić prawdziwą przyjaźń na kiepski seks, jak to ujął Sebastian, kiedy Jonathan, jego przyjaciel od piętnastu lat, wyznał mu miłość. Jonathanowi nie jest łatwo z tym uczuciem, bo komplikuje jego relacje z pianistą Timem, a jest to partia, za którą każda matka chciałaby wydać swojego syna. Nam widzom też bardzo by się podobało, gdyby Jonathan z Timem miłośnie spleceni dotrwali do końca życia, lub choćby filmu. No i proszę mi wyjaśnić, czemu się nie dało nakręcić takiego filmu, wiecznie muszą być te komplikacje. Na pocieszenie mamy przystojną obsadę i profesjonalną produkcję.


Jedna z zabaw w filmie polega na śpiewaniu tej piosenki razem z wykonawcą. Ambitne.

King Cobra

Jak na niszowy temat obsada jest zaskakująco dobra - w sensie znanych nazwisk. Jako odbiorca sztuki pornograficznej muszę przyznać się do braku głębszego zainteresowania kulisami tej twórczości. Czytając wywiady z gwiazdami porno odniosłem wrażenie, że nie są dużo mądrzejsze od wywiadów ze zwykłymi aktorami, więc darujmy sobie. Film powstał na podstawie książki opartej na faktach, a opowiada historię drastyczną ze światka producentów pornografii. Mówiąc wprost, poleje się krew, choć wcześniej poleją się inne substancje, ale spokojnie - tego nam w filmie wprost nie pokażą. Przyczyna może wydać się błaha: młodziutki Brent Corrigan (pseudonim) podpisuje kontrakt z firmą Cobra, staje się niezwykle popularny, więc nie mogąc liczyć na podwyżkę odchodzi z Cobry, ale okazuje się, że zrzekł się prawa do używania pseudonimu. To jakby coca cola od jutra miałaby zmienić nazwę na super cola. Kto by kupił takie dziadostwo? Szef Cobry ukrywa się przed rodziną - w sensie orientacji seksualnej i sposobu zarabiania na życie. Próbują go wyswatać z miłymi dziewczętami, ale prawda wyjdzie na jaw. Co do Brenta, spełnił swoje marzenie, aby być reżyserem. Na fali popularności początkowo kręcił głównie ujęcia swojego tyłka, ale ma już niepornograficzny gtm na swoim koncie.

Dyktanda (Stanisław Lem)

[231]
Pewna wróżka obok łóżka, patrzy, widzi, leży gruszka. Urząd finansowy jest to organ administracji, którego zadaniem jest udój obywateli.

[252]
Podeszwy podajemy lekko obsmażone, posypane szczypiorkiem. Chcąc sprawić estetyczny efekt, brzeg talerza garnirujemy wyłupionymi wrogom oczami. Oczu tych, stanowiących ozdóbki, jeść nie należy.

[293]
Legenda głosi, że żaden misjonarz jeszcze tak Murzynom nie smakował. Wspominając wieczerzę, wykrzykują: “Jakiż to był dobry, delikatny i lekkostrawny czlowiek!".

Tequila (Krzysztof Varga)

Kiedy czytam pisarza Vargę, mam niestosowne skojarzenia z Joycem i strumieniami świadomości. (A moja polonistka płynęła strumieniem podświadomości, "naród żyje, dopóki nie umrze...".) Jak podejrzewają najtężsi filologowie, powieść Finnegans Wake opowiada o pisaniu listu przez żonę w obronie męża podejrzewanego o czyny lubieżne, jak obnażanie się przed niewinnymi dziewczętami. Niewykluczone, że jest to tylko czyjś sen, męża, żony lub ludzkości. W przypadku Vargi nie ma problemu z niejednoznacznoscią fabuły, ale jest z jej rozmachem - rozmachem płazu, co w skorupie wzbił się ponad wody trupie. I to niezbyt wysoko. Cała treść książki to monolog wewnętrzny głównego bohatera, który niesie trumnę z bębniarzem ze swojego zespołu. Gruby był, więc nie ma lekko. Na szczęście jest jeszcze język, który na moje ucho jest narzeczem Muńka Staszczyka dość przebiegle przez Vargę podsłuchanym i literacko przetworzonym. W przeciwieństwie do Joyce'a - da się czytać.

American Gods (sezon 1, odcinek 3)


Na obrazku powyżej widzimy Salima, który ma właśnie zamiar poobcować sobie z dżinnem o płonących oczach. Jest w serialu też pare innych postaci, którym dżinn na pewno chętnie wyznałby miłość analną.

O północy w Pera Palace. Narodziny współczesnego Stambułu (Charles King)

Współczesny Stambuł to oczywiście miejsce magiczne. Jego urok zadziałał na mnie w sposób odmieniający życie, bowiem właśnie tam pod koniec miesięcznej podróży po Turcji miałem sen koszmarny, w którym okazało się, że wszyscy poza mną widzieli cudowne freski, mozaiki, świątynie i antyczne posągi. To mocno nadwątliło moją pasję turystyczną, a parę lat później dobiła ją porcelanowa imitacja sałaty w muzeum w Lille. Stambuł bynajmniej nie zasługuje na takie słowa, daleko mu do Beer Szewy, której najpiękniejszy pejzaż można podziwiać przez tylną szybę odjeżdżającego autobusu (jest to ponoć cytat z pewnego przewodnika po Izraelu). Żeby przekonać się o magii Stambułu wcale nie trzeba widzieć Hagii Sofii, cystern czy meczetów. Wystarczy poczytać. Już fakt, że była to stolica cesarstwa rzymskiego, która przetrwała tysiąc lat po upadku Rzymu, nieźle zdumiewa. Mieszkańcy tak zwanego Cesarstwa Bizantyjskiego byliby zdziwieni takim określeniem, bo uważali się za Rzymian, choć mówili po grecku. Śmiertelny cios zadali Bizancjum łacinnicy, a późniejsze zdobycie Konstantynopola przez Turków ponad dwieście lat później było już tylko smutną historyczną koniecznością. Tak narodziło się Imperium Osmańskie, które programowo było państwem wielonarodowościowym i - przyznać trzeba - nieźle pomyślanym. Jasne że islam był faworyzowany, ale system tak zwanych milletów stwarzał dobre warunki do życia wyznawcom innych wierzeń, nawet sefardyjscy Żydzi znaleźli schronienie w Stambule po wygnaniu z Hiszpanii. Imperium nie było pomyślane jednak na tyle dobrze, żeby przetrwać więcej niż pół tysiąclecia. Świat się zmieniał, wymyślał haubice i iperyty, podczas gdy Osmanie obmyślali plany dozbrojenia jazdy konnej, a co gorsza - wstępowali w fatalne sojusze. I tak oto po zakończeniu pierwszej wojny doszło do poniżającej okupacji, która de facto sprowadzała się do kontroli Stambułu i okolic przez Brytyjczyków, Francuzów i Włochów. Okupantom nie przeszkadzał marionetkowy sułtan, dopiero rewolucja Mustafy Kemala, zwanego później Atatürkiem, skłoniła władcę do wyjazdu, okupantów zresztą też. Świecka republika nie była już tak tolerancyjna wobec innych narodowości, jawnie dyskryminowano nietureckich przedsiębiorców i właścicieli. Chociaż założyciele republiki nie byli bezpośrednio umoczeni w rzezi Ormian, uparcie zaprzeczali, że miało to miejsce, a po nich wszystkie kolejne rządy tureckie.

[1007]
U wrót lokalnych piekarni tłoczyli się młodzi chłopcy, posyłani przez matki z przeznaczonymi do wypieku domowymi ciastami na miedzianych tacach.
A moja babcia sama zanosiła serniki do pobliskiej piekarni. Tu warto wspomnieć, że w starym Stambule mało kto gotował posiłki we własnej kuchni, nawet jeśli miał takową. Jedzenie zapewniali pracodawcy i liczni domorośli kucharze.

[1264]
„Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że ćwierć miliona ludzi straciło życie przez pogryzienie przez małpy”, miał później zauważyć Winston Churchill.
Chodzi konkretnie o jedną małpę, która spowodowała śmierć greckiego króla Aleksandra. Jego proniemiecki następca Konstantyn nie mając poparcia Ententy wbrew buńczucznym zapowiedziom nie zdołał doprowadzić do rozbioru Imperium Osmańskiego. Małpa uratowała Turcję przed rozbiorem.

[2200]
Artyści nie są w stanie mieszkać w dzisiejszej Rosji – stwierdził smętnie treser szczurów. – Atmosfera nie sprzyja sztuce.
Na początku lat dwudziestych poprzedniego stulecia do Stambułu przybyli „biali” Rosjanie (a wśród nich jeden Murzyn! - Frederick Bruce Thomas) uciekając przed pogromem. Kozaccy oficerowie wsiedli na okręty zostawiając swoje konie na brzegu Morza Czarnego. Widząc swoich panów wypływających na pełne morze, wierzchowce rzuciły się za nimi i utonęły na ich oczach. Rosjanie nad Bosforem radzili sobie jak mogli, mnie szczególnie spodobał się pomysł Amerykanina Whittemore'a, który zorganizował młodym Rosjanom kursy dokształcające, po których wysyłał ich na znakomite europejskie uniwersytety. Tenże Whittemore był później inicjatorem przekształcenia Hagii Sofii w muzeum, gdzie odsłonięto stare bizantyjskie mozaiki. Z tych czasów wywodzi się fascynacja Bizancjum 

[2272]
To było smutne wydarzenie, wspominał Willy Sperco, przygnębiające niczym samopoczucie po orgii.
Tak skomentował pogrzeb wspomnianego Thomasa, który przez krótki czas prowadził rozrywkowy bar w Stambule, lecz ostatecznie poniósł fiasko.

[2406]
Po 1918 roku alianckie wysokie komisje przystąpiły do przywracania formalnego systemu licencjonowania i inspekcjonowania domów publicznych, praktycznie odtwarzając część ram prawnych, które przestały obowiązywać po upadku panowania Osmanów. Jak było do przewidzenia, zadanie nadzorowania licencjonowanych przybytków uciech powierzono Francuzom. Ci wprowadzili rozróżnienie domów publicznych przeznaczonych dla oficerów i tych dostępnych dla szeregowych żołnierzy, ujednolicili cennik usług i zarządzili cotygodniowe inspekcje medyczne przeprowadzane przez francuskich lekarzy.

[2414]
Zwłaszcza w armiach okupacyjnych – stacjonujących daleko od kraju, w napiętej i delikanej sytuacji politycznej – dostarczanie żołnierzom przygodnego seksu było dla dowódcy zadaniem nie mniej ważnym niż zapewnianie odpowiedniej aprowizacji czy uzbrojenia.

[3091, o słowie "Turek" przed założeniem republiki]
Określenie to na ogół było zarezerwowane dla wiejskiego prostaka, który lepiej czuł się na oślim grzbiecie niż w eleganckim świecie Stambułu.

[3336, o domu rodzinnym Halide Edip]
Przy łagodnych podmuchach wiatru pikowały gołębie, a w niewielkich fontannach rzeźbione lwy pluły wodą do szemrzących sadzawek.
To ja chyba rzeczywiście miałem trudne dzieciństwo.

[3490]
Rok później [czyli w 1927 - G.] Mustafa Kemal wygłosił trzydziestosześciogodzinne przemówienie znane jako Nutuk, w którym wyłożył nową wersję historii walki narodowowyzwoleńczej, potępiając swoich wrogów i umieszczając się w centrum wydarzeń.
Po trzydziestu sześciu godzinach uwierzyłbym we wszystko.

[3574, o przodkach poety Nazima Hikmeta]
Wśród swoich przodków ze strony matki miał zasłużonych żołnierzy i uczonych, między innymi hugenockiego sierotę i polskiego szlachcica, który przeszedł na islam i wstąpił do armii sułtana.

[3770]
Szanowny Panie – napisał, zwracając się do Mustafy Kemala. – U wrót Konstantynopola mam zaszczyt zakomunikować Panu , że na turecką granicę przybyłem nie z własnej woli i że przekroczyć tę granicę mogę jedynie, poddając się przemocy. Zechce Pan, Panie Prezydencie, przyjąć wyrazy odpowiadających temu uczuć.
Tak pisał Trocki w 1929. Z niejasnych dla mnie powodów Stalin wygnał Trockiego z Rosji i dopiero potem doprowadził do jego morderstwa w Meksyku. Zanim to się stało Trocki spędził parę lat na wyspie niedaleko Stambułu.

[3841]
Podobnie jak w XIX wieku Karol Marks, również Trocki chętnie korzystał z życzliwości kapitalistów, z którymi pewnego dnia miał nadzieję się rozprawić.
Robił to między innymi publikując swoje teksty w zachodniej prasie. Churchill określił je „jojczeniem znad Bosforu”.

[4868]
Zanim pociąg ruszył w podróż do Turcji, zidentyfikowano dwie niemające właściciela walizki, lecz w ogólnym pośpiechu pracownicy misji postanowili dołączyć je do reszty bagażu, a kwestię ich własności wyjaśnić po przybyciu do Stambułu.
Mowa o pospieszniej wyprowadzce ambasady brytyjskiej z Sofii po przyłączeniu się Bułgarii do Państw Osi w 1941 roku. Jedna z walizek z ładunkiem wybuchowym eksplodowała w hotelu Pera Palace. Tuż po wybuchu jeden z Brytyjczyków pobiegł do drugiego hotelu i wyrzucił stamtąd drugą walizkę. Ta jednak nie wybuchła. Po tym zdarzeniu rząd brytyjski wypłacił Turkom odszkodowanie, co dziwi, bo w tym czasie z pewnością było wiele innych ważniejszych pozycji w budżecie. Warto wspomnieć, że w czasie drugiej wojny Turcja zachowała neutralność, a dokładniej - okoliczności jej na to pozwalały. 

[5176]
15 grudnia 1941 roku pędzony skierowanym na południe prądem powierzchniowym Bosforu statek Struma dyskretnie rzucił kotwicę w Stambule.
W rzeczywistości była to barka do przewozu bydła. Na jej pokładzie było ośmiuset Żydów, którzy chcieli przez Stambuł przedostać się do Palestyny. Nikomu poza paroma osobami nie zezwolono zejść z pokładu. Palestyna była wówczas pod zarządem brytyjskim, który bał się reakcji miejscowej ludności na fale żydowskich imigrantów. Cały problem ze Strumą ma kafkowski posmak urzędniczych barier nie do przezwyciężenia. 24 lutego 1942 roku barka została odholowana na pełne morze i tam storpedowana przez rosyjski okręt podwodny.  Ocalała jedna osoba. W latach późniejszych udało się zorganizować transport Żydów przez Stambuł. Za sprawą Amerykanina Iry Hirschmanna i Angela Giuseppa Roncallego, delegata apostolskiego, wypracowano procedury dla żydowskich imigrantów do Palestyny. Roncalli pocztą watykańską rozsyłał odpowiednie dokumenty dla uchodźców, z którymi mogli pojawić się w Stambule. Uratowano w ten sposób nieco ponad trzynaście tysięcy ludzi. Przypomnijmy, że Roncalli to późniejszy Jan XXIII.

wtorek, 5 września 2017

Mroczna wieża czyli The Dark Tower

Nie będąc pilnym czytelnikiem Kinga z niejakim zaskoczeniem przyjąłem do wiadomości, że obejrzałem ekranizację opus magnum tego amerykańskiego Kraszewskiego od straszenia. Film o intronizacji Jupiter sprzed paru lat wybitny być może nie był, ale trochę inwencji włożono w to, aby widz jakoś strawił kosmiczne przygody bohaterki, która na wstępie czyściła kible. Nie trzeba wiele, pół godziny wystarczy. Na wprowadzenie widza w świat, a raczej wszechświat Mrocznej Wieży nie zmarnowano nawet sekundy. Tytułowa wieża stoi sobie na jakiejś planecie we wszechświecie, złe siły chcą ją zniszczyć, a za każdym razem kiedy próbują, na Ziemi (czyli w Ameryce) trzęsie się ziemia i nadciągają burzowe chmury. Najgłupszy chyba jest pomysł superbroni użytej do tych ataków, bo są to wzmocnione fale mózgowe ziemskich dzieciątek. Ataki są mało udane, bo te małolaty są gorszego sortu, nie tak jak parapsychiczny geniusz Jake, który przez intergalaktyczne portale ucieka przed złymi pod opiekę rycerza Rolanda. Czyli dementujemy, Roland ma się dobrze, a mózg mu się wcale nie wylał uchem. Naczelny wódz złych sił dysponuje nie lada mocą jako ten Jan Ciągwa, wystarczy, że rzuci "Przestań oddychać", i grzecznie go słuchają. Akurat na Rolanda to nie działa,  a powód jest bardzo prosty, tylko zapomnieli nam to wyjaśnić. Mniemam, że książka bardziej subtelnie obchodzi się z czytelnikiem, a jeśli nie, to żądam od amerykańskich konsumentów kultury wytłumaczenia się z lansowania gniotów. Daję czas do piątku.

Profesorka Urszula Dudziak - orędowniczka barebacku

Seks z prezerwatywą prowadzi do uzależnienia, stosowanie antykoncepcji jest przejawem niedojrzałości, a sperma ma zbawienny wpływ na kobiety. Takie są poglądy ekspertki Ministerstwa Episkopacji Narodowej, która miała wpływ na treści przekazywane dzieciom w szkole. Przeczytałem nawet, że to nie są aż takie głupoty, bo w spermie jest i witamina C, i testosteron, który pobudza kobiety seksualnie, mężczyzn zresztą też. Ups, czyli prędzej uzależni się osoba, która nie stosuje prezerwatyw, wbrew innym twierdzeniom Dudziakowej (a może Dudziakówny?). Napaleńcom i napaleńczyniom zwrócę tylko uwagę, że są chyba bezpieczniejsze metody pozyskiwania tych życiodajnych substancji niż seks bez gumki.
The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger