Nie wiem po co ten tytuł

              

wtorek, 29 kwietnia 2014

Seks-skandal na wtorek

Frazier Glenn Miller, niegdysiejszy szef Ku Klux Klanu, został w przeszłości przyłapany na seksie z prostytutką. Czarnoskórą. Męską. To być może jest troszeczkę zabawne, chociaż wyszło na jaw w makabrycznych okolicznościach, bo po morderstwie trzech osób dokonanym przez Millera. Przy okazji na stronach Faktu można wziąć udział w ankiecie.


Słuszna odpowiedź jest tylko jedna, nieprawdaż. Tak, tak. W takim razie jakieś sto lat temu połowa ludzkości miała problem z osobowością. Jeśli nie cała. A jeśli ktoś ze swoim rasizmem czuje się dobrze, jest szczęśliwy, kocha żonę i dzieci? Jak przykładowo Terlikowski, którego homofobia jest dla mnie porównywalna z rasizmem. Ja oczywiście mam problemy z własną osobowością, bo nie widzę sensu w umieszczaniu rasistów w jednej grupie z anorektyczkami oraz osobami, które krzywią sie na widok takich ankiet.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Aleja Niepodległości (Krzysztof Varga)

Ostatnio strach cokolwiek twierdzić o czymkolwiek, bo zaraz posądzają człowieka o chęć odbierania słowa czy podejmowania decyzji w miejsce uprawnionych organów. Mam tu konkretnie na myśli dzisiaj i wczoraj usłyszane opinie publicystów katolickich, Terlikowskiego i Zaremby. Niewłaściwe jest zastanawianie się nad zasadnością ograniczania swobody wypowiedzi Bonieckiemu, bo jego przełożeni wiedzą, czemu go tak potraktowali i nie muszą się tą wiedzą dzielić ze społeczeństwem. Podobnie pytanie o motywację arcybiskupa Hosera, który zamknął w Wielkim Tygodniu kościół w Jasienicy, jest naruszeniem elementarnej przyzwoitości, bo on miał takie prawo. Kolejny raz przekonuję się, że nie do końca wiem, na czym polega wolność słowa w demokracji, ale jednak z niej skorzystam, bo przejdę teraz do Vargi, o którym już pisałem. Jego felietony mnie ubawiły, ale tym razem chodzi o powieść, czyli rzecz jakby z wyższej półki. Rzekłbym, że nie mamy do czynienia z wielkim wyczynem fabularnym, bardziej ze swoistą fotografią ducha naszych czasów, w których artysta Krystian Apostata konfrontuje swoje podrzędne życie z oszałamiającą karierą Jakuba Fidelisa, znanego na całą Polskę tancerza z telewizyjnych produkcji o fikaniu na lodzie czy wodzie. Powodem szczególnym dla owego konfrontowania jest ich niegdysiejsza przyjaźń w latach młodości, obie już należą do przeszłości. Krystian to bohater przedziwny, bo w zasadzie antybohater, którego ambicje realizują się najpełniej przy oglądaniu porno w internecie. Była wprawdzie jakaś Kasia Kabotyn, która umiała kochać żarliwie, choć niezbyt długo, bo zanim zerwała z Krystianem, zdążyła się zakochać w Jakubie, kiedy nadarzyła się po temu okazja. Ostrożnie powiem, że rzecz nadaje się do czytania, ale raczej nie dla narowów akcji, a bardziej dla barwnej narracji. Poniżej zamieszczam parę próbek. Teraz będę rozmyślał, w jaki sposób niniejszym tekstem dokonałem nieprzyzwoitej ingerencji w prerogatywy wydawnictwa, które mogłoby się słusznie, po katolicku, czuć rozżalone, że ktoś mu dyktuje, jakie książki powinno wydawać.

[3026]
W sklepie poprosił o trzy duże piwa Mocne, paczkę papierosów i jednorazową torbę. Torby płatne, odparła nieprzyjaźnie zza kontuaru przedstawicielka rzeczywistości, po pięćdziesiąt groszy, ekologiczne, nie dajemy już darmowych, dodała, spoglądając na niego tak, jak sprzedawczynie w spożywczakach spoglądają na meneli, opuchniętych, zarośniętych, ze skołtunionymi włosami, wyciągających z kieszeni brudnych spodni zebrane i wyżebrane drobniaki.

[3110]
Krystian surfował po internecie, klikał komputerową myszką w myszki rozebranych drętwych kaszalotów, dymających się bez najmniejszego przekonania, ale z niebywałą desperacją, żeby zarobić te parę euro i utrzymać się na powierzchni życia, choć każdy kolejny dzień ściągał je coraz bardziej w kierunku dna, po którym swym napęczniałym od piwa brzuchem szorował już Krystian Apostata.

[3198, Krystian opowiada Jakubowi o wizycie u wróża Rasputina]
Powiedział, że to będzie rak narządów wewnętrznych, wzdrygnął się Krystian. Niebywałe! Czyli nie będzie to przynajmniej rak narządów zewnętrznych, tak? Nie śmiej się, to znaczy, że nie umrę na raka skóry, na przykład.

[3399, Krystian o Mańku, koledze z klasy, który się zbyt często uśmiecha]
W każdym razie gdyby go już zabił – zabójstwo jako dzieło sztuki, to prawda, nic w tym nowego – to potem rozebrałby do naga i zanurzył w wielkim słoju z formaliną, tak jak Damien Hirst zanurzył cielaka. Maniek stałby na baczność, z rękami wzdłuż tułowia, zapewne wciąż się pobłażliwie uśmiechając, a u jego stóp ustawiona byłaby tabliczka: „Idealnie zdrowy nieżywy czterdziestolatek. Polska, początek XXI wieku”.

[3416, Maniek o swoim cnotliwym życiu]
Daj spokój, powiedział, nie masz czego żałować, ogólnie to wszystko jest jakiś dizaster i klęska.

[3485]
Sic transit anus mundi, westchnął sentencjonalnie Maniek.

Parks & Recreation S04E03 (jeszcze raz)


- Leslie, czy można powiedzieć, że książka to tylko obraz słów będących notatkami w złożoności najlepszego filmu wszechczasów?
- Można tak powiedzieć. Ale czy powinno się?

niedziela, 27 kwietnia 2014

American Hustle czyli American Hustle

Spolszczenie tytułu do Amerykańskiego przekrętu chyba nie przerosłoby tłumacza, ale zapewne przerosło dystrybutora. Taki tytuł zdradzałby zapewne po części treść filmu, ale nawet ubodzy duchem szybko zobaczą, że ktoś kogoś chce okantować. Prawie do końca nie wiadomo, czy to udająca Brytyjkę Sydney chce się odegrać na partnerze - nie tylko biznesowym - Irvingu, granym przez Bale'a, który na potrzeby filmu zapuścił brzuszek i wyłysiał. A może to agent Richie chce wyrolować Sydney i Irvinga, których przymusił do współpracy po ujawnieniu ich przekrętów, aby odnieść sukces zawodowy? Jest jeszcze żona Irvinga, której niezbyt podoba się zbytnia bliskość męża i jego wspólniczki, a która obraca się w towarzystwie podejrzanych typów z półświatka. Niby wszystko wygląda dobrze, ale coś w tym filmie nie gra. Może lata siedemdziesiąte nie są już takie seksi? Mnie okropnie przeszkadzały te komentarze głównych postaci z offu, które tłumaczyły nam, a to czemu jemu spodobała się panna Sydney, a jej Irving (miał pewność siebie, która przyciągała), lub jak to Irving usprawiedliwia swoje krętactwa ubóstwem zaznanym w dzieciństwie. Ale to tylko na początku, potem na szczęście zamykają buzie.

Na odejście poety i pociągu osobowego (Tadeusz Różewicz)

[X]

Niemieckie słówko na niedzielę

Abwesenheitsbenachrichtigung

Wzbijamy ceny zawodowo!

piątek, 25 kwietnia 2014

Agnieszka Wołk-Łaniewska nie popisuje się

Doceniam to, że Agnieszka Wołk-Łaniewska potrafi przytoczyć argumenty, które zwalniają z podziwu aktualnie kanonizowanej postaci Karola Wojtyły. Przedstawiła je w dyskusji w Poranku Tok FM, na co Jarosław Gugała zamknął jej buzię argumentem, że lewica nie ma prawa się wypowiadać, bo ma trupy w szafie. U, że tak powiem, to poleciał. I zaczęło się lekko głupawe wyliczanie, kto i ile ma tych trupów. Tymczasem zasadnicze pytanie brzmi tak: czy opcja światopoglądowa Wołk-Łaniewskiej ma jakikolwiek wpływ na słuszność przedstawionych przez nią argumentów? Poza tym nieładnie o tym mówić przy okazji kanonizacji? Mam nadzieję, że Gugała określi tryb udzielania głosu w tej i innych sprawach tak. aby było estetycznie i we właściwym czasie. Taka wolność słowa byłaby zdecydowanie ładniejsza, nieprawdaż.

Hanna Banaszak - Żegnaj, kotku


Zwykle to muzyka jest ilustracją dla tekstu, ale ja mam gorszy pomysł (©Szymborska), bo odwrócę te role. Powyższa pieśń zawsze mnie bawiła, a teraz nawet wiem dlaczego. Autorem tekstu jest bowiem Przybora, a muzyki - Wasowski. Z góry proszę Joannę Szczepkowską o wybaczenie, bo to o niej napiszę słów kilka. Otóż trwa podobno jakaś wymiana opinii, jakieś tarło poglądów ma miejsce z okazji rozstania Szczepkowskiej z koncernem Agora. Myślę, że opinia publiczna w mojej osobie doceniłaby to bardziej, gdyby rozejście przebiegało w duchu Przybory. Motyka - to zbyt wiele powiedziane, ja się z pięściakiem na słońce porywam, bo tu przecież idzie o imponderabilia. Jak w subtelnych regionach obraca się myśl Szczepkowskiej, można było się przekonać z jej rozmowy z Raczkiem, a tematem była prezentacja antytwarzy aktorki w czasie spektaklu wyreżyserowanego przez Lupę, który zasłużył sobie, aby mu pokazać [... - unikać rymów! mówiła pani od polskiego]. Nazbyt usłużny Raczek podsuwał coraz to nowe interpretacje owego aktu okazicielstwa, lecz słabo trafiał. Ależ skąd! - powtarzała Szczepkowska, po czym tłumaczyła zawile, czemu takie Raczkowe postawienie sprawy spłyca i wypacza sens jej artystycznego wypięcia. Utkwiłem wówczas w przekonaniu, że ja tym bardziej nie jestem w stanie oddać sensu i głębi, ale czy to powód, aby się powstrzymać?! Spór z Agorą dotyczy Oka, księdza, który zdołał przekonać szerokie masy zwłaszcza ludności wiejskiej o szalonym niebezpieczeństwie tak zwanej ideologii gender. Oko oczywiście nie reprezentuje żadnej ideologii, lecz prawdę nagą niczym pośladki Szczepkowskiej. Krytyka gender jest nieodłączna od potępiania homoseksualnego lobby, za co podobno spotkał Oko publiczny lincz werbalny, jak onegdaj Szczepkowską za jej wypowiedzi o homolobby w polskim teatrze. Ależ skąd, tego ostatniego nie należy w żadnym wypadku łączyć z Lupą, ale - ups! - właśnie połączyłem. Jak opowiadała rozżalona, niegodziwcy przypięli jej łatkę homofobki i antysemitki. Logiczne jest więc jej wystąpienie w obronie Oka, z zastrzeżeniem, że konkretnych poglądów nie podziela, ale solidaryzuje się z ofiarą niewybrednych ataków. Droga Joanno Szczepkowska, stań też w obronie posłanki Pawłowiczówny, która niedawno wyprowadziła z błędu Warzechę twierdząc, że środowiska homoseksualne są Pawłowiczównie wdzięczne za jej (skądinąd bezowocne) usiłowania, aby leczenie homoseksualizmu było finansowane z budżetu NFZ. Wydłuży się kolejka po endoprotezy biodra, emerytki będą cierpieć, ale w słusznej sprawie. Owa wdzięczność homoseksualistów ma posmak niegdysiejszych wystąpień wrogów klasowych, którzy przejrzawszy na oko gorliwie opowiadali się po stronie właściwego ustroju. Wróćmy do Szczepkowskiej. Zgadzam się, że ataki bywają niewybredne i niesmaczne, jak w przypadku tej pani, która zawołała policję, bo sąsiedzi prowadzą się niemoralnie. Proszę bardzo - wyjaśniała funkcjonariuszowi - pan odsunie sobie tę szafkę, tam dziurkę w ścianie wywierciłam, przez nią sypialnię widać, tam te obrzydliwości się odbywają. Zaręczam Szczepkowskiej, że w internetowym ścieku każda publiczna osoba została zmieszana z błotem i wykąpana w szambie, tylko trzeba wiedzieć gdzie szukać. Trudno mi natomiast uwierzyć, że znane osoby podpisane imieniem i nazwiskiem rzucają wulgarne oskarżenia. Zapytałem onegdaj zwolennika prezydenta Kaczyńskiego o przykład podłej denuncjacji autorstwa Paradowskiej wobec jego osoby. „Prezydent jest niekompetentny” - bo kogoś do jakiejś funkcji powołał. A to dowaliła...! Jeszcze pozostaje subtelna dystynkcja między atakiem personalnym a rzeczowym. Stwierdzenie, że Oko mówi bzdury, bo jest księdzem, to atak personalny zapewne. Fe. Ale jakoś nie bardzo chce mi się bronić tezy, że znacznie lepiej powiedzieć „Oko mówi jak kretyn” zamiast „Oko jest jest kretynem, bo mówi, że...”. Warto pewnie występować w obronie kultury i taktu w publicznej dyskusji, czy to argumentując, czy wypinając pośladki. Ale jeszcze bardziej warto się szanować i unikać ustawiania własnej osoby u boku takich postaci jak Oko, czy Pawłowiczówna. Piękne jest to, że mogę zachęcać Szczepkowską, aby wszystko to, co tutaj napisałem, miała właśnie w tym miejscu, którego okazaniem tak uroczo polemizowała z Lupą na ważkie tematy. Żal mi trochę Hanny Banaszak, którą tu utytłałem w jakimś syfku, zupełnie niezasłużenie, ale liczę na wyrozumiałość.

środa, 23 kwietnia 2014

Parks & Recreation S04E03

Leslie Knope napisała książkę poświęconą historii miasta Pawnee, radną którego pragnie zostać. Tom i Ben otrzymali zadanie, aby nakłonić redaktor Joan Calamezzo do rekomendowania tego dzieła swoją nalepką. Tymczasem Joan rozwodzi się z mężem, więc w czasie obiadu z Tomem i Benem...

wtorek, 22 kwietnia 2014

Saltwater

Jeden z pełnometrażowych filmów gtm, jakie można znaleźć na jutubie. Wzorem słynnej recenzji Trzech sióstr Czechowa to dzieło mógłbym przedstawić następująco. Czy Will i Josh będą parą? Nie, raczej nie będą. A jednak zostali parą? Ale czy na pewno? Onegdaj zabrałem się do czytania Quo vadis, a byłem już po jakichś Baudelaire'ach w szkole, więc odłożyłem tę zacną lekturę przeczytawszy zaledwie parę rozdziałów, po kolejnym opisie czułej tkliwości, jaka raz po raz ogarniała Marka Winicjusza na myśl o Ligii. Podobnego rodzaju pensjonarską żarliwość widzimy w Saltwater, ale ma to swój urok, bo nie subtelne panny, lecz krzepcy faceci, jeden z nich na miarę Ursusa, są bohaterami tej opowieści. Oprócz tych facetów niewiele innych podniet do obejrzenia filmu znajduję, ale ta jedna wystarcza w zupełności. [X]

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Ang lalake sa parola czyli The Man in the Lighthouse

Na Filipinach też kręcą filmy, i to z wątkami homo. Jerome przybywa na wakacje na filipińską prowincję, gdzie szybko wpada mu w oko dwudziestoletni latarnik Mateo, bo nie da się zaprzeczyć, że jest dorodnym młodzieńcem. Pewne sprawy komplikują rozwój uczuć między nimi, choćby to, że Mateo ma dziewczynę, z którą figluje w łóżku, atoli nie bez problemów, bo ona jakaś jest niewyżyta. Poza tym Mateo ma uraz życiowy w postaci nieobecnego ojca, która właśnie ma wrócić po długim czasie, ale wcześniej założył nową rodzinę i nawet chyba nie wie, że ma takiego syna, który sobie po tym spotkaniu wiele - lub choćby cokolwiek - obiecuje. Inny motyw filmu to rozmowy Mateo ze starszym Tisho snującym opowieść o wróżkach z latarni morskiej, które komplikują ludziom życie. Główny pomysł fabularny polega na przeplataniu tej opowieści w stylu mocno upalonego trawką Coelho z wydarzeniami z życia Mateo. Pomysł okropny, ale da się wytrzymać, bo film nie jest długi. Oczywiście dochodzi do romansu Jerome'a z Mateo, nawet do próby wspólnego ułożenia sobie życia. Jest w tym filmie moment fajny, kiedy mówimy sobie, że teraz będą żyli długo i szczęśliwie, i zupełnie nie wiemy, co będzie przez te dwadzieścia minut do końca. Fajerwerków nie ma, niestety. Wielce zabawne są tu sceny seksu, bardzo namiętnie odgrywane, nawet widać momentami organy, ale że tak powiem, dalekie od wzwodu. Zupełnie jak w Dante's Cove.

sobota, 12 kwietnia 2014

Snowpiercer: Arka przyszłości czyli Snowpiercer

Podstawowe założenie fabularne tego dzieła dorównuje absurdem biblijnej historii o potopie. Praca nad tym, aby poważni, dorośli ludzie traktowali serio tę drugą, zaczyna się od wczesnego dzieciństwa. Snowpiercer nie ma podobnego wsparcia instytucjonalnego, więc musi przegrać z Noem. Po rozpyleniu w ziemskiej atmosferze CW7, substancji mającej powstrzymać globalne ocieplenie, na Ziemi zapanował arktyczny mróz, a nastąpiło to tak szybko, że przetrwało tylko paręset osób, które schroniło się w pociągu Wilforda. Nie wiadomo po jaką cholerę ten pociąg jest w stałym pędzie i jakim sposobem silnikowi nie brakuje paliwa. Akcja zaczyna się w roku 2031, kiedy kończy się siedemnasty rok jazdy. Na pokładzie panuje system religijno-totalitarny, w ramach którego czci się silnik i jego twórcę, a ciemięży się tłuszczę z ostatnich wagonów, bo im bliżej lokomotywy, tym więcej przywilejów. Dochodzi do buntu, kolejnego zresztą, na którego czele staje Curtis. W tej roli Chris Evans, który tym razem niestety omieszkał pokazać swój dorodny tors, ale rozumiemy - zimno mu było. Jeśli jakoś pogodzimy się z idiotycznymi założeniami wstępnymi, to możemy się zgodzić, że opowieść ma swój urok, a momentami bywa perwersyjnie dowcipna. A jeśli ten pociąg ma być odbiciem jakiejś prawdy o społeczeństwie, niczym kamienica u Nałkowskiej, to porażka, uważam. Ludzkość w technologicznym pędzie nie nadąża ze zmianami społecznymi? Dyskusyjne. Religia jako utrwalacz struktur społecznych? Być może, ale tego nie ma w filmie, bo te doły społeczne są religijnie zaniedbane, całkiem inaczej niż w znanej mi rzeczywistości. Najlepiej broniłaby się chyba teza, że mamy do czynienia z ekranizacją Lokomotywy Tuwima na ponuro, bo rzeczywiście tych wagonów jest ze czterdzieści, sam nie wiem, co się w nich jeszcze mieści. Ale po obejrzeniu filmu już wiem.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Parks & Recreation

Zamieszczam dwa fragmenty z serialu. Pierwszy pochodzi z odcinka 22 sezonu 2, w którym Leslie namówiła Marka, aby się oświadczył Ann w czasie zbiórki pieniędzy na badania nad cukrzycą w ramach nocnego programu telewizyjnego. Poprzedniej nocy Leslie nie spała, więc jest na nogach od długiego czasu. Tymczasem Ann zdradziła Leslie swoje wątpliwości co do Marka. Oświadczynom trzeba zatem zapobiec za wszelką cenę.


Drugi fragment pochodzi z odcinka 12 sezonu 4. Andie poddał się badaniom lekarskim, a towarzyszyła mu w tym April.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Flight of the Conchords

Flight of the Conchords to nazwa duetu z Nowej Zelandii, który wystąpił w dwusezonowym serialu pod tytułem Flight of the Conchords. Jest to rzecz nietypowa, bo serial jest komediowym musicalem bez śmiechu w offie, więc biedny widz musi samodzielnie znajdować powody do ubawu. Rzecz tym trudniejsza, że para głównych bohaterów pokazuje niemal cały czas kamienną twarz Bustera Keatona. Serial opowiada o duecie muzycznym, który chce zrobić karierę w SZA z pomocą menedżera Murraya, który zająłby drugie miejsce w zawodach na beznadziejnego menedżera, bo nawet tu nie potrafiłby wygrać. Wprawdzie w pewnym momencie los sprzyja Murrayowi i udaje mu się odnieść sukces komercyjny z inną grupą, Crazy Dogs, która nagrała super-przebój Doggie Bounce. Niedługo potem odkryto polski (sik!) cover tego przeboju, który powstał trzynaście lat wcześniej [X]. To zrodziło pewne komplikacje. Gdyby Jarmushowi kazali nakręcić komediowy musical, to wyszłoby właśnie coś takiego. Zamieszczam fragment ostatniego odcinka, w którym nasi bohaterowie zostają deportowani z SZA, bo nie mają pozwolenia na pracę, co wyszło na jaw z libretta do musicalu autorstwa Murraya.


Należy dodać, że chłopcy w rzeczywistości odnieśli jakiś tam sukces, bo Jemaine zagrał Borisa w Facetach w czerni 3, a z kolei Bret zagrał Elfa w ekranizacji Hobbita i Władcy Pierścieni.

Coś pękło, coś się skończyło

Mianowicie pękła sztama, jaką z prezesem Kaczyńskim i jego drużyną trzymał pan Rydzyk ze swoimi mediami. Wprawdzie już kiedyś kładł Rydzyk Giertycha na katafalku, wówczas też to była wolta niesamowita. Obecnie chodzi najwyraźniej o nieuwzględnienie postulatów Rydzyka przy obsadzie kandydatów na europosłów. Więc tak oto dziennikarze Rydzyka stali się bezkompromisowymi weredykami, którzy obnażają nędzę wypotów Macierewicza. Profesor Cieszewski pomylił brzozę z płotem, wybuch wykluczony itd., itp. [X]

Raczkowski strikes back

Kurczak czyli The Mudge Boy

W tym filmie pierwszy zgon następuje w początkowych minutach, kiedy to na atak serca trupem pada matka Duncana, który zostaje sam z ojcem, bo rodzeństwa się nie dorobił. Jest mu tym ciężej, że tatuś najwyraźniej nie ma serca do swojego lekko (choć inni powiedzieliby, że ciężko) dziwnego syna. Historia dzieje się gdzieś w zapadłej amerykańskiej prowincji w erze przedkomórkowej i przedinternetowej. Nie mogąc swych uczuć kierować ku ojcu, Duncan zastępczo kieruje je ku drobiu, a szczególnie jednemu białemu kurczakowi, z którym stara się spędzać tyle czasu, ile to możliwe, nie wykluczając spania razem w łóżku. Pomimo swych dziwactw udaje się Duncanowi jakoś wkręcić do grupy młodych ludzi jeżdżących pickupem, co zaowocuje jego pierwszym seksualnym, a dokładniej - homoseksualnym doświadczeniem, które w żadnej mierze nie było zdarzeniem radosnym. Nie mówiąc już o dalszych skutkach w postaci kolejnego trupa, dość zagadkowego i w swej wymowie niejednoznacznego, o czym na pewno przekonałaby nas redaktor Janicka. Ten film z pewnością jest wytchnieniem od wystawnych hollyłódzkich bzdur lub innych produkcji, w których intensywny dowcip dialogów sprawia, że czuję się jak ten Boy-Żeleński w kinie, który przy dynamicznym montażu był zagubiony niczym sygnał GPS w tunelu. Mam tu na myśli świetny skądinąd serial Happy Endings, a wspominam nie od rzeczy, bo odtwórca roli Dave'a zagrał również w The Mudge Boy.

Czy eurowybory mogą być sexy?

Michał Bąkiewicz - kandydat SLD z okręgu łódzkiego.

Cytat wart ocalenia

Optymista myśli,że świat stoi dla niego otworem, pesymista wie co to za otwór. (Andrzej Poniedzielski) [X]

Kwiatku, może jednak poćwiczysz nogi?

The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger