Nie wiem po co ten tytuł

              

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Siódemka (Ziemowit Szczerek)

Siódemka to droga krajowa numer siedem, którą Paweł, główna postać, przemierzył nie raz i nie dwa. Droga ma potencjał polityczno-historyczny, jako że łączy stolicę byłą z nie-byłą. Wzdłuż tej trasy rozlokowanych jest siedem cudów architektury, bo siedem jest liczbą magiczną, jak wiemy. W arcypolski dzień wszystkich świętych wyruszamy z Pawłem z Krakowa do Warszawy. Zaczyna się świetnie, bo wspomnieniem dnia poprzedniego, który się kierowcy odbija kacem. Z profesji jest redaktorem strony głównej portalu, więc przy okazji poznajemy sposoby podbijania klikalności. Znany polityk obszczał wieszcza, czytamy, a po kliknięciu dowiadujemy się, że radny Szczekocin dał się synkowi odsiusiać na trawniczku obok ulicy Mickiewicza. Tak mniej więcej, pi razy drzwi. Historii podróży opowiadać nie mam zamiaru, ale - jak było do przewidzenia - będzie po drodze stado dziwaków i popieprzeńców, przy czym nie mamy pewności, że to tak naprawdę, bo Paweł ciągle sobie zapodaje jakieś wiedźmińskie halucynogeny. Czyli trochę jak w Weselu z upiorami, ale ostrzej. Słowo daję, że dawno nie przeczytałem tak zaangażowanej książki, w której autor z mocnym żarem ducha miętoli Polaków osiadłych w Polsce i kultywujących tę swoją polskość. Teza naczelna to Polska - kraj bezkształtny, cokolwiek to znaczy, a dokładniej - niby okej, buduje się, rozwija, ale czemu nikt nad tym nie panuje, rosną jakieś gargamele, a nawet w szczegółach średnio wychodzi, tu dla przykładu autor opisuje badylki w pudełkach po masmiksie jako ozdoba stacji paliw. Ktoś się postarał, chciał, żeby było ładnie, a chuj wyszło, że się wyrażę nieco w stylu Szczerka. Jak to zwykle bywa ostatnio, nie fabuła, a styl decyduje, że warto było czytać. Podbiegli do ciebie, a jeden, najwyższy. z nosem spłaszczonym. złamanym widać, przydzwonił ci w głowę tak, że dżingl bels, dżingl bels. Narracja w drugiej osobie czasu przeszłego, hehe. A po Kalebasie sądzę, że Szczerek dzieckiem też czytał mojego ulubionego Leśmiana.

niedziela, 30 sierpnia 2015

Zagrać Marię (Joanna Szczepkowska)

Jako że chodzi o Marię Curie-Skłodowską, chętnie zabrałem się do lektury. Główna postać to znana aktorka Marta Bogacz, która zgodziła się zagrać noblistkę Marię we francusko-polskiej koprodukcji filmowej. Zanim o książce, wcisnę parę moich refleksji o MCS. W świecie jest znana jako Maria Curie, więc mając styczność z uczonymi z różnych stron świata sondowałem ich wiedzę o niej, konkretnie czy słyszeli, że była Polką. Większość była tym zdziwiona, choć pewien Niemiec kształcony w DDR wiedział. Druga moja uwaga jest związana z Einsteinem, który przewija się w książce jako postać, z którą Maria się często kontaktuje. Teoria Einsteina jest czymś zasadniczo odmiennym od wkładu MCS w naukę. Z jednej strony błysk geniuszu z wykorzystaniem zaawansowanego aparatu matematycznego, z drugiej - tytaniczna praca w laboratorium. Nie sądzę, żeby Skłodowska była w stanie w pełni pojąć teorię względności, tak jak Einstein nie mógłby wykonać żmudnej harówki w celu wyodrębnienia radu i polonu. (Ciekawostka: polon jest jedną z najstraszniejszych trucizn, wiem to stąd.) Wróćmy do dzieła Szczepkowskiej. Jak nam wiadomo, naszą rzeczywistość przepełnia Duch Tajemnicy, a kto się z tym nie zgadza, jest pożałowania godnym racjonalistą. Trzymający się pionu ludzie na poziomie docenią postać aktorki Marty, która w dążeniu do perfekcyjnego odtworzenia osoby MCS uczyła się chemii, zbierała kilogramy radioaktywnych minerałów, badała choroby oczu nękające MCS, a przy tym mistycznie nawiązywała kontakt z amerykańskimi krewnymi tarocistki Tary, co jest wprawdzie innym wątkiem, ale w pełni sprzężonym z Tajemnicą Istnienia. Na koniec zdradzę koniec, bo jako ubogi duchem racjonalista zadam pytanie: po jaką cholerę tajemnicza gówniara Ida poszła na zdjęcia próbne do filmu o MCS, skoro wcale w nim nie chciała zagrać? W pewnym momencie zachodzi konieczność zastąpienia Marty inną aktorką - ten wątek jest rozegrany świetnie poprzez ukazanie super profesjonalizmu, w którym pi-ar odgrywa rolę decydującą. O MCS konkretniej można sobie obejrzeć tutaj.

sobota, 29 sierpnia 2015

Dlaczego upada cywilizacja chrześcijańska

Na początek cytat.
Kulturalna emancypacja homoseksualizmu też nie jest żadnym ruchem w przód, tylko wstecz, do przedchrześcijańskiej starożytności, która przecież nie bez przyczyny uległa swego czasu rozkładowi i skapitulowała przed malutką sektą odszczepieńców z judaizmu. (R. Ziemkiewicz, Życie seksualne lemingów, s. 2080 w ebooku)
Wiele kultur i cywilizacji już wygasło, na przykład kultura pucharów lejkowatych. Nie zawsze znamy przyczyny ich upadku, ale czasem, jak widać, jest to boleśnie jednoznaczne. Obserwujemy schyłek cywilizacji chrześcijańskiej, a po niej nastąpi zapewne kultura afirmacji LGTB, która również kiedyś upadnie. Ziemkiewicze tej nowej cywilizacji w jej fazie schyłkowej będą zapewne równie prymitywnie analizowali przyczyny końca ery chrześcijaństwa. Być może dojdą do takiego jak ja wniosku - marna publicystyka jej apologetów.

Śmierć pięknych saren (Ota Pavel)

Tę książkę polecił Mariusz Szczygieł jako pogodną opowieść melancholika. Można się z tym bez trudu zgodzić. Mamy do czynienia w tym przypadku z czymś w rodzaju autobiografii z zastrzeżeniem, że brak tu uporządkowanego toku wydarzeń, w sensie planów czasowych mamy twórczy chaos, a wydarzenia są wyselekcjonowane ze względu na jeden dominujący temat - wędkarstwo. Gdybym wiedział o tym wcześniej, nie zdecydowałbym się zapewne na przeczytanie tej książki, bo choć mam ojca wędkarza (wierzącego w opłacanie składek, ale niepraktykującego od lat), to moczenie kija w wodzie jawi mi się jako tortura piekielna, jak mojej mamie słuchanie The Smashing Pumpkins. Wszelako przeczytałem bez specjalnych boleści, bo jakkolwiek to ryzykownie zabrzmi, autor z talentem ujął temat wędkarstwa otaczając go swoistą poezją doprawioną nostalgią. Jest przejawem geniuszu to, że udaje się zwykłą codzienność przekuć w dobrą literaturę (w Polsce udało się to na przykład Wiedemannowi). To niezbyt celny strzał z mojej strony, bo autor miał ojca Żyda, a urodził się parę lat przed drugą wojną, co zapewniło mu mocne komplikacje życiowe. Dwaj jego starsi bracia dostali urzędowy nakaz pójścia do obozu koncentracyjnego, jeden trafił do Terezina, drugi do Oświęcimia. Trochę mnie dziwi ten urzędowy tryb, któremu się tak zwyczajnie podporządkowali (może za nieposłuszeństwo ucierpiałaby reszta rodziny?). Autor był znanym sportowcem (co niezbyt jasno wynika z opowieści), więc zwiedził kawał świata, a wszędzie interesowało go jedno - łapanie ryb. Był również na polskim Bałtyku, gdzie próbował wędkować z łodzi podwodnej (sik!); jest to swoją drogą bardzo dla Polaków sympatyczny epizod. Inna opowieść to połów drapieżnych palamidów na Morzu Czarnym. To mnie zaintrygowało, bo ktoś mi kiedyś wmawiał, że Morze Czarne jest bezrybną pustynią. Ale oczywiście najwspanialsze wspomnienia Pavela związane są z czeską rzeką Berounką. Przytacza nam chińskie przysłowie, które mówi: upij się, jeśli chcesz być szczęśliwy przez godzinę, ożeń - jeśli przez trzy dni, wędkuj - jeśli przez całe życie. Jedna z dróg do szczęścia jest dla mnie zamknięta, chyba się zaraz upiję.

czwartek, 27 sierpnia 2015

Polak katolik? (Stanisław Obirek)

Wydawnictwo CiS proponuje nam książkę katolickiego dysydenta, to podejrzane. Po przeczytaniu można zrozumieć intencję wydawcy. Gdyby wierzący w Polsce podzielali ideały Obirka, tacy jak ja ateiści nie mieliby wielkiego powodu do oburzeń. Nigdy by mi nie przeszkadzała czyjaś wiara, jeśli nie obowiązywałyby mnie tej wiary nakazy, nierzadko nonsensowne z mojego punktu widzenia. Bardzo pozytywne wrażenie sprawiła na mnie ta książka, a w szczególności niezwykła ostrożność sformułowań, która mogłaby irytować, ale w przypadku Obirka wydaje się autentyczna. (Ciekawe, czy taki jest prywatnie? Może bluzga jak Belka, też profesor? Lub snuje niesmaczne insynuacje jak Kubiak, profesor - a jakże, kiedy mu Nike nie przyznali?) Autor jest orędownikiem katolicyzmu otwartego, dialogującego i niewywyższającego się ponad inne religie i światopoglądy, więc z jego punktu widzenia pontyfikaty - do dziś nieszczęśliwie utożsamiane z głosem katolicyzmu - z wieku XIX stanowią niepochlebną kartę w historii Kościoła. Dlatego pisze: Beatyfikacja Piusa IX przez Jana Pawła II w 2000 roku to jeden z najbardziej zagadkowych gestów polskiego papieża (s. 183). Tak wygląda ostry sąd spod pióra, klawiatury raczej, Obirka. Przypomnijmy, że Pius IX zasłynął wprowadzeniem dogmatu o nieomylności papieża, który dla paru ludzi ówczesnej epoki stał się zbyt niestrawnym elementem katolickiego ketmanu. Katolicyzm w Polsce obecnie łączy się z niekwestionowanym kultem Jana Pawła II, więc nic dziwnego, że Obirek okrył się złą pamięcią po wywiadzie w Przekroju, w którym porównywał JP II do wiejskiego proboszcza (wtedy jeszcze był zakonnikiem). Krytyka Obirka postaci JP II nie jest totalna, bo warto docenić ekumenizm papieża, zarzucony przez następcę. W warstwie teologicznej po JP II nie zostanie nic, twierdzi autor, a w dominującej w Polsce odmianie katolicyzmu z nauk papieskich wyciąga się akurat to, co sprzyja zamykaniu się niczym w oblężonej twierdzy i sprzeciwia się dialogowi z innymi. W ten sposób polska myśl katolicka odcina się od ożywczych koncepcji pojawiających się na świecie. Bardzo dużo pisze Obirek o jezuitach, wśród których spędził kawał życia, starając się rozwiać czarną legendę, która spowija ten zakon. Loyola, założyciel zakonu, czerpał ponoć inspirację od Erazma z Rotterdamu, ale po katolicku się tego wyparł, a w nawiązce dla papieża dorzucił obronę jego osoby jako cel zakonu. Brzmi nieciekawie, ale według autora jezuici wnosili do katolicyzmu wiele świeżych treści. Na koniec wspomnę o posłowiach innych autorów. Ksiądz Hryniewicz tłumaczy, że tolerancja jest wartością ewangeliczną - niech będzie, niezbyt to dla mnie ważne. Zakończę cytatem z posłowia Woleńskiego.
Nie mam (…) powodu kwestionować tego, że cywilizacja europejska wspiera się na trzech filarach, mianowicie filozofii greckiej, prawie rzymskim i religii chrześcijańskiej (acz twierdzę - wbrew dość powszechnej w Polsce opinii - że fakt ten nie implikuje żadnego zobowiązania do jakiegoś szczególnego faworyzowania owego ostatniego filaru, na przykład przez wieszanie symboli religijnych w miejscach publicznych).
Czy lekcje matematyki muszą zaczynać się modlitwą? - pytał władze szkoły pewien rodzic.

wtorek, 25 sierpnia 2015

Papieże i seks (Eric Frattini)

Wszyscy znamy historię papieża Borgii, czyli Aleksandra VI, ojca świętego trzech synów i córki (jeśli uwzględnimy tylko jedną niewiastę w jego życiu). Ale pozostali byli cnotliwi? Otóż nie bardzo, bo choć Kościół raz po raz potwierdzał obowiązkowy celibat księży, jakoś przez wieki nie udawało się tego wprowadzić w życie. Żeby choć trochę się do ideału przybliżyć, utrudniano życie księżom, którzy nie chcieli zrezygnować z konkubin, na przykład nakładano na nich podatek, który zasilał kasę papieską. Zresztą w tym aspekcie pomysłowość władz kościelnych była dużo szersza, bo podatkiem obłożono również rzymskie kurwy (a było ich podobno parędziesiąt tysięcy), co autor nazywa uroczo świętym stręczycielstwem. Zdarzali się jacyś niewydarzeni papieże Celestyni, którzy trzymali się celibatu, ale szybko rezygnowali z urzędu, a dokładniej - szare eminencje kościelne z nich rezygnowały. Irytujący nacisk na bezżenność księży ze strony papieży, kardynałów i biskupów z ich oficjalnymi kochankami przyczynił się po części do sukcesu reformacji Lutra, który w swoim podejściu sola scriptura nie uznał celibatu za konieczność. Mniejsza bądź większa rozwiązłość na dworze papieskim panowała mniej więcej do Piusa VI, który miał nieszczęście zasiadać na tronie Piotrowym w epoce napoleońskiej. Ponieważ zadarł z cesarzem Francuzów, dokonał żywota w twierdzy Valence, a po śmierci nie urządzono mu katolickiego pogrzebu, za to ufundowano tablicę z napisem „Obywatel Giovanni Braschi, zawód papież”. To koniec papiestwa, jak wtedy sądzono, i w istocie był to koniec papiestwa, jakie znaliśmy do tej pory - następni papieże byli już na ogół cnotliwymi starcami. Do nich jeszcze wrócę, bo teraz słowo o książce. Jest ona w zasadzie dość nużąca wyliczanką, ale ze względu na temat - czyta się. Wydawnictwo mogłoby postarać się o staranniejszą korektę, a tłumaczka - o wzbogacenie słownictwa („zacny” w ironicznym użyciu występuje tu chyba ze dwadzieścia razy). Sam autor momentami dość bałaganiarsko snuje opowieść (o ile to nie sprawka przekładu), bo zmienia imiona bohaterom ze zdania na zdanie. Poza tym mógłby nam wytłumaczyć, po co napisał swoją książkę, skoro Cawthorne opublikował wcześniej Sex Lives of the Popes. Dość marudzenia, bo w tym bogatym panteonie postaci na tronie papieskim znajdują się przypadki przedziwne (z naszego punktu widzenia). Przez wiele stuleci nie konklawe decydowało o wyborze papieża, lecz okoliczności historyczne. Te doprowadziły do wyboru Jana XII, który został papieżem mając lat siedemnaście w roku 955, a zmarł w wieku lat dwudziestu czterech w łóżku swojej kochanki, kiedy jej mąż przyłożył mu młotem w głowę. Kolejna ciekawostka to Benedykt IX wybrany na papieża w roku 1032 w wieku lat dziesięciu, który w czasie swojego panowania zadziwił wszystkich swoim rozpasaniem i prostactwem. Urządzał w swoim pałacu homoseksualne orgie, a w 1045 zrezygnował z urzędu, aby móc ożenić się z kuzynką. Później wrócił na tron w 1048 roku, ale niedługo potem został z niego usunięty przez cesarza. Ten właśnie papież targował się z polskim królem Kazimierzem o dyspensę, bowiem nasz król złożył wcześniej śluby zakonne, z których chciał się wykupić. Wspomnijmy jeszcze słodką Lukrecję Borgię, która przewodziła zebraniom kardynałów ubrana w prześwitujące tiule, a dyskutowała z nimi palące kwestie rozpusty i seksu z szeroko rozłożonymi nogami. Wracając do papieży nam bliższych, wspomnijmy o Janie Pawle Drugim. Według autora niewykluczone jest, że nasz papież zawarł ślub z bliską mu dziewczyną, ale w sumie mało to jest przekonujące. Z kolei jego poprzednik, Paweł VI, był podejrzewany o homoseksualizm, co ciekawe, odniósł się do tego publicznie prosząc o modlitwę w jego intencji. Poza tym poruszana jest kwestia oczywista w tym kontekście - pedofilia w Kościele katolickim i jej instytucjonalne tuszowanie. Benedykt Szesnasty ma na tym polu szczególne osiągnięcia w czasach, kiedy jeszcze nie był papieżem.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Czystość i Prawda - partia waszych marzeń

Taki mam projekt: założyć partię o nazwie Czystość i Prawda. Programu nie mam, ale obiecuję, że jak dojdę do władzy, to obsadzę spółki skarbu państwa ludźmi mojej partii, a poza tym przejmę telewizję, radio i internet. Będzie dobrze.

Bóg bez znaczenia (Janusz A. Majcherek)

Pierwsze ważne zastrzeżenie: nie mam kompetencji, żeby pisać o tej książce. Ale to nie jest powód, żeby odpuścić. Teza wyłożona w książce Majcherka jest dobrze oddana w tytule, a konkretniej chodzi o to, że kwestia wiary w istnienie boga (nie Boga, bo tu nie chodzi o konkretne bóstwo) i w jego oczekiwania wobec ludzi nie ma znaczenia, bo tak naprawdę odwołujemy się nie do boga, a raczej do znanych nam wzorców kulturowych, politycznych i duchowych (to ostatnie ma sens bez wiary w boga - wiedziałem o tym i przedtem). Mrówczą pracę musiał autor wykonać, bo jego książka jest chyba w połowie wypełniona cytatami z wielu różnych publikacji autorów przyznających się do wiary w boga i tę wiarę odrzucających. A ich tezy są często zaskakująco zbieżne. Piękna jest ta wizja świata, w którym nikt nie stosuje argumentu boga („bo bóg tak chce…”), ale czy to nie zakrawa na jakiś niesmaczny kawał? Całkiem niedawno mieliśmy w senacie dyskusję o in vitro, która jawnie zadaje kłam tezom Majcherka. Ubodzy duchem senatorowie urządzili zawody w wycieraniu sobie bogiem gęby, a ja mam wierzyć, że bóg nie ma znaczenia. W pewnym pokrętnym sensie rzeczywiście nie ma - podobnie pewien facet twierdzi, że nie można chrześcijan oskarżać o popełnianie zła, bo kto się tego dopuszcza, przestaje być chrześcijaninem ex definitione. Tego faceta kiedyś tu jeszcze obsmaruję, a teraz parę cytatów z Majcherka.

[s. 58, o korzyściach z wiary w boga]
Boyer przekonuje, że nawet jeśli religia łagodzi lęki, to pomaga przezwyciężać tylko drobną część utrapień i bolączek, do powstawania których się przyczynia. To mi przypomina dziadków zamartwiających się wnuczką lesbijką, która nie ma szansy na zbawienie (Christina).

[s. 91, o starotestamentowej wizji zaświatów, cytat z Warda]
Stary Testament nie rozwija perspektywy przyszłego szczęścia w zaświatach; w ogóle rzadko wspomina życie po śmierci, a kiedy już, to w sposób ponury. Szeol, świat umarłych, jest miejscem, gdzie jęczą i bełkoczą duchy, miejscem ciemności.

[s. 131-132, nie cytat, ale mój komentarz]
Chodzi o problem zła tłumaczony przez chrześcijan wolną wolą. Pomińmy tłumaczenia boską interwencją sytuacji, w których złoczyńca nie zdołał przeprowadzić swojego zbrodniczego planu (tu wolna wola boga nie ogranicza), wtedy pozostają jednak te nieszczęsne katastrofy naturalne z ich ludzkimi ofiarami. W świecie bez boga trudno określić je jako zło. W świecie stworzonym jest według mnie inaczej, bo pytanie o to, dlaczego wszechmocny bóg im nie zapobiegł, nabiera aktualności. Poza tym, po jaką cholerę karać kogoś za życia, skoro w życiu wiecznym dostanie stosowną odpłatę?

[173]
…powoływanie się na boskie objawienie, a nawet samo istnienie boga, straciło rację bytu w politycznych sporach i wpływ na polityczne decyzje. Jeśli o Polskę chodzi - pobożne życzenie. Przy okazji, żaden argumentujący polityk nie będzie się na istnienie boga powoływał, ale nie dlatego, że to bez znaczenia, tylko dlatego, że o oczywistych oczywistościach się nie mówi.

Nie mogę polecić Majcherka jako lektury łatwej, ale mnie zaciekawiła. Bardziej jako proroctwo niż opis obecnej sytuacji. Kto wie czy się spełni - ja jestem lekko sceptyczny, skoro fundamentalistami odwołującymi się do terroru są często potomkowie dobrze zasymilowanych imigrantów, jak to widzieliśmy w Wielkiej Brytanii.

Kyle Kulinski cytuje Biblię

Ludzie religijni podobno pytają, gdzie znaleźć sens w życiu, jeśli nie ma Boga. Standardowa odpowiedź jest taka: sam nadaj sens swojemu życiu. Można odwrócić pytanie i zapytać wierzących, jak odnaleźć sens w Biblii. Odpowiedź jest w zasadzie ta sama: zrób to sam. Tu Kyle nam pokaże, jak to można zrobić wchodząc w polemikę z pastorem z Tennessee.

Baranek Shaun czyli Shaun the Sheep

Trochę się bałem tego filmu, bo lubię baranka Shauna, ale czy da się go strawić w porcji pełnometrażowej? Chyba musi być jakiś powód, że baranina nie jest w tym kraju, pardą, Polsce zbyt popularna… Shaunowi doskwiera rutyna: pobudka, wymarsz na łąkę, nadzór psa Bitzera, golenie, strzyżenie, jedzenie. I tak co dzień, jak w opowiadaniu Bułyczowa, w którym Udałow zadarł z czarownikiem. Pomysł jest prosty, trzeba wyeksmitować pana farmera na jakiś czas. Owieczki wcieliły plan w życie, ale udało się aż za dobrze, bo farmer przepadł gdzieś w wielkim mieście. Zwierzątka u Orwella bardzo by się tym ucieszyły, ale Shaun widzi, że jest niedobrze, zwłaszcza że wredne świniaki zajęły salon z telewizorem i nikogo nie dopuszczają do wspólnej zabawy. Trzeba więc wyruszyć na ratunek farmerowi, a tu na drodze miejskiej staje podły hycel, z którym przyjdzie się zmierzyć barankowi Shaunowi. Chyba nie ma wątpliwości, kto wygra. Da się strawić? Lekko.

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

L'armée du salut

Kino australijskie ma w SZA podobno świetną renomę, co ma wynikać z tego, że na rynek amerykański trafiają filmy przesiane przez niezłe sito, bo najpierw muszą odnieść sukces na miejscu. A poza tym nie ma bariery językowej. Ale co ja tu z tą Australią wyskakuję, równie dobrze mógłbym zacząć od wieloryba, jak niegdyś Boy. Film pod tytułem roboczym Armia zbawienia (roboczym, bo polscy tłumacze przecież rzadko idą na łatwiznę i nie tłumaczą dosłownie) ma chyba producenta szwajcarskiego, więc jest to przynajmniej drugi taki film, jaki kojarzę. Czas więc na syntezę opinii, która byłaby taka, że zamiast „czeski film” powinno się mówić „szwajcarski film”, bo jeszcze bardziej nie wiadomo, o co kaman. Wiemy, co myśleć o Australii i Szwajcarii, a teraz coś konkretniej. Film powstał na podstawie książki, i szczerze mówiąc nie mogę sobie jej wyobrazić. Byłoby w niej sporo egzotyki z naszego punktu widzenia, a szarej codzienności dla mieszkańców Maroka. Nastoletni Abdellah ma wakacje, które w jego przypadku oznaczają większy udział w pracach domowych. Nosi na przykład chleb do wypieczenia, a po drodze starszy facet zaciąga go gdzieś na bok i dyma w tyłek. Abdellah najwyraźniej zyskał reputację jako łatwa zdobycz, bo sytuacja powtarza się z paroma innymi mężczyznami. Widz wyobraża sobie, że zaraz się wyda, matka dostanie spazmów, a ojciec globusa, ale czy tak będzie - tego akurat nie zdradzę. Bohaterem dla Abdellaha jest jego starszy brat, który czyta podejrzane jak na muzułmanina książki po francusku. Do czasu, bo się na nim zawiódł boleśnie - i to przeżycie, jak i poczucie wykluczenia, zapewne zaważyło na jego dalszym życiu. Zobaczymy starszego Abdellaha, który pałęta się bezdomny po Genewie, ale dlaczego i po co - nie powiem, bo sam nie wiem. Można snuć przypuszczenia, tylko do tego trzeba mieć subtelniejszą naturę. Bez niej pozostaje snuć o-co-do-kurwy-nędzy-chodzenia.

czwartek, 13 sierpnia 2015

Małgorzata Sadurska próbuje mówić po polsku

Ukraina jest niezależnym państwem, które w tym momencie ma przecież jest w obliczu wojny, więc tutaj jest rzecz bardzo trudna i bardzo niedobra i dla nas, dla Polski jako dla sąsiada Ukrainy, powinno zależeć na to, żeby nasz sąsiad był miał spokój - tak? - na swoim terytorium. [6:03]
Żeby było ciekawiej, jest to odpowiedź szefowej kancelarii Prezydenta RP na pytanie redaktora Wróbla o to, czy należy popierać władze Ukrainy, które mają ciągotki nacjonalistyczne (pytanie brzmiało inaczej, ale mniej więcej o to chodziło). Cytat dość dobrze charakteryzuje całość rozmowy Sadurskiej z Wróblem, czyli średnio sensowne odpowiedzi nadziane banałami i ogólnikami. Była sobie dziewczynka za ilomaś lasów, tak?, który poszedł gdzie indziej, hyc, hyc, i spotkał coś zębatych. Tak Sadurska opowiadała bajki swoim dzieciom, a opieka społeczna nic z tym nie zrobiła. W dalszym ciągu wywiadu mamy przywołanie figury prezydenta wszystkich Polaków, która zdaniem niektórych jest żałosnym nonsensem. Jak dla mnie jest to zwykła figura retoryczna, której nie wyprze się żadna osoba na urzędzie prezydenta. W każdym razie jestem bardzo ciekaw tej zgody, którą ma budować prezydent Duda, bo nikt na razie nie wie, kto ma się z kim zgodzić i w jakiej sprawie. Chodzi prawdopodobnie o zgodę elit politycznych z episkopatem we wszystkich sprawach.

niedziela, 9 sierpnia 2015

Zagubieni w miłości czyli Persécution

Tytuł polski jest niemal doskonały, bo ten naprawdę dobry powinien brzmieć W miłości: Zagubieni. Film Persécution zapowiadał się nieźle, reżyser Chéreau (ten od Jego brata, Intymności i Królowej Margot), w obsadzie Duris i Gainsbourg. Przyjrzyjmy się życiu Daniela: zdystansowana panna, dorywcza praca przy remontach, natrętny wielbiciel, który chciałby się z nim tulić, wizyty w domu starców, gdzie Daniel chodzi regularnie i spędza parę godzin dotrzymując im towarzystwa. Po dłuższej chwili poznamy powód tych wizyt, ale za ten pomysł przyznałbym Złote Węże Rzygające Złotymi Malinami. Ale to w sumie drobiazg, bo problem z tym filmem jest taki, że Danielem targają cały czas emocje, których nie pojmuję i w żaden sposób nie mogę się z nimi utożsamić. Niby wszystko na bieżąco jest wyjaśniane, ale niewiele do mnie trafia. Tego nawet się w jakieś konkrety nie da ująć, dostajemy tylko mętne ogólniki. Lub ogólne mętniki.

sobota, 8 sierpnia 2015

Zbrodnia ferpekcyjna czyli Crimen Ferpecto

Dzieciątka dzisiaj byłyby bardzo zdziwione, że aby obejrzeć film musiałyby wyjść z domu do wypożyczalni i jeszcze słono za to płacić. Dzisiaj mogą sobie włączyć kanał Sala kinowa i oglądać bez wychodzenia z łóżka. W czasach wypożyczalni płyt DVD - no dobra, nie będę udawał, że jestem młodszy niż naprawdę - więc w czasach kaset VHS przekonałem się na własnej skórze, że losowo wybrany film z wypożyczalni jest na ogół trudnym do oglądania gównem, chociaż okładka zawsze zapewniała mnie, że mam do czynienia z arcydziełem lub przynajmniej czymś wybitnym. Wypożyczalnie zniknęły, ale pytanie, jak wybrać film, jest aktualne. Jest na pewno łatwiej, bo można sprawdzić, jak tam ludzie film oceniają, ale nie zawsze można temu wierzyć. Zbrodnię ferpekcyjną wybrałem raczej na zasadzie przypadku, choć przeczytałem zawczasu opis. Rafael stara się o posadę kierownika piętra odzieżowego w domu handlowym, przegrywa z Donem Antonio, którego przypadkiem zabija podczas bójki, a wszystko widziała Lourdes - jedyna pracownica piętra, z którą Rafael nigdy nie poszedł do łóżka. Zgadnijcie czemu? W ten sposób Lourdes zyskała haka na Rafaela, który nie tylko zaczął z nią chodzić do łóżka, bo także do wesołego miasteczka i na rodzinne obiadki. Lourdes chciałaby, aby chodził z nią po ślubnym kobiercu, co zasadniczo odbiega od planów życiowych Rafaela, który pragnął umrzeć jako kawaler. Taki problem ma Rafael, a ja mam inny, bo nie mogę się zgodzić z recenzją na Filmwebie. Monty Python zmiksowany z Almodovarem? Ejże. Dobrze zrobione, ale dialogi nie powalają, jako i humor sytuacyjny. Dla mnie pamiętnym przykładem humoru sytuacyjnego z czasów kaset VHS było moje pytanie o dostępne filmy Herzoga. Do dzisiaj pamiętam wybałuszone gałki panny za kontuarem. Byłem bodaj jedyną osobą, która zadała tego rodzaju pytanie, bo kto normalny pyta o reżysera w tej świątyni filmu? W której filmy były przypisane do działów: sensacja, komedia, obyczaj.

środa, 5 sierpnia 2015

Bóg zapowiada aborcję

Samaria odpokutuje za bunt przeciw Bogu swojemu: poginą od miecza, dzieci ich będą zmiażdżone, a niewiasty ciężarne rozprute. (Oz 14:1)

Więcej na ten temat.

wtorek, 4 sierpnia 2015

Urzekła mnie ta historia

Urzekła mnie Historia bez cenzury, czyli kolejny kanał jutubowy, który polecam bez wahania. Chłopaki robią to z zaangażowaniem i jutubowym dowcipem. Zawsze można by się przyczepić, na przykład w odcinku o Sobieskim wspomniano o jego kolaboracji ze Szwedami, ale pominięto kwestię jego nielojalności wobec króla Wiśniowieckiego. Nie jest to zarzut wobec autorów, ale zachęta do samodzielnego myślenia. Zawsze warto myśleć krytycznie, a szczególnie wtedy, gdy słuchasz opinii wygłaszanych z wielką pewnością siebie. Historia bez cenzury nastraja patriotycznie - i dobrze, choć ja nigdy do końca nie przełknę tezy o niesamowitej wyjątkowości Polaków, bo zawsze przychodzi mi na myśl historia innych narodów, na przykład Bułgarów z ich chanem Krumem, który z czaszki cesarza bizantyjskiego Nicefora sporządził puchar i pijał z niego wino. Dobrze wychowany Zygmunt III Waza zadowolił się jedynie tym, że car Wasyl Szujski bił przed nim pokłony na kolanach. Jeśli chodzi o króla Zygmunta, zawsze mnie zastanawiał jego gorliwy katolicyzm, a przecież Wazowie byli prostestantami. Dzięki Hbc wiem, że zadecydowano o katolickim wychowaniu Zygmunta, łącznie z nauką polskiego (!), ze względu na plan osadzenia go na polskim tronie. Był to plan dość realistyczny, jako że Zygmunt był Jagiellonem po kądzieli. Załączam odcinek o Świętosławie, ale równie dobrze mógłbym zamieścić prawie każdy inny, bo trzymają równy, dobry poziom.

Zrób sobie choinkę

Wiem, że jeszcze za wcześnie, ale już teraz warto przecież przygotować sobie ozdoby choinkowe, aby osiągnąć efekt pokazany nam przez jutubera TheUnboxall.

Marek Jędraszewski szydzi z powstania warszawskiego

Szydzi mówiąc publicznie tak:
tak zwana konwencja antyprzemocowa i ustawa o in vitro oraz przyjęta przez Sejm ustawa „o uzgodnieniu płci” mogą być uznane jako zdrada wobec tych wartości moralnych, dla których Powstanie w ogóle wybuchło.
Marek Jędraszewski z zawodu zajmuje się propagowaniem nauk Jezusa, który coś tam bałakał o miłości bliźniego, ale jak wiadomo - bliźni najpierw na tę miłość musi sobie zasłużyć. Ustawa o uzgodnieniu płci ma nieco ułatwić życie osobom po operacji zmiany płci, które obecnie muszą pozywać do sądu rodziców, jeśli chcą, aby zmiana została uznana w świetle prawa. Nawet jeśli to formalność - jest to cholernie dziwne. Po uchwaleniu ustawy transseksualiści będą prawnie mogli zmienić płeć w sposób cywilizowany. W kręgach radiomaryjnych ustawę nazywa się dewiacyjną, co jest przejawem chrześcijańskiej miłości bliźniego? Nie totalnego, zasranego, chujowo-mózgowego pojebania aksjologicznego? Na pewno o to walczyli powstańcy.

Ja tu rzecz jasna bardzo brzydko się bawię, a wcale nie mam na myśli wulgaryzmów. Chodzi o to, że nie nawołuję do zgody, zrozumienia, wzajemnego szacunku i tak dalej. Ale za co szanować Jędraszewskiego? Z drugiej strony - ma święte prawo mówić miłe swemu sercu idiotyzmy. W rozmowie z Najsztubem Joanna Senyszyn zagalopowała się mówiąc o „wymuszaniu przyzwoitości na biskupach”. Biskupi, nie lękajcie się Senyszyn! Mówcie śmiało co tylko chcecie! Pozostają jeszcze politycy, którzy też się dziwnie bawią. Rozumiem, że w sporze PO i PiS obie strony chcą się przedstawiać jako napadane. To całkiem naturalne. Jeśli to prawda, że Duda chciał wygłosić przemówienie z okazji powstania, a politycy Platformy się nie zgodzili, to strzelili samobója. Nie pierwszy raz.
The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger