Nie wiem po co ten tytuł

              

środa, 28 lipca 2021

Zaszczuła Turinga i dopuściła małżeństwa homoseksualne

Taką linijkę można by dopisać do Portretu kobiecego, gdybyśmy chcieli krótko i wybiórczo opisać dokonania królowej Elżbiety II. Jak pamiętamy, Turinga zaszczuto za homoseksualizm, w latach pięćdziesiątych w Wielkiej Brytanii mieli na to paragraf w kodeksie karnym. Genialny Turing popełnił samobójstwo, zdarzyło się to w pierwszym roku panowania Elżbiety. To nie królowa ma go na sumieniu, ale warto odnotować, że to już było za jej czasów. Jeśli chodzi o małżeństwa, to - jak już pisałem - podpisała, bo musiała, ale nie była zobowiązana mówić o tym cokolwiek publicznie. Tymczasem wypowiedziała się i to całkiem dowcipnie, wyrażając swoje poparcie. Przypuszczam, że gdyby zapytano ją, kiedy obejmowała tron, czy wyobraża sobie taką ustawę w przyszłości, to sytuacja taka mogłaby być zinterpretowana jako obraza majestatu. Sześćdziesiąt lat gotowania żaby doprowadziło nas do tego miejsca. Żartuję sobie, nie nas, ale Brytoli, bo my w Polsce się nie ugięliśmy. My gotujemy inną żabę.

Dlaczego warto oglądać Ciekawostki językoznawcze od szyi w górę?

Bo to super ciekawy kanał jutubowy, z którego dowiemy się na przykład, w jaki sposób polskie „jabłko” i angielskie „apple” powstały z tego samego preindoeuropejskiego rdzenia (wskazówka: Słowianie dodali sobie to „j” z przodu, a jak się je usunie, to te dwa słowa już nie brzmią tak zupełnie inaczej). Poza tym dowiemy się, że nasze europejskie języki są spokrewnione z językami irańskimi i sanskrytem (nie od rzeczy Budda to „przebudzony”). Prowadzący Kamil Pawlicki jest sympatyczny i dowcipny, a poza tym gra na fortepianie i ma ręce pianisty. Więc gdyby dziecko Aliena 4 miało na zadanie domowe wystrugać ludzkie dłonie z wierzby Chopina...

Krótkie wywiady z paskudnymi ludźmi (David Foster Wallace)

Wkrótce wyjawię, czym zafascynował mnie David Foster Wallace - dużo bardziej niż niniejszym zbiorem tekstów. Przeczytałem Krótkie wywiady, bowiem internetowe algorytmy uważają, że to książka o tematyce lgbt. Jeśli tak, to może na tej zasadzie, że jeden pan uśmiechnął się do drugiego & nic poza tym. Książka powstała jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, a czyta się ją dzisiaj nadal jak literacką - excusez le mot - innowację. Metoda & styl autora to posunięta do granic bólu autorefleksja, zarówno ta wewnętrzna, czyli praktykowana przez postaci stworzone fantazją autora, jak & twórcza - w wykonaniu samego autora świadomego swojego procederu kreacji literackiej. Czy to może dać dobry efekt? Bez wątpienia tak, choć z przerwami. Dobrze zadziałały na mnie teksty groteskowe & ironiczne, ale gdzie autor chciał być poważniejszy, tam mu się udało gorzej. Czy opowiadania takie, jak Na zawsze w górze (natrętnie szczegółowa relacja o chłopcu, który chce skoczyć do basenu z wysokiej trampoliny) czy Kościół nie ludzką ręką uczyniony (przekombinowana malarskimi odniesieniami opowieść o małżeństwie przeżywającym poważny wypadek ich dziecka), zachęciłyby kogokolwiek do czytania literatury współczesnej? Z pewnością tak, mam na myśli te mniej więcej dwie subtelne transpłciowe panny. Na szczęście w wielu innych tekstach autor zaszalał na inny sposób, a udało mu się znakomicie, zwłaszcza tam, gdzie fantazja autora poszła w język, na przykład w Datum centurio & Tri-Stan: Wydałem Sissee Nar na pastwę Ecko, nota bene są to teksty, które można zaklasyfikować jako SF, ale taką raczej w duchu Wesela w Atomicach. To nie udałoby się bez genialnej Jolanty Kozak w roli tłumaczki. Nie wiem natomiast, czy autor zaplanował opowiadanie Osoba w depresji jako komiczne, bo przecież temat nie powinien być przedmiotem żartów. Bardziej niż o depresję chodzi w nim o namolną autoanalizę, której bohaterka oddaje się tak gorliwie, że w zasadzie nie ma już czasu ani sił mentalnych na jakąkolwiek inną aktywność życiową. Bawiłem się to czytając, choć była to lekko psychopatyczna przyjemność. Autor trafnie diagnozuje nasze czasy. W wieku XIX & wcześniej depresja & autoanaliza były przywilejem nielicznych, a dzisiaj, kiedy postęp sprawił, że mamy dużo czasu do zagospodarowania na własny użytek, zryta psycha jest powszechna jak czternastowieczna dżuma. John Krasinski sfilmował Krótkie wywiady, chętnie bym obejrzał, ale nie zaryzykuję oglądania bez polskiego tłumaczenia, bo język Davida Fostera Wallace'a jest zbyt wyszukany na moje nieprofesjonalne ucho. Teraz jak zwykle będą wypisy, tym razem po tytule, by tak rzec, opowiadania, z komentarzami.

KW #14 08-96 (czyli krótki wywiad nr 14 z sierpnia 1996)
„Zwycięstwo Siłom Demokratycznej Wolności!” [304]
Hasło, które rujnuje erotyczne życie bohatera.

Osoba w depresji
jedyna istotna różnica między tą kobietą a klozetem w publicznej toalecie polega na tym, że klozet nie łazi żałośnie za tobą, gdy z niego skorzystasz [824]
Traumatyczne wspomnienie OWD, żart podsłuchany u kolegów ze studiów.

KW #42, 06-97
Te wszystkie stolce wyciskane z wielkich miękkich ciepłych tłustych oślizgłych białych odbytów, rozwierających się i zwierających. Wyobraź sobie. [1210]
Wspomnienie ojca bohatera, który to ojciec przez dwadzieścia parę lat pełnił funkcję menadżera klozetu.

KW #48 08-97
Określa się to niekiedy terminem [r.p.] kodowanie awersyjne. [1419]
„R.p.” oznacza ruch palców oznaczający branie wypowiedzi w cudzysłów. Kodowanie awersyjne to dla przykładu wszywanie esperalu do organizmu alkoholika. W wywiadzie mówi o tym nietypowy podrywacz, który proponuje kobietom seks BDSM. U niektórych z nich, według niego, można zaobserwować sztuczną wrogość, czyli czynnik kodujący awersję. Naciągane? W dalszym ciągu poznajemy słówko „algolagnia”, bardzo poręczne, jeśli nie chcemy ujawnić, czy jesteśmy seksualnymi sadystami czy masochistami.

Datum centurio
(...) bądź też (B) jednostronne dążenie do natychmiastowego, żywiołowego i nieskodyfikowanego epizodu interfejsu genitalnego bez uwzględnienia kompatybilności neurogenetycznej, potomstwa soft czy choćby telefonu dzień później. [1807]
Część bardzo zawiłej definicji randki ze słownika języka angielskiego wydanego około roku 2070. Dodajmy, że słownik wydano na płycie DVD, hehe.

Oktet
pons asinorum [1959]
Pons asinorum oznacza geometryczne twierdzenie o równości kątów w trójkącie równoramiennym. W samym tekście ma odnosić się do sytuacji, kiedy udawana troska o umierającego teścia jest równa nienawiści do tegoż, co bohater X ukrywa przed swoją żoną, czując, że w tych trudnych chwilach powinien naprawdę być przy pani X i małych X-iątkach.

(...) cenę, którą wszystkie istoty ludzkie muszą kiedyś zapłacić, jeżeli chcą naprawdę „być z” drugą osobą, a nie po prostu jakoś tę drugą osobę wykorzystywać (używając jej na przykład jako publiczności albo jako instrumentu do osiągania własnych samolubnych celów, albo jako moralnego przyrządu gimnastycznego, na którym mogą demonstrować własny cnotliwy charakter (jak to jest w przypadku ludzi, którzy okazują innym hojność tylko po to, aby widziano, że są hojni, toteż cieszą się skrycie, gdy inni w ich otoczeniu bankrutują albo wpadają w tarapaty, bo to oznacza, że mogą im szlachetnie pospieszyć z pomocą i wyciągnąć do nich hojną dłoń – każdy zna takie osoby), albo jako narcystycznie wysublimowaną projekcję samych siebie etc.) [2145]
Oktet miał składać się z ośmiu „zagadek”, ale autor porzucił projekt & teraz wciąga czytelnika do samodzielnego ułożenia brakujących zagadek podsuwając możliwe tematy. Koncepcja Oktetu to krótko mówiąc autorefleksyjna stójka na dwunastnicy.

Świat dorosłych (I)
Do tego, że coś z nią jest nie w porządku, doszła, rozumując następująco: albo naprawdę coś z nią jest nie w porządku, albo nie w porządku jest z nią to, że irracjonalnie zamartwia się, że coś z nią jest nie w porządku. Logika tego rozumowania wydawała się szczelna. [2327]
A jej główna obawa dotyczyła braku kompetencji w oralnych kontaktach seksualnych z mężem.

W ZAMIERZCHŁYCH CZASACH
GDY DZIELNA BYŁA MĘSKA RASA
A KOBIET JESZCZE NIE WYNALEZIONO
WIERCILI SOBIE DZIURKI
W BECZKACH NA OGÓRKI
I STALI PRZY NICH Z MINĄ CAŁKIEM ZADOWOLONĄ [2421]
Wierszyk, który uczepił się wspomnianej wyżej mężatki.

Świat dorosłych (II)
4a(II(1)) [2597]
O ile ŚD (I) jest regularnym opowiadaniem, ŚD (II) jest planem kontynuacji opowiadania ze strukturą wymagającą bardzo zawiłej numeracji. Później jest nawet 4a(II(1a)).

KW #59 04-98
Jest to niesłychanie skomplikowana fantazja onanistyczna, w której bohater gestem ręki zatrzymuje czas w sali treningowej, po czym oddaje się czynnościom płciowym z ponętną panną na materacu do ćwiczeń. Gest ów wziął z serialu Ożeniłem się z czarownicą, w którym bohaterka dysponowała taką mocą, ale sama jakby nie zauważyła podmiany męża po jednym z sezonów (bo aktor poprosił o podwyżkę?). Aby w swoim umyśle kujona utrzymać spójność tej fantazji, bohater rozszerza imaginacyjną moc ręki, aż po pewnym czasie sięga nią do galaktyki NGC253, jedenaście milionów lat świetlnych od Ziemi. Bynajmniej na tym nie poprzestaje.

Tri-Stan: Wydałem Sissee Nar na pastwę Ecko
Czy mi się wydaje, czy też naprawdę używanie znaku „&” zamiast „i” daje komiczny efekt? Zacytujmy Marka: Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei & głosił Ewangelię Bożą. Mówił: «Czas się wypełnił & bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się & wierzcie w Ewangelię!» Z kolei w Tri-Stanie trzy córki Agona M. Nara rosły & rozwijały się bujnie niczym kudzu wśród palm & centrów handlowych & plaż & kościołów fluorescencyjnego basenu [3348]. Najmłodsza z nich, tytułowa Sissee, zagrała w serialu Endymion na plażowym kocu, który prawie doścignął, przy circa 80,30 proc. oglądalności, wiodący w sondażach przekomiczny serial NBC o leciwych sufrażystkach i miłośnikach jazzu usiłujących odnaleźć siebie & sposób na trzymanie moczu w kontekście nowoczesnego domu opieki [3506]. Jeśli chodzi o drugą postać tytułową, po wielu litrach & ćwierćuncjach & bardzo krótkich modłach nad szklaną rurką & płomieniem stosunki dyplomatyczne między R. Ecko & rzeczywistością zostały na dobrą sprawę zerwane [3532], w czym ważny udział miała C17H21NO4 [3542].

Na łożu śmierci, trzymając cię za rękę, ojciec wziętego dramaturga z off-broadwayowskiej grupy nowi młodzi prosi o łaskę
Jest to niefortunna spowiedź umierającego ojca, który wyznaje, że nienawidził swojego syna od czasów jego bobasięctwa. Nikt nie mówi tego głośno – że masz poświęcić życie w służbie psychopaty [3728] - mówi tatuś o swoim noworodku. Zaznaczmy, że nie chodzi o szczególnie okrutne niemowlę, lecz o całkiem regularne, czyli wrzeszczące & robiące pod siebie.

środa, 21 lipca 2021

Ciężka dola szpiega KGB (Zawód: Amerykanin, sezon 1, odcinek 13)

Małżonkowie Jennings, szpiedzy KGB, złożyli skargę na babunię Claudię, która była ich wsparciem w terenie, niekompetentnym ich zdaniem. Babunia w rozmowie z Elizabeth Jennings opowie, jakie były tego skutki.

poniedziałek, 19 lipca 2021

Tu byłem: Miasteczko Galicyjskie w Nowym Sączu

Miasteczko ma przedstawiać typowe miejsca z fin de sièclu, sklep (zapewne wtedy zwany składem), apteka, krawiec, dentysta, fotograf, straż pożarna. W każdym przybytku jest osoba z muzeum z krótką opowieścią, w naszym rankingu wygrał pan z poczty. W sklepiku mieli kawę bezkofeinową!
Warto wstąpić do miasteczka w pakiecie ze skansenem. Byłem w Nowym Sączu...
Tak byłem w Nowym Sączu
To naprawdę wielkie przeżycie
Po prostu pojechać i być w Nowym Sączu
Po prostu pojechać i być

Więc byłem w Nowym Sączu
Siedziałem w Nowym Sączu
Taki jak jestem to byłem i siedziałem
A potem się zmęczyłem
I stałem w Nowym Sączu
Stałem w Nowym Sączu i widziałem

Mówili mi: pojedź
Pojedź i zobacz
Musisz tam pojechać i zobaczyć
Mówili mi: pojedź
Tym bardziej że możesz
To musi być wspaniałe: Nowy Sącz

Więc dobrze, powiedziałem
Pojadę i zobaczę
I opowiem wam jak było w Nowym Sączu
I byłem. Pojechałem
I byłem. I widziałem
I stałem i siedziałem w Nowym Sączu

A teraz mówię: nie wiem
Nie powiem wam, bo nie wiem
Nie wiem jak było w Nowym Sączu
Lecz mówię wam: pojedźcie
Postójcie i posiedźcie
Bo nie warto nie być w Nowym Sączu

Tu byłem: Krynica

Co prócz wody Zuber można zaliczyć w Krynicy? Muzeum Nikifora.
Uroczą Archi-Szopę.
I przepiękne tablice unijne, które zawsze są ozdobą każdego miejsca, w którym zostaną postawione.

Halston i inne seriale

Nie o wszystkich oglądanych serialach wspominam na moim szambie. Może niesłusznie. Serial o „habibi” Ramym zasługuje na wzmiankę nie dlatego, by był udaną komedią o młodym muzułmaninie, szczerze pragnącym sprostać nakazom swojej religii w świecie pełnym pokus. Jest to zwyczajnie dobry serial obyczajowy, a jeśli Netflix [błąd rzeczowy - K.] wkłada go do szufladki z komediami, to krzywdzi i serial, i widzów. Niegdyś zauważyłem, że Normalnych ludzi też zaklasyfikowano jako komedię, a to jakby misia Uszatka wrzucić do Pornhuba. Jest miś, są lale, wszystko pasuje. Z serialu Zawód: Amerykanin chyba ocalę pewną zabawną scenkę, ale to w innym miejscu. Dlaczego warto wspomnieć o Halstonie? Dżizus, czy widzieliście kiedykolwiek większego bufona od Halstona, granego przez McGregora, podobno znakomicie? Bohater jest mocno irytujący, ciężko w zasadzie zrozumieć, jak mógł przyciągnąć do siebie kogokolwiek, taką Lizę Minelli dla przykładu. Zamiłowanie geja Halstona do czarnych pytongów niestety nie równoważy w moich oczach jego nieznośnej maniery. Niemniej są w serialu dobre momenty. Na przykład wtedy, gdy Halston z kawałka materiału przyciętego na poczekaniu robi elegancką sukienkę. Ale, przyznać trzeba, rzadkie były te momenty geniuszu, częściej projektowanie w jego wydaniu było orką na ugorze. Drugi fascynujący temat to moda sama w sobie. Mniejsza o to, że szycie kiecek nie wydawało mi się nigdy wielką sztuką, bardziej intrygujące jest to, jak być tym wielkim projektantem, a jednocześnie zarobić nie pospolitując się zanadto? Jednym z lepszych absurdów, jakie widziałem w centrach handlowych, było hasło „moda za grosze”. Moda nigdy nie może być „za grosze”, bo moda to ogon pawia, który znaczy: „patrz na tę zachwycający przedmiot, na który mnie stać, choć jest czystym zbytkiem, który raczej utrudnia, niż ułatwia przetrwanie”. Kolejna kwestia, to pytanie, jak być artystą i nie dać się wydymać przez innych artystów, mianowicie artystów biznesu. Calvin Klein przejawił w tym względzie dużo więcej sprytu niż Halston, dlatego ten pierwszy do dziś jest znany na całym świecie, podczas gdy drugi ledwie dyszy - jako firma, bo sam Halston już od dawna gryzie ziemię, jak niemal każdy miłośnik pytongów z lat osiemdziesiątych. Na koniec oburzająca kwestia: aktor heteryk gra geja, taki jęk słychać z forów uciśnionych gejów. Porządny Amerykanin rzuciłby w tym miejscu fakiem, a my w Polsce kurwy nędzą. Czy to nie jest radosna okoliczność, że heteryk nie brzydzi się takiej roli? I to taki znany? Już nawet kiedyś zaproponowałem zbiórkę na pomnik aktora-heteryka w roli geja. Prawiczki, lękajcie się! Kiedy do władzy dojdzie zamordystyczna lewica, będziecie w ramach pokuty stawiać takie pomniki w każdej strefie wolnej od LGBT. I to tuż obok pomnika JP2.

Autobiografia na wszelki wypadek (Teatr Łaźnia Nowa)

„Piszę o sobie, bo tylko siebie znam...” Błagamy, niech Pan odstawi tę znajomość na potem, a na razie zainteresuje się cudzymi sprawami.
Nie dowiemy się, czy dzisiaj redaktor Szymborska udzieliłaby takiej rady Michałowi Buszewiczowi (pełny tekst poniżej). Może spodobałby się jej ten spektakl, może zmieniłaby zdanie i doceniła tę totalną introspekcję autora w swoją osobę. Nikt jeszcze nie napisał pełnej autobiografii, bo ciężko być świadkiem swojego zgonu, ale Michał Buszewicz postanowił obejść tę trudność, wybiegając z wizją swojego życia parędziesiąt lat naprzód. Co to się porobiło z dzisiejszymi pisarzami? Gdzie te niegdysiejsze solidne i chronologiczne ciągi zdarzeń, tu wąchałem kwiatek w wieku trzech latek, tu zakochałem się w Krysi, a tu czytałem Burakiewicza, którego później przejrzałem jako elokwentnego ćwierćgłówka. Tymczasem Michał Buszewicz nie umie, nie chce, może się i stara, ale nie osiąga nic poza bolesnym uświadomieniem sobie i widzom, że nie potrafi nikogo zainteresować swoim życiem. To już jest jakaś myśl. Może to wynik mitu indywidualizmu, wynalazku czasów współczesnych, którego naturalnym skutkiem musi być społeczeństwo idiotów, jak Grecy nazywali osoby aspołeczne. Będzie tak dopóty, dopóki jakaś buddyjska Greeshka nie zmieni nam zdania. Autorze, Michale Buszewiczu, przekonałeś mnie: twoje życie, zarówno to dotychczasowe, jak i przyszłe, nie budzi dreszczy zaciekawienia. Na pociechę przyznam, że moje tym bardziej by nie budziło, choć w swojej prywatnej osobności uważam, że żyje mi się całkiem ciekawie. Są w spektaklu dwa momenty genialne. Pierwszy to wtedy, gdy aktorzy komentują swój własny występ, cały doktorat kiedyś przeczytałem o tym, czyli o autorefleksji. A drugi moment, uwaga! spojler!, to cudowny pomysł, by czytać horoskopy z dnia śmierci umierających osób. Jeśli miałbym umrzeć dzisiaj, to według mojego horoskopu byłby to brak taktu, dyplomacji oraz wyczucia, jeśli chodzi o kontakt z domownikami czy innymi osobami, które spotkam dzisiaj na swojej drodze. Jako wyuzdanym gejom, radość sprawiła nam obsada spektaklu, trzech panów na scenie nie licząc fotela. Co byś zrobił Danielowi Doboszowi? Wytarmosiłbym mu uszyska. A co byś zrobił Tomaszowi Cymermanowi? Pogilgotałbym, żeby zobaczyć, jak mu się trzęsie brzuszek. Przypałętały mi się dwa skojarzenia z tym spektaklem. Pierwsze to Kartoteka Różewicza, trafne w zakresie tematu, którym jest podmiot podejmujący się trudu opowiadania o sobie, tyle że Buszewicz mówi tylko o sobie, a nie o Wacusiu, który jest Karolem. Drugie to Wszystko o mojej matce, też o komunikacyjnej porażce, ale z mniejszym skupieniem na jednej postaci. Niejeden licealista mógłby teraz zakasać rękawy i napisać wypracowanie, w których myśl zgrabnie by rozwinął. Równie chętnie przeczytałbym tekst Pawła Głowackiego, krytyka teatralnego, którego wynurzenia czytywałem kiedyś regularnie, a każde do pierwszego wystąpienia słowa „fraza” (w dowolnym przypadku gramatycznym).

Rocketman

Elton John miał niewątpliwie wielki muzyczny talent, ale czy dzisiaj zrobiłby taką karierę z tą swoją facjatą Eda Sheerana? (Podobno internet źle znosi ironię i absurd w przeciwieństwie do druku. Wszyscy dobrze wiemy czemu.) Za biografiami nie przepadam z prostego powodu: życie to marny scenarzysta. Elton jeszcze jako chłopiec o imieniu Dwight miał trudne dzieciństwo? A kto nie miał? Mógł zostać porządnym, heteroseksualnym muzykiem filharmonicznym, ale odkrył rock and rolla i się wykoleił. (Niedawno słuchałem wywiadu z Olechowskim, który przekonał mnie, że Presley był jednak przełomowy na swoje czasy, choć dziś brzmi jak dziadzio z lamusa.) Nie wiem jak inni, ale ja jestem już serdecznie znudzony piździesiątą opowieścią o tym, jak skromny chłopak ze społecznych dołów odnosi sukces, potem mu odbija palma, a jego życie zmienia się w jazdę na wódzie, seksie, prochach i balangach. To samo mógłbym powiedzieć o Bohemian Rhapsody, ale zaraz, w sumie tak właśnie napisałem, a głównym powodem, dla którego tamten film mi się podobał, była muzyka Queen. Elton nie dysponuje takim atutem. Są oczywiście w filmie jego piosenki, nawet wmontowane jako musicalowe wstawki, ale tylko ze dwa prawdziwe przeboje, a reszta to wypełniacz. Właśnie odsłuchałem sobie Shoot Down The Moon, piosenki spoza filmowej ścieżki - naprawdę mi się to kiedyś podobało? Muzyka niezła, ale nic więcej, fabuła przewidywalna jak nadzienie w pierogach ruskich, więc może jakieś ekstra przesłanie? Tak, ale tylko dla amatorów psychoanalitycznych glutów, do których się nie zaliczam. Zwłaszcza że w pewnej chwili poczułem się potraktowany przez twórców jak dziecko specjalnej troski. Moment, kiedy Elton przeżywa ponownie słowa mamy powtarzane w offie, jest godny Złotego Stolca, który wydalą Złote Węże po zjedzeniu Złotych Malin. W duchu ekumenizmu zgodziłbym się z uwagą: „przesadzasz, facet, to nie jest taki denny film”. Zgoda, było parę udanych zagrań, dobrze, że nie pominęli zaskakującego szczegółu z biografii sir Johna, czyli jego heteroseksualnego małżeństwa, w krótkim czasie zakończonego heteroseksualnym rozwodem. Nic na to nie poradzę, że plusy nie są w stanie przesłonić mi minusów.

piątek, 9 lipca 2021

Cykl Pokusa, tomy 1-3 (Ella Frank)

Może i dobrze, że na razie wydali po polsku tylko trzy pierwsze tomy z sześciu, bo przecież warto zrobić sobie przerwę dla urozmaicenia. Czytanie tych książek to przyjemność podejrzana, w tyle głowy miałem cały czas głosik, który mi szeptał: „Czy ty na głowę upadłeś? Przecież to nie jest dobra literatura!”. Wszyscy czasem jesteśmy tym Leontiosem, który bardzo nie chciał przyglądać się zwłokom leżącym za murami miasta, lecz nie wytrzymał, a w duchu sobie rzekł: „No, macie teraz, wy moje oczy przeklęte, napaście się tym pięknym widokiem”. Książki Frankowej czyta się oczyma (choć można i słuchać), ale na inne organy silniej oddziałują. Gdyby sfilmować
Red, White & Royal Blue, to wyszłaby komedia romantyczna, za to z cyklu Pokusa powstałby pornos, a w najlepszym razie - romans mocno erotyczny, a dokładniej - homoerotyczny. Chętnie teraz poznam wyjaśnienie tego, że w serwisie lubimyczytac.pl te powieści są tak wysoko oceniane (podobnie na goodreads), choć według mego rozeznania oceny na nim są na ogół dość ostre. A tu prawie osiem na dziesięć. Wypociłem taką oto teorię: w opisach tych książek jest jasno powiedziane, że rzecz dotyczy miłości i seksu między mężczyznami. Raczej nie zdarzy się więc przypadkowy czytelnik, którego temat odrzuca, zatem już na samym początku następuje selekcja pozytywna, w sensie: na korzyść książek. Ponieważ Frankowa w swińtuszeniu jest niezła, jej książki działają na wyobraźnię i trudno byłoby mi sobie wyobrazić geja, któremu by się nie podobało. No i pięknie, tyle że wśród zachwyconych przeważają kobiety...?! Dla których temat seksu między facetami jest taki atrakcyjny? To by znaczyło, że stereotypowe kobiece pragnienie miłości zaspokajane przez romanse jest nieczułe na płeć osób, które tę miłość sobie okazują. I to jak okazują! Autorka bez zahamowań opisuje różne warianty seksu homo, zawsze z uroczą przesadą. Erekcje jak skały, grube maszty wchodzące w spragnione ich szpary oraz te co krok pocałunkiem miażdżone usta i splatające się języki. Pisałem niedawno o procencie romansu w romansie. Ile by zostało, gdyby wyciąć Tate'a i Logana? Może z pięć procent, dlatego byłby to romans na 95%, czyli taki, jakich się dzisiaj nie pisze i nie czyta. A jednak się pisze i czyta, więc z pokorą wycofuję się z moich średnio trafnych uwag. Gdyby pominąć seks, cóż by to była za historia? Opera mydlana o prawniku Loganie, który zagiął parol na przystojnego, heteroseksualnego barmana Tate'a. Udaje mu się lepiej niż pierwotnie zaplanował, bo zamiast szybkiego numerku na jedną czy dwie noce znajduje wielką, zmysłową i odwzajemnioną miłość. W pięcioprocentowym tle jest parę postaci, może nawet nie tak nieistotnych, skoro mocno mieszają w ich relacjach. Bywają pomysły świetne, końcówka tomu trzeciego to piękna scena, od której robi się ciepło na sercu. Trudno stawiać za wzór translatorską stronę cyklu, poniżej komentuję parę wyczynów z tej kategorii. Na okładkach mamy obowiązkowe ciacha, moim faworytem jest model z pierwszego tomu z zacnej kolekcji Dmitrija Nevskiego.

[Try, 242]
Kiedy [Tate] uśmiechnął się tak samo swobodnie jak poprzedniego wieczoru, erekcja Logana przeszła z łagodnej do twardej, kurwa, jak skała.

[Try, 3484, Logan reaguje na smak kawy zamawianej przez Tate'a]
Orzechowy orzech?
Cóż, wiem, że to niebanalne zadanie, żeby choć spróbować oddać po polsku seksualny podtekst, jaki w angielskim ma słowo nut. Ja bym próbował coś ze śmietanką.

[Take, 172]
Sprawa wyglądała tak, że Logan nie był w żadnym przypadku, formie ani kształcie religijny, ale zastanawiał się, jak Tate, porządny katolik, będzie się z tym czuł.
Fuj, ohydna kalka językowa.

[Take, 771]
– Chcę poczuć cię w sobie – odezwał się Tate.
– Jeśli właśnie tego chcesz… – Logan odetchnął z drżeniem, kiedy dłoń Tate’a odnalazła jego erekcję.
– Właśnie tego potrzebuję.
Logan skinął głową, rozumiejąc tę potrzebę, pragnienie, by się upewnić, że to wszystko było warte całego gówna, które się z tym wiąże.

Jest to jedyny moment, w którym autorka niechcący dotknęła trudnych, życiowych aspektów seksu analnego.

[Trust, 1724]
(...) matka nie powiedziała swojemu dziecku, to że ono było lisem, a ona skorpionem.
Znacie? To poczytajcie sobie jeszcze raz o skorpionie i żabie, tyle że tym razem jest lis zamiast żaby. Nam się już przejadło, ale część dzieci czytających tom trzeci na pewno się zachwyci tą historyjką.

[Trust, 1864 i nie tylko tam]
Tate o to nie dbał.
Pani tłumaczko! Miał to w nosie, nie obchodziło go to, zwisało mu to. Nigdy nie „nie dbał”.

[Trust, 3862]
– Założę się, że ja będę ciaśniejszy.
Mówi Tate, kiedy wspominali, jak to w przeddzień ich pierwszego spotkania Logan leciał samolotem i skonsumował świeżo poznaną współpasażerkę Jessikę w samolotowej toalecie. Obie one, i Jessika, i toaleta, były ciasne.

[Trust, 4485]
Logan przechylił głowę na bok i popatrzył na niego.
– Jestem pewien, że już kilka razy żeśmy się spotkali.

Jako człowiek na poziomie Logan nie pozwoliłby sobie na ordynarny błąd językowy, w przeciwieństwie do tłumaczki.

Oh no, Sam Seder, what a fucking nightmare!

Piosenkę zaśpiewa Steven Crowder, pyskaty prawiczek cięty na wszelkie modne gendery, w tym szczególnie na płynną płeć, która podejrzanie mocno go niepokoi. Zawsze uważałem, że prawdziwy facet heteryk powinien mieć w nosie gejów i transseksów, bo jakie oni stanowią dla niego zagrożenie? Do niego startu nie mają, ewentualnie dziecko mu spedalą, ale nawet nie chce mi się uzasadniać, że takie myślenie jest idiotyzmem. A może jednak... Crowder argumentuje, że w naturze mężczyzny tkwi instynkt seksualnego drapieżnika, więc geje nie powinni być nauczycielami. Hm, a heteroseksualiści to już mogą? A zauważmy jeszcze ukrytą w tej tezie parszywą sugestię, że homoseksualizm pokrywa się z pedofilią. (Nb. to ulubiona śpiewka twitterowych księży, którzy jakby nie widzą licznych „heteroseksualnych” ofiar księży pedofilów. Dlaczego nie ma równania „heteroseksualizm = pedofilia”?) Crowder znany jest z buńczucznych stwierdzeń, że lewacy boją się z nim debatować. Ja jestem gotów - podejmuje rękawicę Sam Seder. I co? Kiedy na Politiconie miało dojść do debaty, Crowder zorientował się, że Seder nie jest zawodnikiem wagi lekkiej, i dał nogę. Obrał sobie za cel kogo innego, Ethana Kleina z H3H3, z którym chciał porozmawiać o polityce przeciwdziałania epidemii. Ethan powiedział „dobrze!”, ale zastrzegł, że zaprosi jeszcze kogoś do dyskusji. Wszystkie deklaracje padły publicznie, Crowder nie mógł odmówić. Z pierwszego terminu Crowder jednak się wycofał powołując się na stan ciężarnej żony. Dokładnie wtedy Seder skończył wcześniej niż zwykle swój jutubowy show, by móc włączyć się do dyskusji jako gość-niespodzianka, co Crowder musiał, a przynajmniej mógł, zauważyć. Dyskusję przesunięto na kolejny tydzień, ale tym razem Seder nagrał swój program wcześniej, a wyemitował go o zwyczajowej godzinie i w ten sposób zmylił Crowdera, który tym razem nie miał podstaw do obaw i wszedł na antenę, a kiedy po paru minutach zobaczył Sedera, zakrzyknął słowa, które widzicie w tytule i które inny jutuber przerobił na zgrabną piosenkę. Jakże głupkowato się plątał, żeby wycofać się z debaty i zachować twarz! Niby dlatego, że Seder jest mało rozpoznawalny, choć sam Crowder, jak widać, dobrze go zna. Steven, ty przecież debatujesz ze studentami na kampusie, o których nikt nie słyszał - mówi Seder. Ale skąd, to całkiem co innego - ripostuje Crowder. No jasne. Kiedy Crowder się już rozłączył, Ethan i Sam słusznie zauważyli, że gdyby debata się odbyła, to bez względu na jakość argumentów Crowdera jego fani nadal uważaliby, że jeśli nawet Sedera nie zmiażdżył, to i tak ma rację. Sam widziałem to nieraz. Widzisz tytuł typu „Korwin-Mikke nokautuje Nowacką”, a pod nim kawałek nagrania, w którym nikogo nikt nie nokautuje, a jeśli już, to tylko pozornie, bo wycięto odpowiedź Nowackiej (przykład zmyślony, ale prawdziwy).

Skrzypek czyli The Violin Player

Mniej więcej trzy zdania wystarczyłyby, żeby dość dobrze oddać fabułę tego filmu. I nie musiałyby to być zdania takie jak w Bramach raju, w zasadzie wystarczyłby jeden tweet. Ale jeśli się ma filmową fantazję, to można zrobić z tej wątłej historii właśnie coś tak niezwykłego. Z imienia znamy tylko Anitę, żonę tytułowego skrzypka, który podzieli się z nami dniem ze swojego życia. Powiedzmy jasno, że nie był to dzień zwyczajny, a twórcy bardzo świadomie i inteligentnie przełożyli tę opowieść na język filmu, więc dopiero pod koniec zrozumiemy, co tak naprawdę się zdarzyło. Bywało, że marudziłem przy okazji filmów Shyamalana, których fabuła często zależy od jednego finalnego detalu, który wszystko wywraca i wyjaśnia. Gdybym był konsekwentny, to musiałbym przyznać, że tu też mamy ten problem, ale jednak mniejszy. Tu na gwoździu wisi wypchana wiewiórka, a u Shyamalana - wypchany słoń, jakiego w swojej kolekcji miał książę de Berry. Skoro bohater jest muzykiem, nie dziwi nas muzyka nieustannie pobrzmiewająca w tle, kiedy przez długie chwile nie widzimy niczego poza twarzą skrzypka. W najmniejszym stopniu mi to nie przeszkadzało, chyba dzięki charyzmie aktora o sympatycznej (do czasu) buzi. Przepiękna jest scena spotkania na dworcu, kiedy bohaterowi zaczyna się przypatrywać jakiś obcy facet. Niejeden metafizyczny ciarek przebiegł mi po plecach, kiedy na to patrzyłem.

Un plus une

Reżyser Lelouch kręci filmy już jakieś pięćdziesiąt lat, co oczywiście wywołuje nasze zaskoczenie, a w drugiej kolejności - nieufność. Naszym zdaniem niektórzy dawni mistrzowie źle się zestarzeli, co widać na przykładzie Woody'ego Allena. Na Lelouchu znamy się dużo gorzej, ale wspomnienie filmu Piano bar, źródła traumy dla jednego z potencjalnych czytelników tego blogu, powinno działać jak dobra przeciwlelouchowa szczepionka. Nie zadziałało. Na szczęście nie zadziałało. Zarys fabuły w marnym stopniu zachęci do obejrzenia tego filmu. Muzyk Antoine przylatuje do Indii, by pracować nad filmem, a niedługo potem razem ze świeżo poznaną ambasadorową Anną udaje się na pielgrzymkę do Ammy, hinduskiej półświętej, która rozdaje ozdrowieńcze łaski drogą przytulania. Anna pragnie zajść w ciążę, a Antoine chce wyleczyć nagły zakrzep, zagrażający udarem mózgu. Film jest niezwykły dwojako. Walor oczywisty to Indie, kultura obca, choć atrakcyjna. Sceny z Ammą są autentycznie magiczne, na ten moment warto poluzować gorsecik sceptyka. Drugi aspekt to bohaterowie i ich rozmowy, przewrotne, dowcipne, dające do myślenia, a czasem nieznośne. Zdystansowany, ironiczny Antoine konfrontuje się z otwartą na kulturę Indii Anną, co zmieni życie obojga. Warto dać szansę temu filmowi, wejść w tę opowieść, choć zapewne jego odbiór zależy od chwilowego nastroju. A ten mi akurat sprzyjał.

Red, White & Royal Blue (Casey McQuiston)

Nie pojmuję, czemu temat zakochanych w sobie facetów jest taki atrakcyjny dla pisarek. Nie szkodzi, wielkiej literatury z tego nie ma, ale przynajmniej powstają przyzwoite czytadła. Niniejsze opowiada o miłości syna prezydentki SZA do księcia z królewskiej rodziny brytyjskiej. Jest gorący czas roku wyborczego, więc ujawnienie takiego skandalu obyczajowego miałoby swoje konsekwencje, zwłaszcza że nikt się niczego nie domyśla, bo około dwudziestoletni chłopcy nie wysyłali dotychczas żadnych sygnałów o swojej orientacji. Alex dlatego, że sam nie wiedział o swoim biseksualizmie, zanim nie związał się z księciem Henrym, a ów ostatni - bo to nie wypada, jeśli jest się drugim następcą tronu. Jestem pierdolonym drugim kandydatem do tronu - mówi Henry [4039], ale znany przypadek księcia Harry'ego wskazuje na to, że przecież nie trzeba tak kurczowo trzymać się królewskiego dworu - można się rozstać z rodziną i nadal żyć z sowitego kieszonkowego, na które składa się brytyjski podatnik. Inny przykład, który pojawia się zresztą w książce, to król Edward, który abdykował przed drugą wojną, bo był faszystą, jak twierdzi się w książce. Może i był, ale do tej pory wydawało mi się, że chodziło wtedy bardziej o jego romans z rozwiedzioną Amerykanką, skandal nad skandale. Oczywiście realia książki to polityczna fikcja, w której Obamę w Białym Domu zastąpiła demokratyczna prezydentka Claremont, a na tronie brytyjskim zasiada stara królowa Maria, według której „Większość tego kraju nadal pragnie tego, co stare…” [5224], więc nie zaakceptują księcia geja. Amerykańska autorka potrzebowała tego dla podostrzenia dramaturgii, bo mamy podstawy sądzić, że prawdziwa królowa byłaby bardziej wyrozumiała. Wadą romansów jest ich temat, czyli uczucia podmiotu A do podmiotu B, którym na drodze staje C, D i E. Na szczęście dzisiejsi pisarze wiedzą, ile procent romansu w romansie jest gotów znieść współczesny czytelnik. Tu mamy jakieś 60%, tyle wyciągnąłem z tyłka, a reszta to urocze dodatki, niby błahe, ale wymagały od autorki pracy i pomysłowości. Można przerwać czytanie, żeby posłuchać Get Low Lil Jona (numer z imprezy Alexa), folkowo-punkowej (!) kapeli Dropkick Murphys (ulubieńcy drugoplanowej postaci) lub Bills, Bills, Bills Destiny’s Child (podkład muzyczny jednego z podcastów). Jedna ze scen romansu odbywa się w Muzeum Wiktorii i Alberta, gdzie zakochani całują się pod rzeźbą Giambologny, Samson zabijający Filistyna. Podobno jako jedno z nielicznych dzieło pozyskano drogą uczciwych, homoseksualnych znajomości w XVII wieku. W korespondencji Alexa i Henry'ego przewijają się fragmenty miłosnych homoerotycznych wyznań, między innymi od Michała Anioła do Tommasa dei Cavalieri, 1533 r. Jest w fabule ten obowiązkowy moment wzruszenia, kiedy bohaterowie otrzymują nieoczekiwane poparcie, co na ogół świetnie sprawdza się w filmach. Pomysł sfilmowania tej bajki nie byłby poroniony, choć trzeba zaznaczyć uczciwie, że jest chwilami dość infantylna, bardziej w kwestii realiów politycznych, mniej - ale jednak - w opisie uczuć. Wiem, że Demokraci są piękni i wspaniali, ale to tylko w zestawieniu ze skrajnym oszołomstwem republikańskiej prawicy. Z kolei zakochany Alex staje się trochę nudny z tym swoim ciągłym zachwytem, z jakim przygląda się swojemu księciu. Ale tak powinno być w bajkach. A co jeszcze w nich być powinno? Mniej informacji o tym, kto kogo posuwa, ale proszę się nie napalać, takie rzeczy będą pokazane dokładniej w pornquelu, który powstanie po tym, jak film odniesie sukces. Na razie nic mi nie wiadomo o tym, żeby planowali nakręcić.

[395, Alex w rozmowie o Henrym z Zahrą, asystentką jego matki]
– (...) masz tak się zachowywać, jakby z jego dupy świeciło słońce. I do tego masz być przekonujący…
– Czy ty poznałaś kiedyś Henry’ego? – pyta Alex. – Jakim cudem miałbym to zrobić? Przecież on ma osobowość kapusty.


[1793]
OSA
Skrót od „Odpowiednio Sytuowany Amerykanin”, czyli pomysłowe tłumaczenie amerykańskiego WASP. W takich wypadkach warto zwrócić uwagę na tłumacza, czyli Emilię Skowrońską, której przesyłamy ekwiwalent „good job” z klepaniem po plecach.

[3045, fragment maila Henry'ego do Alexa]
Jakub I (...) podczas turnieju szaleńczo zakochał się w bardzo sprawnym i wyjątkowo marnym rycerzu i natychmiast uczynił go dżentelmenem swej komnaty sypialnej (to prawdziwy tytuł)

[3462, Alex chce uniknąć zdemaskowania swojego związku z Henrym]
– Idź tam. Później zajmiemy się ironiczną symboliką.
Henry znika w szafie sekundę przed tym, jak drzwi się otwierają.


[3729]
– Zabawną ciekawostką jest również to, że LBJ miał obsesję na punkcie swojego kutasa – dodaje Nora. – Nazywał go Jumbo i cały czas nim wymachiwał. Przed kolegami, dziennikarzami, dosłownie przed wszystkimi.
LBJ to Lyndon B. Johnson, amerykański prezydent. Prezydencie Dudo, może to cię zainspiruje?

[4985]
Alex wreszcie widzi Henry’ego. Książę siedzi na kanapie z butelką brandy. Uśmiecha się słabo do Alexa i mówi:
– Jesteś trochę za niski jak na żołnierza oddziału szturmowego.

Rzecz dzieje się po poważnej wtopie, w której ucierpiała reputacja księcia. Jeden z lepszych dowcipów w książce, moim zdaniem.

Pierwsi i ostatni ludzie (Olaf Stapledon)

Książka legendarna. To za sprawą Fantastyki i futurologii Lema, który ją omówił będąc wyraźnie pod wrażeniem lektury. W tamtych czasach w ówczesnej Polsce zdobycie egzemplarza książki Stapledona i przeczytanie jej w oryginale było przedsięwzięciem fantastycznie mało realnym, zwłaszcza gdy się nie znało angielskiego. Książka powstała w latach trzydziestych ubiegłego wieku, kiedy trzeba było się tłumaczyć z literackich wycieczek w światy fantastyczne. Robiono to na różne sposoby, Stapledon pisze o tworzeniu mitu. Gdybym miał ocenić powodzenie tego przedsięwzięcia, to nie udało mu się, i to całkiem obiektywnie, bo jest raczej zapomniany. Mit jest wielki lub go nie ma. Ale kto wie, może przyszłe epoki odkryją Stapledona na nowo i się nim zachwycą? Nie ulega wątpliwości, że literacko jest to ramota, dzisiaj nikt by tak nie pisał i mało kto by chciał to czytać. Ale czytamy, skoro jest to legenda. Opowieść obejmuje jakieś dwa miliardy lat, w ciągu których ludzkość wielokrotnie upada i się odradza. Nieco denerwujące są pierwsze partie książki, w których mamy zarys wydarzeń zachodzących na na nasze czasy, więc już na początku widzimy, że się nie zgadza. Ale potem mowa jest o rywalizacji Ameryki z Chinami, z czym już trudniej polemizować. Irytuje maniera opisywania kultur lub narodów, jakby to były osoby (zob. cytaty poniżej). W jednym z epizodów Pierwszej Ludzkości dochodzi do spotkania na wyspie Oceanii z udziałem „Córki Człowieka”, w wyniku którego powstaje rząd światowy, choć w momencie spotkania panowie żadnej realnej władzy nie mają. Takie cuda tylko w mitach. Wizja Stapledona jest niesamowita, na przykład pomysł Czwartej Ludzkości, która składa się z wielkich mózgów obsługiwanych przez zniewoloną Trzecią Ludzkość. Co dziwne, choć ludzkość dokonuje przeprowadzek na inne planety naszego układu słonecznego, to nie posuwa się do dalszej eksploracji kosmosu. Gdzie indziej odnosi sukcesy: w badaniu czasu, dzięki któremu przedstawiciel Osiemnastej Ludzkości skomunikował się że Stapledonem i podyktował mu swoją opowieść, zob. [5728] poniżej. Jest to ludzkość ostatnia, ale jak można być tego pewnym? Częściowo się to wyjaśnia, a poza tym dowiadujemy się, że podjęto działania, aby pierwiastek ludzki rozsiać w kosmosie, ale czy coś z tego wyjdzie, nie wiadomo. Po przeczytaniu Sapiens wizja Stapledona stworzenia nowego człowieka - i to w czasie nieodległym - nie wydaje nam się ideą szaloną.

[635, o Amerykanach]
Zasadniczo był to bowiem naród bystrych, lecz zatrzymanych w rozwoju nastolatków.

[907]
Pod tym Chiny zgadzały się z Indiami. Obie kultury przedkładały kontemplację nad działanie.

[1222]
[Prezydent Świata podniosłym] tonem opisywał przez mikrofon, jak w obecności tej zagadkowej [Córki Człowieka] odniósł nagłe zwycięstwo nad prywatnymi skrupułami moralnymi i w niespodziewanym przypływie boskiej energii skonsumował związek ze światem w cieniu bananowca.
Dałbym głowę, że autor przewrotnie nawiązuje do Syna Człowieczego. Być może Prezydent Świata również nim by nie pogardził?

[5184, o Ostatnim Człowieku]
Po urodzeniu, niemowlęctwo trwa około stu lat. W tym czasie, kiedy tworzą się podwaliny ciała i umysłu – niezwykle powoli, ale na tyle bezpiecznie, że proces ten odbywa się zawsze bez zaburzeń – dzieckiem opiekuje się matka. Po nim następuje kilkaset lat dzieciństwa i tysiącletni okres dojrzewania.

[5728]
Również ta książka, godna podziwu w naszym zamyśle, wyszła z mózgu współczesnego wam pisarza w takim nieładzie, że jej treść to głównie bzdury.

Sapiens. Od zwierząt do bogów (Yuval Noah Harari)

Jak stykam się z czymś tak popularnym, to mam naturalny odruch niechęci, bo Zenek i Coelho. Przełamałem się i przekonałem się. Harari pisze o fascynujących ideach w sposób bardzo przystępny, nie używając wielorakich -izmów, które mógłby czerpać z tekstów filozoficznych, przy czym nie traci głębi przekazu. Super klarowny jest jego opis subiektywnego, obiektywnego i intersubiektywnego, pojęć może nie z najwyższej filozoficznej półki, ale mogących mieszać w głowie bez odpowiedniego wprowadzenia. Główny temat to trzy rewolucje w historii ludzkości: poznawcza, rolnicza i naukowa. Pierwsza polega na wynalezieniu narzędzi, języka i współpracy, która przez tysiące lat pozwoliła żyć ludziom w gromadach łowców-zbieraczy. Kolejna pozwoliła stworzyć cywilizacje i pierwsze mity, które je scalały (głównie religijne, choć nie zawsze, bo mit Rzymu raczej taki nie był). Koszt tej rewolucji był taki, że powstały klasy próżniacze pasożytujące na ciężko pracujących i źle odżywionych rolnikach - system nie do utrzymania bez mitu. Trzecia jest nam dobrze znana i zwrócona przeciw mitom, które źle znoszą krytyczne myślenie i postawę otwartą na zmianę przekonań pod wpływem nowych obserwacji i ustaleń. (Dygresja: oczywiście, że mit chrześcijański dzisiaj jest zupełnie inny niż sto czy dwieście lat temu, ale jego przemiany przypominają raczej premiera Cyrankiewicza z czasów słusznie minionych. Zapytany o to, czy w Polsce mamy demokrację, skoro przez tak wiele lat nie doszło do zmiany premiera, odpowiedział: „Co takiego? Mówicie, że ja się nie zmieniam?”.) Mity nie umarły, autor przekonuje nas, że nadal je wyznajemy, tyle że ich nie dostrzegamy, jak nie widzimy powietrza, którym oddychamy. Nie chodzi tylko o te stare i niezbyt mądre religie, lecz o podstawy naszego systemu społecznego. Mitem jest pieniądz, czyli kawałek papieru, a obecnie raczej zapis elektroniczny w systemie komputerowym. Jeśli prawdą jest, że elektromagnetyczny impuls ze Słońca może wyczyścić nasze dyski, to nieopisany chaos w niedalekiej przyszłości jest całkiem realny. Mitem jest system bankowy, w którym mniej więcej tylko dziesiąta część depozytów ma realne pokrycie, co autor ilustruje za pomocą świetnej anegdotki. Mitem jest Peugeot, zob. [455] poniżej. Mitem jest sprawiedliwość, która działa przez system sądów. Tak rozumiana sprawiedliwość powoli staje się mitem w Polsce, mitem drugiego rodzaju - obserwacja moja. Współczesny mit indywidualizmu, którego nie będę precyzował, wcale nie był wyznawany w dawnych czasach, kiedy nawet w najzamożniejszych dworach królewicze nie mieli swojej osobnej komnaty, a ma takową prawie każdy dzisiejszy nastolatek z pierwszego świata. Swoją drogą, ten mit sprzeczny jest z innym - bohatera, który poświęca się dla drugiej osoby, grupy, kraju czy ogółu. Jak zauważa autor, godzenie sprzeczności jest specjalnością ludzkiej umysłowości, zob. [2851] poniżej. Sapiens nie jest w żadnym wypadku wykładem historii człowieka, a raczej opowieścią o zmieniających się ideach, które ludźmi kierowały dawniej i dzisiaj, z mnóstwem znakomitych przykładów zaczerpniętych z historii, literatury, życia i fantazji autora. Dziwne to, ale od czasu do czasu należy przyznać opinii publicznej, że lansuje rzeczy wartościowe, jak pisarstwo Hararego.

[26]
Około 13,5 miliarda lat temu nastąpił tak zwany Wielki Wybuch, który dał początek materii, energii, czasowi i przestrzeni.
Nie, a raczej prawie na pewno nie. Wtedy zaistniał ten wszechświat, który znamy. Wątpię, żeby fizycy zgodzili się ze stwierdzeniem o kreacji ex nihilo.

[455]
Ludzie nie mają problemów z przyjęciem do wiadomości, że „ludzie pierwotni” cementowali porządek społeczny, wierząc w duchy i demony oraz zbierając się przy każdej pełni księżyca na tańce wokół ogniska. Nie dostrzegamy natomiast, że nasze współczesne instytucje funkcjonują na dokładnie takiej samej zasadzie. Weźmy na przykład świat korporacji. Dzisiejsi biznesmeni i prawnicy są w zasadzie potężnymi magami. Zasadnicza różnica między nimi a plemiennymi szamanami jest taka, że współcześni prawnicy opowiadają daleko dziwniejsze historie. Dobrym tego przykładem jest legenda o Peugeocie.
Jesteśmy tak zanurzeni w naszym świecie, że wiele z dzisiejszych praktyk naszego życia, tak indywidualnego, jak społecznego, przyjmujemy jako oczywiste, choć są kwestią pewnej umowy. Taką fikcją jest kawałek papieru, któremu nadaliśmy wartość i nazywamy pieniądzem. Kiedyś tę rolę pełniły muszle kauri lub kawałki złota, a wartość, którą w nich widzieliśmy też była lub jest czysto umowna. Aztekowie znali złoto, ale nie mogli zrazu pojąć, czemu to Hiszpanie tak go pożądają. A Peugeot? To nie człowiek, nie grupa ludzi, nie konkretna fabryka, ale pewna idea zwana marką. Czyli znowu coś całkiem umownego. Można sobie wyobrazić świat alternatywny, w którym żadnego Peugeota nie ma. I nawet nie musiałoby być cokolwiek w zamian.

[857]
Nastanie rolnictwa i przemysłu stworzyło parasol ochronny osobnikom o niskiej inteligencji. Pracując w charakterze nosiwody albo przy linii montażowej, można było przetrwać i przekazywać swoje kiepskie geny kolejnym pokoleniom.

[1007]
Widoczne tu odciski dłoni powstały przed 9 tys. lat w Jaskini Dłoni (Cueva de las Manos) w Argentynie. Można odnieść wrażenie, że zmarli przed wiekami ludzie wyciągają ku nam dłonie ze skalnej ściany. To jeden z najbardziej poruszających zabytków pradawnego świata zbieraczy-łowców – nikt jednak nie wie, jakie jest jego znaczenie.
[1367]
Rewolucja agrarna była największym oszustwem historii.
   Kto ponosi za to winę? Nie królowie, kapłani czy kupcy. Winowajcami było kilka gatunków roślin, jak pszenica, ryż czy ziemniaki. To owe rośliny udomowiły homo sapiens, a nie vice versa.

Logika trochę pokrętna, choć zależy od punktu widzenia. Łowcy-zbieracze nie musieli pracować tak ciężko jak rolnicy. Ludzie żyjący z upraw odżywiali się dużo gorzej, za to byli w stanie wykarmić więcej osób - i w ten sposób dorobiliśmy się dzisiejszych społeczeństw, z których jesteśmy tacy dumni. Czy można było to osiągnąć inną drogą? Odkryć zimną fuzję przed rolnictwem?

[1511]
Jednym z nielicznych żelaznych praw historii jest to, że luksus przeważnie staje się koniecznością i rodzi nowe obowiązki.
Jak się niedawno dowiedziałem, porządny właściciel auta czyści felgi K2 Rotonem. A potem spryskuje opony sprejem K2 Bold, aby uzyskać ton zmysłowej czerni.

[1818]
§ 198. Jeśli oko muśkenowi wybił lub kość muśkena złamał, 1 minę srebra zapłaci.
Tak rzecze kodeks Hammurabiego. Z dalszego kontekstu można domyślić się, czym lub kim jest muśken. Życzę dobrej zabawy w rozgryzaniu.

[1858]
Zarówno kodeks Hammurabiego, jak i amerykańska Deklaracja niepodległości utrzymują, że wykładają uniwersalne i niezmienne zasady sprawiedliwości, tyle że według Amerykanów wszyscy ludzie są równi, a według Babilończyków ludzie na pewno równi nie są. Ktoś musiał się pomylić.
Moją nieomylna babka powinna rozsądzić tę kwestię.

[2248]
W mózgu wszystkie dane są ze sobą powiązane na zasadzie luźnych skojarzeń. Kiedy udaję się z małżonką podpisać umowę o kredyt hipoteczny na zakup nowego domu, przypominam sobie o naszym pierwszym mieszkaniu, co nasuwa wspomnienie naszego miesiąca miodowego w Nowym Orleanie, co przywodzi mi na myśl aligatory, które stawiają mi przed oczami smoki, które kojarzą mi się z Pierścieniem Nibelunga, i nagle łapię się na tym, że ku konsternacji pracownika banku nucę sobie pod nosem motyw przewodni z Zygfryda.
W księgowości rzeczywiście nie ma tej fantazji. O ile mi wiadomo, Harari jest gejem, więc nie podejrzewam go o to, aby miał małżonkę. Angielskie spouse jest płciowo neutralne, a my w polszczyźnie musimy jeszcze nad tym popracować.

[2483]
Clennon King, czarny student, który w 1958 roku ubiegał się o przyjęcie na Uniwersytet Missisipi, został zamknięty w szpitalu psychiatrycznym. Prowadzący jego sprawę sędzia orzekł, że czarnoskóry uważający, że może dostać się na uniwersytet, musi być niepoczytalny.

[2568]
W rzeczywistości nasze pojęcia „naturalnego” i „nienaturalnego” nie wywodzą się z biologii, ale z teologii chrześcijańskiej. W ujęciu teologicznym „naturalny” znaczy „zgodny z intencjami Boga, który stworzył naturę”. (...) Wciąż posługujemy się ustami w tym celu [przyswajania pokarmu - G.], ale służą nam one także do całowania, mówienia bądź, jak w wypadku Rambo, wyszarpywania zawleczek z granatów ręcznych.

[2851]
(...) rozdźwięk w naszych myślach, ideach i wartościach zmusza nas do przemyśleń, przewartościowań i krytycznego spojrzenia. Spójność i zgodność to domena mało lotnych umysłów.
W takim razie umysły potrafiące zracjonalizować religijne bzdury zaliczają się do największych geniuszy. Ciekawe, że ludzie chcą być spójni i zgodni i rzadko kiedy stwierdzają, że sprzeczność w ich poglądach świadczy o głębi ich spojrzenia na świat.

[2895]
Bezużytecznego, żółtego metalu pożądali nawet najbardziej nieprzejednani wrogowie.
Cortés pytany przez Azteków, dlaczego tak pożąda złota, miał odpowiedzieć: „Ponieważ ja i moi towarzysze dotknięci jesteśmy chorobą serca, którą można leczyć tylko złotem”.

[3697]
Fundamentalna intuicja politeizmu, która odróżnia go od monoteizmu, głosi, że najwyższa siła rządząca światem jest pozbawiona indywidualnych interesów i preferencji i dlatego nie przejmuje się przyziemnymi pragnieniami, troskami i zmartwieniami ludzi. Nie ma sensu prosić tej mocy o wojenne zwycięstwo, zdrowie czy deszcz, ponieważ z jej wszechogarniającego punktu widzenia jest wszystko jedno, czy jakieś królestwo wygra, czy przegra, czy jakieś miasto będzie kwitnąć, czy podupadnie, czy jakiś człowiek wyzdrowieje, czy umrze. Grecy nie tracili energii na składanie ofiar Losowi, Hindusi nie wznosili świątyń ku czci atmana.
Też zdarzyło mi się poczynić uwagę, że mniemana wyższość monoteizmu jest uroszczeniem monoteistów. Tymczasem w politeizm wpisana jest tolerancja dla innych wierzeń, co najlepiej było widać w przedchrześcijańskim Rzymie, zob. następny cytat. Zaryzykuję również twierdzenie, że nie ma terroryzmu hinduistycznego, choć niewątpliwie zdarzają się brutalne zajścia na tle religijnym z udziałem wyznawców hinduizmu.

[3718]
(...) przez trzy stulecia politeistyczni Rzymianie zabili co najwyżej kilka tysięcy chrześcijan. Z kolei na przestrzeni kolejnych 1500 lat chrześcijanie wymordowali miliony innych chrześcijan w obronie nieznacznie odmiennych wykładni religii miłości i współczucia.
(...)
Podczas tej masakry, zwanej „nocą Świętego Bartłomieja”, w niespełna 24 godziny wymordowano między 5 a 10 tysięcy protestantów. Kiedy rezydujący w Rzymie namiestnik Chrystusa otrzymał wieści z Francji, był tak uradowany, że odprawił dziękczynne nabożeństwo i zlecił Giorgio Vasariemu udekorowanie jednej z komnat Watykanu freskiem przedstawiającym rzeź (pomieszczenie to obecnie nie jest udostępniane zwiedzającym). W ciągu 24 godzin więcej chrześcijan zginęło z ręki swoich współwyznawców niż z ręki cesarstwa rzymskiego w całej jego historii.


[4415]
Warto zwrócić uwagę na to, czego ci dwaj duchowni nie zrobili. Nie modlili się do Boga o to, by objawił im odpowiedź. Nie poszukiwali odpowiedzi w Piśmie Świętym ani w dziełach dawnych teologów.
Mowa o Websterze i Wallace'ie, twórcach pierwszej kasy emerytalnej dla wdów po duchownych. Musieli oni odpowiedzieć na pytanie, jaka powinna być wysokość składki, aby stworzyć samofinansujący się system, który obejmie wszystkich duchownych i nie obciąży ich finansowo. Tak powstała matematyka aktuarialna.

[4963]
„Nie wierzcie w ani jedno słowo tych ludzi. Przybyli tu, by zabrać wam waszą ziemię”.
Według legendy, to wiadomość od Indianina do duchów na Księżycu, a mieli im ją przekazać Armstrong i Aldrin, którzy nauczyli się jej w oryginalnym języku z początku nie wiedząc, co ona znaczy.

[5071]
W ciągu 20 lat [od przybycia Hiszpanów - G.] niemal cała populacja Karaibów została wytrzebiona. W ich miejsce hiszpańscy kolonizatorzy zaczęli sprowadzać afrykańskich niewolników.
   Ów akt ludobójstwa rozegrał się na samym progu imperium Azteków, a mimo to kiedy Cortés wylądował na wschodnim wybrzeżu imperium, Aztekowie nic o tym nie wiedzieli.


[5685, imperium w służbie kapitalizmu w czasach wojen opiumowych]
(...) w 1840 roku Wielka Brytania wypowiedziała Chinom wojnę w obronie „wolnego handlu”, odnosząc łatwe zwycięstwo. Nadmiernie pewni siebie Chińczycy nie mieli szans w starciu z siłami brytyjskimi wyposażonymi w nową cudowną broń – parowce, ciężką artylerię, rakiety i szybkostrzelne karabiny. W kończącym konflikt traktacie pokojowym Chiny zobowiązały się do tolerowania działalności brytyjskich handlarzy opium i zrekompensowania im strat za przeprowadzone przez chińską policję konfiskaty. Ponadto Brytyjczycy uzyskali kontrolę nad Hongkongiem, który uczynili bezpieczną bazą handlu narkotykami (port ten pozostał w ich władaniu do 1997 roku).

[5705]
Po kilkusetletniej niewoli Grecja znów była wolna. Wolność ta obarczona była jednak kolosalnym długiem, którego dopiero co wyzwolony kraj nie miał jak spłacać. Przez całe dekady grecka gospodarka była zdana na łaskę i niełaskę brytyjskich wierzycieli.
Imperium brytyjskie zainterweniowało militarnie przeciw Turcji w obronie wartości obligacji przyszłego państwa greckiego.

[5754, ubogaćmy się językowo]
peonaż
Na nasze pieniądze: pańszczyzna w krajach Ameryki Łacińskiej (po kolonizacji). Kolejny przykład oderwania kapitalizmu od etyki. Chwilę potem autor pisze o transatlantyckim handlu niewolnikami: Ten haniebny proceder był wynikiem działania niczym nieograniczonych sił rynku, a nie tyrańskich królów czy ideologów rasizmu.

[5949]
Przez całe dekady aluminium było droższe od złota. W latach 60. [XIX] stulecia cesarz Francuzów Napoleon III zarządził, aby jego najznakomitszym gościom podano aluminiowe sztućce. Pośledniejsi biesiadnicy musieli zadowolić się złotymi nożami i widelcami. Jednak pod koniec XIX wieku chemicy odkryli sposób na pozyskiwanie pokaźnych ilości taniego aluminium, a w chwili obecnej światowa produkcja tego metalu sięga 30 milionów ton rocznie. Napoleon III byłby wielce zdziwiony, gdyby dowiedział się, że potomkowie jego poddanych taniej, aluminiowej folii jednorazowego użytku używają do pakowania kanapek i resztek ze stołu.

[5962]
Co to w ogóle jest karboksyaldehyd hydroksyizoheksylo-3-cykloheksenowy?

[6361]
Kiedy pieczemy ciasto z mąki, oleju i cukru, które leżały w spiżarni przez ostatnie dwa lata, nie oznacza to, że ciasto ma dwa lata.
Metafora pokazująca absurd państwowej propagandy irackiej, która w Iraku, czyli państwie o sztucznie wyznaczonych granicach, widziała kontynuację starożytnych potęg. Rzecz jasna, Irak jest tylko jednym z wielu przykładów.

[6847]
Ukazana przez Huxleya wizja przyszłości jest o wiele bardziej niepokojąca niż Rok 1984 Orwella. Świat Huxleya większości czytelników jawi się jako potworny, lecz trudno wyjaśnić dlaczego. Wszyscy są stale szczęśliwi – czy może w tym być coś złego?
Uważałem tak samo, zanim jeszcze przeczytałem o tym u Harariego. Z drugiej strony, gdyby zapytać przeciętnego człowieka, do którego z tych dwóch światów chciałby trafić (gdyby nie miał innego wyboru), to chyba jednak świat Huxleya byłby bardziej popularny.

[6995]
Budda zalecał, byśmy odpuścili sobie pogoń za zewnętrznymi dokonaniami, a przede wszystkim pogoń za wewnętrznymi uczuciami.
Przepraszam wszystkich buddystów, ale czy na tym naprawdę ma polegać szczęście? Na wyparciu się wszystkiego, co jest tak nierozerwalnie ludzkie? Czy spełnienie w życiu można osiągnąć tylko będąc emocjonalnym kastratem pogrążonym w medytacji? Toż to jak bycie gejem w katolicyzmie: bądź nim, ale broń boże nie rób niczego, co wiąże się z byciem gejem (choć obiektywnie nikogo tym nie krzywdzisz). Inna sprawa: wyobraźmy sobie świat ludzi, którzy naprawdę wcielają w życie te ideały. Nie możecie, jak ja? Bo takiego świata nie było, nie ma i nie będzie. To bynajmniej nie znaczy, że zdrowa doza postawy buddyjskiej, czyli dystans do siebie, do życia, a zwłaszcza do zaspokajania wmówionych nam potrzeb, jest bezwartościowa.

[7262]
Science fiction rzadko kiedy opisuje taką przyszłość, ponieważ precyzyjny opis z definicji byłby dla nas niezrozumiały. Kręcić film opowiadający o życiu supercyborga to tak, jak inscenizować Hamleta dla neandertalskiej widowni.
Według autora prawdopodobna jest przyszłość, kiedy ludzi zastąpią cyborgi, drastycznie różne od dzisiejszych ludzi (nb. jak my różnimy się od choćby ludzi wieku XVIII). Nasunęło mi to skojarzenie z książką Stapledona, Ostatni i pierwsi ludzie, i tak odkryłem, że całkiem niedawno wydano ją po polsku!

[7308]
Lecz wielkie debaty historii są o tyle istotne, że przynajmniej pierwsze pokolenie tych bogów będzie ukształtowane przez idee kulturowe swoich ludzkich twórców.
Nieco optymistyczne jest założenie, że ludzkość stworzy tych bogów zanim zginie (lub w wariancie mniej pesymistycznym - zdegeneruje się).

[7342]
Dysponujemy niespotykaną dotąd potęgą, ale nie mamy pojęcia, co z nią zrobić. Co gorsza, wydaje się, że ludzie są bardziej nieodpowiedzialni niż kiedykolwiek wcześniej. Własnym przemysłem wybiwszy się na bogów, kierujemy się wyłącznie swoją wolą. W rezultacie siejemy spustoszenie pośród naszych zwierzęcych kuzynów i w otaczającym nas ekosystemie, poszukując jedynie własnej wygody i przyjemności, lecz nigdy nie znajdując satysfakcji.
   Czy jest coś bardziej niebezpiecznego niż niezadowoleni i nieodpowiedzialni bogowie, którzy nie wiedzą, czego chcą?
The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger