Nie wiem po co ten tytuł

              

niedziela, 23 kwietnia 2017

Spójrz mi w oczy czyli Lazy Eye

A ja bym dał tytuł Spójrz mi w krocze, miałby mniej więcej tyle samo sensu, chociaż innego. Tytuł oryginalny miał być zapewne przenośny, bo tym jednym oczkiem Dean spogląda na boczek (a nie mam na myśli wędzonego). Piętnaście lat wcześniej Dean związał się z Alexem, albo tylko tak mu się wydawało, bo po jakimś miesiącu Alex przepadł bez śladu, nie pozostawił żadnej o sobie wieści, ani dziękuję, ani pocałuj mnie w dupę, a do takiego całowania zapewne wcześniej dochodziło w pościeli. Dean odnowił kontakt z dawnym kochankiem i doszło do spotkania analnego, że tak powiem. Trochę się ze sobą szamocą, bo pewne tajemnice, jakie przed sobą mają, wychodzą na jaw detalicznie, a nie hurtowo. Ja tu nic nie zdradzę, tylko powiem, że na koniec Dean urządzi utopionej w basenie myszy prawdziwy pogrzeb, a metaforycznie - nie tylko jej. Kwiatek po obejrzeniu śpiewał Nie było ciebie tyle lat. Tyle że bohater sam sobie tego kochasia sprowadził, więc raczej słabo by wyszło, gdyby się od niego odganiał. [X]

Antes

Film jest emitowany na jutubowych falach w zakładce „gtm”, więc od razu należy wyjaśnić, że wszystkie wątki w tym temacie związane są z gejem, który jest przyjacielem głównego bohatera, ale równie dobrze mógłby być platonicznym nekrofilem lub miłośnikiem polnych koników, klaczek i wałaszków, bo takie poważne znaczenie ma orientacja seksualna. Główny bohater Nacho wspomina wprawdzie, jak w dzieciństwie łapał za tyłek Tomasa, ale to już wszystko, bo inne tyłki bardziej go pociągają. Na szczęście film jest niezły sam z sobie, bo widz staje przed zagadką, kiedy obserwuje Nacho w dwóch wydaniach. W jednym, w retrospekcjach, jest pogodnym młodzieńcem, który kończy studia w Buenos Aires, świeci słońce, pogodna mama właśnie przetrwała małżeński kryzys, rodzina i przyjaciele spędzają miło czas przy domowym basenie. W drugim jest noc, zimno, Nacho cały czas chodzi samotnie przygarbiony w jednej kurtce i wygląda, jakby nie wiedział, co ma zrobić ze swoim życiem. Dość szybko zgadujemy, co takiego się stało, o czym chętnie opowiedziałaby redaktor Janicka, ale nie ja. Wielkiego zaskoczenia nie ma, ale wystarczy, żebyśmy się zaniepokoili, jeśli nie o Nacho, to o siebie, gdyby nam się coś podobnego przytrafiło.

Andrzej Stankiewicz mówi

Pierwszą rzeczą jest to, że Misiewicz stał się symbolem. On zapłacił za to, że stał się symbolem. Po pierwsze dla elektoratu PiS-u, szerzej - dla wyborców, stał się trochę symbolem tego, co mówi Wojtek [Maziarski - G.], pewnej pychy, arogancji i bezczelności. Po drugie, w PiS-ie stał się symbolem wpływów Macierewicza, to znaczy każde stanowisko, które Misiewicz dostawał, było pokazaniem przez Macierewicza wszystkim: zobaczcie co ja mogę zrobić. I dlatego on zapłacił tak wysoką cenę, bo spójrzmy realnie. Powstała komisja, do której weszło dwóch rzeczników dyscyplinarnych PiS-u, w tym jeden taki, który po pijanemu jeździł na Cyprze, ale nie jestem małostkowy, więc nie będę mu tego wypominał. Dwóch wiceprezesów, jeden wyraźnie z Macierewiczem skonfliktowany, a drugi - twórca CBA. Żeby się zająć sprawą dwudziestosiedmiolatka. Powiem tak. Na zapleczu PiS-u była czystka w spółkach skarbu państwa po Dawidzie Jackiewiczu, podejrzenia korupcyjne, którymi zajmuje się CBA. Było posprzątanie szefa BOR-u i szefa agencji wywiadu, którzy są podejrzewani o ustawienie przetargu poprzez spółkę swojego kumpla na pomoc PKP w czasie Światowych Dni Młodzieży. Mamy prezesa agencji restrukturyzacji, który został prezesem jednego z największych polskich koncernów energetycznych, który ma sprawę korupcyjną. Misiewicz przy nich jest pikuś. Naprawdę, Misiewicz niczego nie ukradł, mnie się nie musi podobać, jak działa Macierewicz z Misiewiczem, ale Misiewicz niczego nie ukradł. [(...) - pomijam powtórkę - G.] I powiem tak, jest oczywiście problem wewnątrz PiS-u wojny z Macierewiczem coraz większej, to nie jest tylko Misiewicz. Kaczyński kilka ważnych projektów Macierewicza utrącił, na przykład dekomunizację armii. Proszę zobaczyć, głośny projekt, został zatrzymany przez Kaczyńskiego w sejmie. Degradacja oficerów wsteczna została zatrzymana w sejmie przez Kaczyńskiego. Wojna wewnątrz IPN-u między ludźmi Brudzińskiego i Macierewicza. [X, 31:30]

Dalej już mi się nie chce spisywać, sens był taki, że Kaczyński utrzymać władzy nie może bez Macierewicza i vice versa, więc są skazani na trudną miłość.

sobota, 15 kwietnia 2017

Namaluj to (Joseph Heller)

Nie z tej książki znany jest przede wszystkim Heller, nawet trudno byłoby odgadnąć, że to ten sam autor. Jeśli na kimś zrobiły wrażenie eseje Herberta o katarach lub tulipanowej gorączce w Holandii, to jak najbardziej polecam tę pozycję. Zapewne sami moglibyśmy poczytać Tukidydesa i innych autorów starożytności, ale te lektury przefiltrowane przez umysł autora potrafią zahipnotyzować, a nawet zahibernetyzować, jak powiedziałaby Małgorzata Foremniak. Studiując rozwlekłe teksty moglibyśmy łatwo przegapić na przykład ten smakowity epizod, kiedy król perski Kserkses kazał ściąć głowy budowniczych mostu na Hellesponcie, gdy ten runął na skutek sztormu, a potem wybatożyć morze. Inżynierów ukarał za fuszerkę, a morze - za zniszczenie konstrukcji tak wspaniałej. Logika Hammurabiego - pisze Szymborska, od której to wziąłem - władającego tymi ziemiami trzynaście stuleci wcześniej, stała na wyższym poziomie. Swego czasu potężne wrażenie zrobiła na mnie debata Ateńczyków z Melijczykami, czyli mieszkańcami neutralnego miasta Melos na jednej z greckich wysp. Miało to miejsce po zawarciu pokoju ze Spartą, kiedy wyobrażalibyśmy sobie, że mieszkańcy jednego z dwóch lokalnych mocarstw zapragnęliby pożyć chwilę w pokoju. Nie proponujcie nam przyjaźni, mówili Ateńczycy przywódcom Melos mając za plecami ateńskie wojsko gotowe do szturmu. Wasza przyjaźń świadczyłaby o naszej słabości, my chcemy waszej nienawiści. Poddajcie się, a przeżyjecie, walczcie, a zginiecie, jeśli nie z głodu, to od naszych mieczy. Nie mówcie o sprawiedliwości, bo o niej można mówić między równymi. Jeśli zaś liczycie na bogów, to nie zabraniamy wam zanosić do nich modłów, jak i my będziemy czynić. Inspiracją dla Hellera był obraz Rembrandta przedstawiającego Arystotelesa kontemplującego popiersie Homera, który trafił do nowojorskiego muzeum. Dlatego w książce opowieść o starożytnej Grecji przeplata się z historią Holandii i samego Rembrandta, który w swoich czasach klepał biedę, a fetowani byli inni malarze, o których teraz jakieś pojęcie mają tylko wyspecjalizowani historycy sztuki. Czytając przypisy od tłumacza widzimy, że Hellera nieraz ponosiła fantazja, zdarzały mu się wpadki lub pochopne sądy. Akcent polski dotyczy rzecz jasna antysemityzmu, którego efektem miał być pogrom Żydów w połowie XVII wieku. To technicznie prawda, ale ten pogrom miał miejsce na terenach opanowanych przez powstanie Chmielnickiego, więc trudno mieszać w to ówczesne władze Rzeczypospolitej. Znowu wychodzi na to, że ci Polacy się wiecznie tłumaczą, zamiast zgodzić się, że są antysemitami - a według logiki bojowników o sprawiedliwość społeczną (która tu akurat obowiązuje) świadczy to o tym większym antysemityzmie.

Cytaty i komentarze.

[O Peryklesie]
Nigdy nie był oskarżony o homoseksualizm.
Był oskarżany o heteroseksualizm.

[Samego Peryklesa nie umiano oskarżyć, więc atakowano jego zwolenników. Np. Anaksagorasa za jego teorię księżyca i słońca jako ciał niebieskich, nie bogów.]
W oświeconych, demokratycznych Atenach studiowanie i nauczanie astronomii było zabronione od ponad pięćdziesięciu lat.

[O Arystofanesie]
W wystawionych rok później „Rycerzach” nazwał Kleona „paflagońskim garbarzem", „aroganckim łobuzem", „wcieleniem obmowy", „tyranizującym ludzi nędznikiem bez czci i honoru, którego należałoby się pozbyć", „brutalnym majstrem", „niepohamowanym pożeraczem fasoli, który pierdzi i głośno chrapie", „złośnikiem", „łaszącym się kundlem", „rabusiem", „awanturnikiem", „znienawidzonym", „zionącą otchłanią grabieży", „nikczemnym tysiąc razy dziennie", „szalbierzem", „ponurym hultajem", „złodziejem", „oszustem żyjącym od jednego zdzierstwa do następnego" i „pełną garścią czerpiącym z publicznej kasy", „dupo-rządcą" o „świńskiej edukacji" i człowiekiem, którego śmierć byłaby szczęśliwym wydarzeniem dla Ateńczyków i ich dzieci.
Pisał tak o popularnym przywódcy w czasie wojennym. Ateńczycy głosowali za przyznaniem mu pierwszej nagrody, a jednocześnie nadal popierali Kleona.

[O pokoju ze Spartą]
Przetrwał lat siedem.
Mógłby trwać wiecznie, gdyby Alkibiades nie postanowił mocniej zaangażować się w sprawy swego narodu, co źle się skończyło dla Aten, Syrakuz, Sparty, Persji, Melos, Argos i Sokratesa.

[O tragicznej w skutkach dla Aten wyprawie wojskowej na Sycylię]

Ponieważ Nikias był bogatym, wielce poważanym członkiem stronnictwa pokojowego, Ateńczycy, kierując się szczególną logiką i działając wbrew jego życzeniom, mianowali go jednym z dowódców wyprawy. (...) Rezolucja ateńskiego Zgromadzenia, przesądzająca o wyprawie przeciwko Syrakuzom w celu przywrócenia porządku na Sycylii, była obłudna, nieuczciwa, głupia, szowinistyczna, irracjonalna i samobójcza.

[Po upadku Aten]
Ateńczycy wręcz osłupieli ze zdumienia, gdy dowiedzieli się, że kapitulacja ich demokratycznej ojczyzny oznacza dla innych powrót wolności do ich miast.

[Skąd my to znamy?]
W Amsterdamie człowiek mógł zostać stracony za kradzież płaszcza, a dostać zaproszenie do ratusza po kradzieży całej fortuny.

[Platon o duszy]
Krąg wewnętrzny duszy porusza się ukośnie w lewą stronę, zewnętrzny zaś porusza się na prawo. Tak więc jeden krąg jest najwyższy, ponieważ jest pojedynczy, podczas gdy krąg wewnętrzny jest podzielony. Wewnętrzny krąg jest kręgiem „tożsamym", zewnętrzny zaś - „innym". Ma to znaczyć, jak wyjaśnia Platon, że ruch duszy jest zarazem ruchem wszechświata.

Wszystkie dobre tragedie kończą się szczęśliwie.
Co by się stało, gdyby Jezus nie został ukrzyżowany?
Na to pytanie chętnie odpowiem. Nie musielibyśmy się zastanawiać nad przedziwną logiką zbawienia, wedle której część Boga zstąpiła na Ziemię, uczyniła parę cudów w jakiejś zapadłej prowincji, została umęczona wiedząc, że powróci do Nieba (e, to ja też ochoczo poddałbym się torturom, jeśli wiedziałbym, jaki będzie finał). I jak już ci podli ludzie zamęczyli niewinną istotę, wtedy wreszcie zasłużyli na zbawienie. Poza tym ludzie istnieli wcześniej jakieś sto tysięcy lat, więc czemu Bóg tak zwlekał z tym zbawieniem? Idea ofiary zastępczej w tej opowiastce jest wysoce niemoralna i współcześnie nieakceptowalna, a sposób objawienia jedynej drogi zbawienia - groteskowo nieskuteczny, skoro po dwóch tysiącach lat nadal większość ludzi umiera nie słysząc w życiu o Zbawicielu. Nie mam złudzeń, że gdyby nie było chrześcijaństwa, mielibyśmy jakiś inny dominujący zabobon, ale czy na pewno byłby gorszy? Może mielibyśmy jakiś rodzaj konfucjanizmu, czyli ni to religii, ni to systemu politycznego. Na przykładzie Chin widać, że tak się da.

[O Sokratesie]
Komediopisarz Arystofanes powiedział przyjaciołom, że należy żałować, iż Asklepios nie powiedział przed śmiercią, że jest dłużny koguta Anytosowi.
Ten cytat wymaga wyjaśnienia, bo gdzie tu Sokrates? Zacznijmy od obserwacji Orlińskiego, który zapytany o znaczenie Ewangelii, odpowiada, że jest to dla niego zapis mordu sądowego, podobnego jak w przypadku Sokratesa. Zgoda, obie ofiary były w naszym odczuciu niewinne, a jednak zostały skazane w majestacie prawa. I to na śmierć. W książce obrona Sokratesa jest omówiona dość szczegółowo, to zapewne po tym widowisku obserwujący to Platon stracił sympatię dla demokracji i projektował te swoje ponure dyktatury w stylu bolszewickim. Tuż przed śmiercią Sokrates poprosił o zwrot koguta Asklepiosowi, ateńskiemu garbarzowi. Sokrates miał paru przyjaciół w Atenach, którzy z tym się nie kryli, ale dziwnym trafem postanowiono oskarżyć owego Asklepiosa o zmowę z Sokratesem, choć związki tych dwu osób nie wydawały się głębokie. Wiadomo było, że Asklepios głosował za uniewinnieniem Sokratesa, ale przecież nie on jeden. Jednak Anytos, oskarżyciel Sokratesa, zdołał doprowadzić do procesu Asklepiosa, który zakończył się podobnie - wyrokiem śmierci. Opisany jest przypadek, kiedy Ateńczycy zdali sobie sprawę z szaleństwa podjętej dzień wcześniej decyzji. Czasem szaleństwo potrzebuje większego czasu, aby wyhamować.

Rainbow boy... Rung tua thii paet khawng khwaam rak czyli Right by Me

Film bardzo śmieszny, bo jest jakby operą mydlaną w formie pełnometrażowej. Ogólnie chodzi o życiowe trudności homoseksualnych młodzieńców w Bangkoku, którzy występują w trzech egzemplarzach: od całkiem jawnego, przez skrytego do takiego, który sam jeszcze nie wie. Mydlany charakter ma gra aktorska, bardzo przypominająca amerykańskie dokonania (bo, o dziwo, brytyjskie opery trzymają niezły poziom) oraz te liczne powtórki, które przypominają nam, że w danym momencie bohater postąpił w określony sposób, bo ktoś pięć minut wcześniej mu powiedział że. Ścieżki życiowe bohaterów nie są usłane różami, ale gdyby mogli usłyszeć piosenki z offu o tym, że taki jesteś, to nic złego, nikomu nie czynisz krzywdy i masz prawo do szczęścia - otuchą napełniłyby się ich serca. Chyba nie warto zbyt głęboko wnikać w fabułę, bo jest jej po kostki, czy to w końcu ważne, że Tat liczy na wzajemność ze strony Eka, a nie wie, że podkochuje się w nim Nat. Ten film to powrót do świata prostych wartości, nawet Boy-Żeleński by zrozumiał.

Straightman

Przyjaciele Jack i David zostali porzuceni przez swoje kobiety, na skutek czego jeden z nich porzucił heteroseksualny styl życia. Film powstał jeszcze w zeszłym wieku, więc można się spodziewać, że kiedy dojdzie do ujawnienia, będzie większa tragedia, niż się spodziewałem. Obaj korzystają z seksualnej swobody, obaj chcieliby znaleźć kogoś na stałe, ale słabo im wychodzi. Niby-partner Jacka pytany o związek odpowiada, że wolałby się nie definiować, bo po co, skoro jest dobrze tak, jak jest. Z kolei otyły David nie ma problemu ze znalezieniem kobiet na niezobowiązujące numerki, ale przecież nie porzucą dla niego swoich mężów i narzeczonych. Jedna ze scen z seksualnej odysei Davida jest chyba równie zabawna, co sceny seksu z filmu Million Dollar Hotel. Nawet krew z kolana się polała. Mało wstrząsające jest zakończenie, za to patrząc na wspólne mieszkanie obu bohaterów możemy sobie pogratulować. Odrapane ściany i kable z nich wystające to akceptowalny koszt życia w supermocarstwie. Jak nas zapewniają twórcy pod koniec napisów: No Mid-Westerners were harmed in the making of this film.

Much ado about Misiewicz

Mam radość z powodu Misiewicza, nie ja jeden. Gdzie młodzi ludzie mają zdobywać kwalifikacje? - pyta Misiewicz. Odpowiadam: z twoimi, chłopcze, kwalifikacjami - na kasie w Biedronce. Po przesłuchaniu przez partyjną komisję Misiewicz przeprosił Polaków za ten żałosny medialny spektakl, jakim była publiczna nagonka na niego. Wrogie „P”i„S”-owi redakcje odwracają w ten sposób uwagę społeczeństwa od sukcesów rządu. Nieładnie, Misiewiczu, bo w ten sposób brzydko oskarżasz Prezesa Polski i jego najwierniejszych o uleganie tym fałszywym medialnym oszczerstwom. „P”i„S”-owska komisja partyjna miała przyjrzeć się Misiewiczowi, który najwyraźniej zawinił tym, że zgadzał się obejmować proponowane mu funkcje i stanowiska. Wielki podziw dla „P”i„S”-owskich mędrców, którzy potrafią rozważać tak wysublimowane etyczne niuanse i ujrzeć winę Misiewicza tam, gdzie zwykły człowiek niczego nie dojrzy. Ja miałem prostackie wrażenie, że Misiewicz jest zwykłym protegowanym ministra Macierewicza, który ma niecodzienny (ale całkiem zrozumiały) pociąg do młodzieńców z nadwagą. Oczywiście, że pokrętny umysł ujrzy w tej sprawie próbę przykrycia sądowej reformy Ziobry, ale to niezbyt się udało. Najzabawniejsze jest to, że sprawa Misiewicza powinna być załatwiona przez bezpośredniego przełożonego ministra Macierewicza. Podobno jest ktoś taki, taka pani z broszką. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie - proszę się skontaktować.

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Solaris

Widziałem ten film dawno temu i zapamiętałem, że nie, to nie to. Ponieważ mnie namówili audycją w Tok FM do powrotu do książki, to czemu nie zobaczyć jeszcze raz. No i jest opad kopary, bo jeśli się zmieni nastawienie i nie oczekuje wiernej ekranizacji, to film wypada całkiem dobrze. Przede wszystkim lata świetlne dzielą go od standardowych produkcji sajens-fikszyn, bo Lem jednak zobowiązuje. Jeśli film odbiega od książki, to nie w stronę głupawych strzelanek z obcymi, czy szalenie nużących ucieczek przed wrogami. Wyciął Soderbergh z książki cały wątek solarystyki, czyli badań naukowych poświęconych najprawdopodobniej inteligentnemu oceanowi, jedynemu mieszkańcowi planety. Skupił się za to na Kelvinie, którego przeżycia na stacji kosmicznej splecione są mocno z retrospekcjami z pożycia z Rheyą. Co ciekawe, ów świat przyszłości nie wygląda specjalnie dziwnie, ludzie wciąż jeżdżą metrem i chodzą do barów na podryw, a do grup wsparcia po wsparcie. Wątek Rhei jest rozegrany nie bardziej melodramatycznie niż w książce, za to jeden z niezwykłych twistów dotyczy załoganta Snowa, granego przez mało znanego aktora, ale ta jego rola naprawdę zapadła mi w pamięć. Jest to oryginalny pomysł scenarzysty, nie ma tego w książce, ale podobny pomysł był u Lema w opowiadaniu o Zazulu. Na koniec o zakończeniu. Podobnie jak w Solaris radzieckim zakończenie odbiega od książkowego, które jest zwyczajnie słabe - Kelvin popada w zadumę na mimoidzie. Radzieckie uważam za świetne, choć dość jednoznaczne, a to Soderbergha - za mocno popieprzone i trochę przez to wykrętne. Ale nie muszę się upalić podejrzanymi ziołami, ani zagłębić w buddyzm zen, żeby zobaczyć, że końcowy mistycyzm ma niezły potencjał interpretacyjny. Jako złośliwa małpa postanowiłem zrobić gif z antytwarzą Clooneya, do czego się onegdaj z takim wstydem przyznawał.

niedziela, 9 kwietnia 2017

Konstanty Radziwiłł błaznem roku?

Znak zapytania nie wynika z ostrożności procesowej, ale z przekonania o wielkim potencjale obecnie rządzących. Możliwe, że ktoś zbłaźni się jeszcze bardziej niż minister Radziwiłł, który w żadnym wypadku nie podałby żadnej ze swoich czterech córek preparatu EllaOne, gdyby doszło do gwałtu. Bo nie wolno zabijać dzieci. Co innego, gdyby gwałtu dokonano na synu ministra. Dowcip polega na tym, że EllaOne nie jest środkiem wczesnoporonnym, a jedynie hamującym owulację, co po ryzykownym stosunku może zapobiec zapłodnieniu, bo po prostu nie wykształca się komórka jajowa. Nie stwierdzono, aby EllaOne miała wpływ na już zagnieżdżone zarodki. Jeśli chodzi o szkodliwość EllaOne, porównywalna ona jest z pyralginą. „P”i„S”-owski beton partyjny zapewne ma wiele podziwu dla ministra, na podobnej zasadzie, co w przypadku Marka Jurka, podziwianego za wierność swojemu światopoglądowi, a jest to uzasadnienie słabe w moim przekonaniu. Radziwiłł jest bardzo światopoglądowy, a ten światopogląd sprowadza się do tego, że ciulik (semper bez gumki) trafia do cipki po ślubie. Tak i tylko tak. Z drugiej strony: drogi „P”i„S”-owski elektoracie! Czy naprawdę urządza was rozwiązanie, zgodnie z którym tak straszliwy preparat jest nadal dostępny w aptekach? This measure is so profoundly half-assed, jak mówią obserwatorzy z trzeciego świata. Jeśli jestem przy temacie, to zwrócę uwagę na to, że w komisji sejmowej czeka na rozpatrzenie obywatelski projekt zakazu aborcji połączony z zakazem sprzedaży w Polsce środków antykoncepcyjnych. Fascynujące jest, że czeka. Rozumiem, że procedury, że obywatelski, ale gdyby obywatele zgłosili projekt ustawy o budowie autostrad na Marsie, to trafiłby natychmiast do kosza. A ten czeka, choć niekonstytucyjne akty prawne uchwalano w mniej niż dobę (od projektu do podpisu tzw. prezydenta).

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Wielki Liberace czyli Behind the Candelabra

Gdyby podobno genialny pianista dopasował się do oczekiwań, grałby wyfraczony jakieś szopeny i betoweny w salach koncertowych, solo bądź z orkiestrą. Jakkolwiek grono wybitnych pianistów szerokie nie jest - byłby jednym z wielu. Od losu otrzymał dar charyzmy, dzięki któremu potrafił na swoje koncerty przyciągać sporą publikę złożoną w przeważającej części z amerykańskich statecznych dam, które emocjonowały się jego życiem prywatnym, a szczególnie tym dziwnie nieszczęśliwym związkiem z Sonją Henie. Że Sonja nie była w typie Liberace, który wolał bardziej wybujałe kształty męskie, to jakby było powszechnie wiadome, ale kto nie chciał, nie był tą prawdą rąbany prosto w oczy. W filmie śledzimy historię związku Liberace ze Scottem, która przebiega całkiem standardowo, od pierwszej fascynacji, miłosnych uniesień, poprzez drobne niesnaski przeradzające się w poważne nieporozumienia, do całkowitego rozkładu pożycia pozamałżeńskiego zakończonego rozmowami z udziałem prawników. Podstawą fabuły była książka Scotta, który po czasie na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że był jednym z wielu, ale jeśli mu wierzyć, to właśnie z nim Liberace spędził najszczęśliwsze lata życia. Umierający na AIDS Liberace nie usłyszał od Scotta, że jego też. Życie u boku podstarzałego Liberace było skrzyżowaniem złotego snu w oszałamiającym przepychu ze złotą klatką. Może dlatego.

Logan: Wolverine czyli Logan

Polski tytuł jest do łez rozbawiający, bo przede wszystkim dwukropek, a po drugie „wolverine”, co na polskich jutubach zapewne będą wymawiać fonetycznie „wolwerine”, czym dadzą świadectwo powszechnej znajomości języka „lengłydż” uprawniające polskiego dystrybutora do takich manewrów. Mniej wyedukowanym starszym obywatelem tego kraju przypominam, że „wolverine” znaczy rosomak. Po raz kolejny widzimy, ze Marvel przejął się opinią o swoich filmach jako tandetnych, infantylnych bzdurach z rozmachem, bo ten odcinek z serii X-men jest poważnie brutalny i śmiertelnie poważny. Profesor Xavier popadł w lekką demencję i wymaga stałej opieki przebywając w ukryciu na amerykańskim zadupiu pod opieką podstarzałego Wolverina, mutanci są prawie całkowici wytępieni, a ich resztki w postaci dziecięcej próbują uciec poza granice SZA. Zabawne, że dzieciątka grające w tym filmie jeszcze przez jakiś czas nie będą mogły legalnie go obejrzeć. Gdyby nieco okroić taśmę, moglibyśmy zobaczyć dramat psychologiczny o trudnym pożyciu zniedołężniałego staruszka, jego syna i wnuczki, dlatego właśnie powiedziałbym, że można się wczuć, i bez wahania powtórzyłbym opinię Krystyny Jandy o filmie Life (coś w rodzaju „film dla mężczyzn nie bojących okazywania uczuć”), która niestety zniknęła już ze strony z komentarzami do tego filmu na Filmwebie. Gołym okiem da się zauważyć nowy udany aktorski egzemplarz w roli Pierce'a, bo nasz polski wkład w postaci Mohawka, czyli Soszyński, nie zapadł specjalnie w pamięć, a poza tym skończył marnie, jak widzimy na załączonym obrazku.

PS. O, ja głupi! Wspomniana wypowiedź Jandy ukazała się na stronie kino.krakow.pl. Załączam zrzut ekranu.
The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger