Nie wiem po co ten tytuł

              

środa, 28 lutego 2018

O poranku

- Co ci się śniło? Bo ja miałem jakieś ciekawe sny.
- A ja miałem tak nudne, że aż przysnąłem. A ty?
- Nie pamiętam, ale czerwona sukienka pływała w wodzie.
- Kraulem?

sobota, 24 lutego 2018

Kształt wody czyli The Shape of Water

A co del Toro zrobiłby z bajką o Czerwonym Kapturku? To chyba jasne, Kapturek ujrzawszy duchowe piękno Wilka pod szpetną postacią uległby wielokrotnie wspólnym porywom namiętności, a przez resztę czasu kombinowałby, jak wykiwać Myśliwego, który zagiął parol na Wilka. To oczywiście słabo nadaje się dla dzieci, tak samo jak ten film, choć to one byłyby dla niego najlepszym targetem. Chociaż może nie całkiem, bo Kwiatek dzieckiem podszyty wyszedł z kina potwornie znudzony, ja mniej, ale chyba dlatego, że trafnie przypuszczałem, czego będzie można się spodziewać. choć nie przewidziałem, że akcja będzie umieszczona w latach sześćdziesiątych. Trwa zimna wojna, amerykańscy wojskowi znaleźli dziwnego stwora w amazońskiej dżungli i teraz go badają, a raczej się nad nim znęcają, na co patrzeć nie może cleaning lady Eliza. Jak się okazuje, nasz człekopodobny płaz nie jest z tych, co w skorupie wznoszą się nad wody trupie, bo jest nad podziw inteligentny, wrażliwy i na dodatek obdarzony cudownymi mocami - wyśniony facet Elizy. I tu leży problem, bo dorosłe dzieci nie życzą sobie love story idąc na film sajens-fikszyn. Ma być Moc, skoki w czasie, lasery lub choćby pole morfogenetyczne. A tu znowu M jak miłość.

wtorek, 20 lutego 2018

Inxeba. Zakazana ścieżka czyli Inxeba

Zgodnie z lokalnym zwyczajem młodzi mężczyźni w RPA poddają się rytuałowi, który ma z nich uczynić prawdziwych mężczyzn. Zaczyna się od obrzezania, a potem przez dwa tygodnie mają pod nadzorem opiekunów spędzać czas w afrykańskiej dziczy mieszkając w zaimprowizowanych chatkach z patyków i oglądając swoje gojące się fiutki. Kwanda, jeden z tych chłopców, który na co dzień jest mieszczuchem z bogatym tatusiem, zapewne nie miał na to wielkiej ochoty, ale tatuś sobie zażyczył, więc nie ma wyjścia. Jego opiekunem jest Xolani, który ma dużo ciekawszy niż kultywowanie tradycji powód, aby brać udział w tej imprezie. Innym opiekunem jest bowiem Vija, który potrafi Xolaniemu nieźle analnie dogodzić - zgadujemy, że tak już od lat, a poza tym raczej się nie spotykają. Tym razem jednak nastąpią komplikacje za przyczyną Kwandy, który rozgryzł swojego opiekuna i... I więcej nie zdradzę. Zauważę tylko, że zgodnie ze swoim przypuszczeniem ujrzałem mało przychylne dla gejów okoliczności, choć formalnie RPA jest krajem bardzo w tej kwestii tolerancyjnym. Prowincja rządzi się swoimi prawami. [X]

Cztery dni we Francji czyli Jours de France

Dziewczynka dyszy oparta o drzewo. Słychać krakanie wśród leśnego poszumu. Dłoń na klamce, spojrzenie w oczy. Długie, przeciągłe. A potem ciemność. Nie, nie, to nie jest opis fabuły filmu, lecz mój szkic odpowiedzi na pytanie, jak twórcy tego filmu opowiedzieliby bajkę o Czerwonym Kapturku. W tym przypadku udało im się zdobyć kolejny szczyt maniery kina PSF, która objawia się tym, że otrzymujemy ciąg scenek pozornie realistycznych, które może i złożyłyby się na jakąś sensowną historię, tylko że ktoś wcześniej wyciął wszystko, co jakkolwiek by taki odbiór umożliwiało. Kogo interesuje, dlaczego ludzie postępują w jakiś sposób lub dlaczego postanawiają snuć mętne wynurzenia o miłości w rozmowie telefonicznej, ten swej ciekawości nie zaspokoi. Oczywiście od czasu do czasu rozumiemy, dlaczego coś się dzieje, na przykład pewną panią, która przepędza Pierre'a z miejsca schadzek gejów, bo niby spokój zakłóca. Ale czemu Pierre opuścił swojego faceta i udał się na samochodową podróż po francuskiej prowincji? - tego już nie wiemy. Czy było to po pierwszej wspólnie spędzonej nocy, czy po paru latach pożycia? Czemu przygodny kochanek Pierre'a oddaje mu paczkę do doręczenia pewnej kobiecie z Alp francuskich? Poczta nie działa? A ta groteskowa scena seksu przez ścianę? Jest tak absurdalna, jak pomysł, żeby obejrzeć ten film jako opowieść o naszych czasach. Bo to bełkot raczej.

środa, 14 lutego 2018

Disaster Artist czyli The Disaster Artist

Skoro w języku polskim nie uznajemy przedimków, to słusznie, że tłumacz wyciął z tytułu angielskiego tę obcą polszczyźnie narośl i już mamy piękny polski tytuł. Jeśli ktoś był spragniony informacji o postaci tytułowej, czyli Tommym Wiseau, to swego pragnienia nie zaspokoi tym filmem. Podobno nawet ustalili, że Tommy jest po pięćdziesiątce, ale nadal nie wiadomo, w jaki sposób natrzepał tyle tej kasy, że może ją topić w swoje filmopodobne produkcje. Skoro mowa jest o jego wschodnioeuropejskim akcencie, to można nawet podejrzewać, że jest z urodzenia Polakiem, choć z talentu raczej nie świata obywatelem. Dla talentu tej klasy nawet Ustrzyki Górne byłyby zbyt obszerne. Urocza jest ta historia produkcji najsłynniejszego obecnie filmu klasy B, przy tym zadziwiające jest przywiązanie Tommy'ego do Grega, które wyglądałoby dużo naturalniej, gdyby było seksualne. Wszystko jednak wskazuje na to, że raczej nie. Film opisuje, ale nie tłumaczy, przypadek znany z licznych wcieleń: talent mniej niż umiarkowany połączony z wybujałym ego. Rodzi to efekty najczęściej komiczne, Florence Foster Jenkins na pewno nie była pierwsza, Tommy Wiseau świetnie wszedł w jej buty, a kolejni chętni na nie już się ustawiają w kolejce.

Śpiewamy z Googlem

Ostatnio tłumaczę sobie teksty różnych piosenek, które potem daję do zaśpiewania Kwiatkowi. Chodzi oczywiście o takie piękne i jedyne w swoim rodzaju tłumaczenia, które można wyprodukować za pomocą tłumacza Googla. Poniżej zamieszczam próbki z piosenek Dmuchawce, latawce wiatr, Malinowy król i Bóg się rodzi. Jak się głębiej zastanowić, to ten kurczak w Malinowym królu jest całkowicie na miejscu.

Straszny film 4 czyli Scary Movie 4

Czyżbym zaszedł w ciążę, skoro mam takie zachcianki, jak obejrzenie tej scenki, kiedy w czasie ataku obcych tatuś biegnie do grupy dzieciątek, które pod opiekuńcze ramiona chce wziąć Michael Jackson, wołając: „Uciekajcie! Uciekajcie do trójnogów!”? Do dziś mnie to bawi, ale reszta mniej. Chyba wyparłem z pamięci te dowcipy o pierdzeniu i myciu sparaliżowanej babuni uryną. W tej edycji Strasznego filmu zrobili sobie jaja z Wojny światów, Piły, Osady i Tajemnicy Brokeback Mountain. A skąd wzięli ten pomysł, żeby w czasie demonstracji super broni przeciw obcym anihilować ubrania obecnym na konferencji prezydenta - gimbaza targetem  - pojęcia nie mam, ale lepiej, żeby znikąd nie brali.

środa, 7 lutego 2018

Kyle Kulinski o mówi Trumpie (choć raczej o Stephanie Rule)

W styczniu wypłynęły słowa prezydenta Trumpa o shithole countries (zasranych krajach), z których przybywają do SZA imigranci. Czemu nie z takiej fajnej Norwegii? Nie dysponując umysłem tak wyrafinowanym jak prezydencki, stwierdziłbym prostacko, że to dlatego, że w zestawieniu z Norwegią SZA jest krajem dość zasranym, bez publicznej służby zdrowia i bezpłatnej wyższej edukacji. Uczciwie trzeba przyznać, że wypowiedź Trumpa nie miała być upubliczniona, ale po roku prezydentury ciągle jest dla niego zaskakujące, że jego słowa są słuchane i powtarzane. Biednej dziennikarce NBC, Stephanie Rule, z oburzenia aż brak tchu, kiedy musi chronić swoje dzieci przed niewybrednym językiem Trumpa. Na obrazku widzimy Kyle'a referującego opinię Rule, która w innych kwestiach, jak udział SZA w działaniach wojennych na całym świecie czy korupcji, nie okazuje już takiego potępienia. [X,po 18:00]

The Leftovers (serial)

Sto czterdzieści milionów ludzi znika pewnego dnia w tajemniczy sposób. Pozostali mają zagwozdkę, a najbardziej przekonujące wyjaśnienie to „wniebobranie”, czyli porwanie do nieba wszystkich oddanych Bogu tuż przed końcem świata. Tak, w SZA sporo ludzi wierzy w ten idiotyzm zwany rapture; „antychryst” Obama miał być znakiem, że już tuż tuż, ale Trump oddala perspektywę apokalipsy, jakkolwiek to kretyńsko brzmi. Tylko że ci porwani pobożni często jednak mieli wiele za uszami, zdradzali żony, handlowali narkotykami - to mieliby być zbawieni? Ludzie lekko świrują, a inni nawet bardziej i zakładają dziwną sektę ubranych na biało palaczy papierosów, którzy złożyli śluby milczenia i porozumiewają się jedynie piśmiennie. Najgłupsze w całym serialu jest to, że nie wiadomo, dlaczego ktokolwiek chciałby do nich przystąpić, bo nie zauważyłem u nich żadnej atrakcyjnej doktryny, jak choćby poczciwego zbawienia. Można by rzec, że twórcy się nieco zakałapućkali, bo jest sporo niewyjaśnionych momentów mistycznych, ale zakończyli rzecz z klasą. W ostatnim odcinku nieco się wyjaśnia i w to w sposób dość intrygujący, choć wiele pytań zostaje bez odpowiedzi. W sezonie drugim były policjant Kevin musi znosić towarzystwo zmarłej w poprzednim sezonie Patti, która ukazuje się jedynie jemu, ale wszystko wskazuje na to, że nie jest wytworem jego wyobraźni. Co mam zrobić, żebyś sobie poszła, pyta Kevin i dostaje odpowiedź.


Nieźle wyszło im łączenie muzyki z obrazem. Oto nagranie z odcinka 9 sezonu 2.

wtorek, 6 lutego 2018

Pendant do debaty o racjonalizmie czyli notatka Kwiatka

Racjonalizm - co to jest? Dyskusja nt racjonalizmu w historii. Czy racjonalizm = empiria? Konflikt z postmodernizmem. Racjonalizm nie wierzy w wielość narracji. Opozycja wobec dogmatyzmu. Opozycja do relatywizmu. Próba odnalezienia równowagi. Referowanie życia seksualnego dzikich. Teraz Kant. Czy racjonalizm polega na krytycznym podejściu? Czy postawa racjonalistyczna może prowadzić do błędów? Czy ewolucja prowadzi do PORZĄDKU? Recytacja wielu zmarłych ludzi i deklamacja formułek. Bicie piany. Teraz racjonaliści powołują się na księdza Tischnera. Czy w demokracji jest wymagane podejście racjonalne? Wg mnie nie nie jest. Czy racjonalizm działań istnieje? Ale co mówi, co jest racjonalne? Czy istnieje wzorzec z Sèvres racjonalizmu? Hanna Arendt. Ale gnostycyzm nie jest weryfikowalny, nie jest przekładalny. Unde malum. Dyskusja z biolożką, małżeństwa, racjonalizm a wiara/neuronauka, emocje i ich wpływ na działanie. Emocje, a potem racjonalizm. Racjonalista emocje ROZUMIE. XXI w. jest ekshibicjonizmem emocji. Racjonalista powinien odnosić się z empatią. Przykład z nazistą. Czy racjonalista jest ETYCZNY w wyborach? Dyskusja o dzieciach.

The Man Who Mistook His Wife For A Hat (Michael Nyman)

Poszedłem na parę spektakli w ramach Opera Rara, gdzie dominuje muzyka dawna, ale organizatorzy wpadli na szczęśliwy pomysł, aby włączyć operę współczesną. Opera Nymana, której pierwsze wystawienie miało miejsce w 1986 roku, poświęcona jest przypadkowi wizualnej agnozji zaobserwowanej przez neurologa Olivera Sacksa, który w operowej wersji nazywa się John Tighe. Można rzec, że opera ma niezłą wartość poznawczą, bo sporo dowiadujemy się o pacjencie, doktorze P., który ma wiele talentów, wokalny, malarski, szachowy, ale - choć oczy ma w porządku - utracił zdolność posługiwania się nimi. Dlatego myli żonę z kapeluszem i ucina sobie pogawędki z parkometrem. Realizacja wizualnie bardzo ciekawa, muzycznie atrakcyjna, więc polecam. Wystąpili Tomasz Konieczny, Marisol Montalvo, Stanley Jackson i Sinfonietta Cracovia, reżyseria Kristofa Spiewoka. [X]

Sam Harris o fikcji wolnej woli

Przyznam, że teza o złudzeniu wolnej woli jest ciężkostrawna. Chyba najbardziej z tego powodu, że wolną wolą tłumaczymy odpowiedzialność ludzi za ich uczynki. Ukradła, bo tak wybrała, zabiła, a wcale nie musiała itd. (Pokłon w stronę Warakomskiej; używajmy szerzej  rodzaju żeńskiego!) Ale zauważmy, że ta odpowiedzialność nie obowiązuje uniwersalnie. Dopuszczamy przecież przypadki, że ktoś popełnił zbrodnię w afekcie albo nie będąc w pełni poczytalną. Harris pyta, czy to nie jest przypadkiem szersze zjawisko? I odpowiada twierdząco. Czy to znaczy, że mamy przestać wsadzać ludzi do więzienia? Bynajmniej, ale z innych pobudek - nie aby karać, ale aby odizolować od społeczeństwa osoby zagrażające bezpieczeństwu. Przypomina mi się ciekawy argument TMM: gdyby istniała jakaś metoda, aby zresocjalizować przestępczynię poprzez, powiedzmy, wycięcie fragmentu mózgu, to jaki sens miałoby utrzymywanie więzień? Moja niedawna decyzja o przejściu na wegetarianizm wydaje mi się niezaprzeczalnym przejawem mojej wolnej woli. Ale czy na pewno? Gdybym nie miał predyspozycji do ulegania racjonalnym argumentom, gdybym przypadkiem nie trafił na te przekonujące argumenty - to nie podjąłbym tej decyzji. Posłuchajmy Harrisa mówiącego o wolnej woli. Filmik jest wizualnie ciekawy, ale przestałem patrzeć, bo za bardzo mnie rozpraszał, a poza tym obraz niewiele wnosi do słów Harrisa. Przy okazji mam taką refleksję, że czemu, do kuźwy nędzy, słuchając filozofujących Amerykanów, widzę myślowy porządek i podążanie od punktu A do punktu B. Debata, o której napisałem poniżej przypominała pieski rozpuszczone w lesie, każdy biegnie w inną stronę.

Sam Harris - Free Will from The Inspiration Journey on Vimeo.

Parę myśli po debacie „Racjonalizm znany i nieznany”

Na początek zaznaczę, że nie jestem filozofem, więc zapewne  z punktu widzenia panelistów wypowiem jakieś kompromitujące mnie banały. Podstawowy problem racjonalizmu jest taki, że nie można go racjonalnie uzasadnić. Jest to pewien wybór, ale opłacalny. Racjonalizm ma zresztą dobrą prasę, nawet ludzie religijni często starają się racjonalnie uzasadnić swoją wiarę, przez co niejako składają hołd racjonalizmowi. Ale co to w ogóle jest? Jeśli sprowadzać racjonalizm do pragmatyzmu, mówi profesor Flis, czeka nas marny koniec. Nas, czyli ludzi szeroko pojętego Zachodu. Na mój użytek określiłbym racjonalizm jako postawę, w której należy przyjmować możliwie mało założeń pozwalających nam zrozumieć świat, a w procesie jego poznawania należy zawsze być gotowym do odrzucenia twierdzeń sprzecznych z doświadczeniem. Jak zwrócono uwagę w czasie dyskusji, często jesteśmy zmuszeni zaufać autorytetom. Nie mam z tym problemu, bo potrafię odróżnić autorytety godne zaufania od innych. Jeśli w kwestii istnienia bozonu Higgsa mam uwierzyć fizykom z CERN-u, to nie jest źle, bo gdybym poświęcił swój czas i (potencjalnie ogromne) pieniądze, mógłbym sprawdzić rezultaty ich badań. Ogłoszonego przez Piusa IX dogmatu o niepokalanym poczęciu NMP w ten sposób nie zweryfikuję. Gorzej jest kiedy autorytety naukowe sobie przeczą, jak jest na przykład w kwestii przyjęcia euro w Polsce. Wtedy jestem skazany na agnostycyzm, bo do obu stron w dyskusji mam parę pytań, na razie bez odpowiedzi. Po debacie naszła mnie refleksja, czy zdołano by przekonać kogokolwiek do racjonalizmu. Już prędzej do zwątpienia, bo choć jakaś definicja racjonalizmu się pojawiła, to ogólne przesłanie było takie, że ten racjonalizm to niezwykle słaba pozycja, niewystarczająca nawet do uzasadnienia tak zwanych wartości, którymi się w życiu kierujemy. Słusznie, bo jeśli uczymy dzieci w przedszkolu, że kraść jest nieładnie, a one się z nami zgodzą, to na pewno nie na skutek swojej racjonalnej postawy. Jeśli jednak wierzący mówią mi, że bez religii nie ma moralności (a nawet bezczelnie wmawiają mi wartości „chrześcijańskie”, bo nie kradnę i nie zabijam), to co ja poradzę na to, że mam racjonalną odpowiedź na to, skąd pochodzi nasza moralność. Nie wiem co ma do racjonalizmu opisana przez Malinowskiego społeczność Triobriandów z ich przekonaniem o braku związku między seksem a prokreacją (podobno zmyślenie autora). Profesor Flis, jak przystało na wytrawną humanistkę, rzucała wiele cytatów z nazwiskami, niektóre nawet ciekawe. Zawsze mnie zastanawia, jak słyszę, że była wzruszona cytatem bodaj z Kotarbińskiego, który przytoczyła, a wydał mi się on banalny i nawet niespecjalnie wart zapamiętania. Dla odmiany siedzący obok mnie pan przypomniał cytat ze Stevena Weinberga, noblisty z fizyki:
Religion is an insult to human dignity. With or without it you would have good people doing good things and evil people doing evil things. But for good people to do evil things, that takes religion. [X]
Aby dobrzy ludzie czynili źle, potrzebna jest religia? Ta myśl wygląda na błyskotliwą, ale tylko z pozoru. Gdyby zastąpić „religię” „fanatyzmem ideologicznym” byłbym skłonny zgodzić się bardziej. Po debacie było spotkanie z Leszkiem Nowakiem ze Stacji Ateizm. Esprit de l'escalier, nie zapytałem go „w co wierzysz i dlaczego?”, za to on zadał to pytanie siedzącemu przy stole młodzieńcowi, który zaczął opowiadać o matematyce, która tak pięknie tłumaczy świat prawami fizyki. Dlatego Bóg? Inny jest jednak problem, prawa fizyki nie są częścią matematyki, bo wyobrażam sobie matematycznie poprawną teorię flogistonu. Inny przykład, mechanika Newtona jest stuprocentowo matematycznie poprawna, cóż kiedy okazało się, że nie całkiem zgadza się z rzeczywistością. Dowiedziałem się, że religie opisują Boga z innych punktów widzenia, islam też ma swoją prawdę. To brzmi ładnie i szlachetnie, ale i tak trafi do islamskiego piekła.

poniedziałek, 5 lutego 2018

Uwaga, fiutek!

Pragnę ostrzec rodziców zatroskanym dobrym prowadzeniem się ich pociech, aby nie zezwoliły im oglądać seriali Babylon Berlin i Altered Carbon, a to z powodu bezwstydu, który się tam szerzy. Sami zresztą też powinni unikać kontaktu z tymi bezbożnymi produkcjami. Załączam dowody rzeczowe, na dwóch pierwszych widzimy wszetecznego Johanna Jurgensa, a na ostatnim zbereźnego Jamesa Purefoya.

niedziela, 4 lutego 2018

Piękny kraj czyli God's Own Country

Przypomnijmy sobie, że Anglia, rozumiana jako część Zjednoczonego Królestwa, ma powierzchnię dwa i pół raza mniejszą od Polski przy populacji półtora raza przewyższającej nasz kraj. Wspominam o tym, bo akcja umieszczona jest w jakimś pustkowiu, gdzie można wspiąć się na pobliski pagórek, z którego rozciąga się widok na jeszcze obszerniejsze pustkowia. Czasy są jakby współczesne, ale to słabo widać, bo żadna współczesna technologia nie rzuca się w oczy. Życie Johnny'ego nie jest więc szczególnie urozmaicone, nic zatem dziwnego, że po pracy w gospodarstwie przy krowach i owcach lubi sobie wyskoczyć do pobliskiego pubu, aby ostro dać w gardło i posunąć jakiegoś chłopaczka, jeśli się trafi chętny. Wielkiego wsparcia w rodzinie Johnny nie ma, bo ojciec jest niepełnosprawny po wylewie, a babka z typu wiecznie zmartwionych i narzekających. Sytuacja zmienia się, kiedy zatrudniają do pomocy Rumuna Gheorghe, który wychował się na wsi i wie jak odbierać poród jagniąt i robić owcze sery, czego nie oszczędzono oczom widza. Przykład uroczej scenki: Gheorghe zdziera z martwo urodzonego jagniątka skórę i nakłada ją innemu, żywemu, aby mogło ssać mleko innej matki. Mam tylko nadzieję, że nie ugotował go w mleku matki jego, bo to dopiero byłoby obrzydliwe. Dalsze wypadki są przewidywalne, jak tego można było oczekiwać po filmie z outfilmu. Po wstępnych niesnaskach bohaterowie nawiązują głęboką więź analną, a zasadnicze pytanie jest takie, czy obcowaniu ciał dorówna obcowanie dusz, co nie jest takie oczywiste w przypadku Johnny'ego. Babka oczywiście ma problem z kochankiem Johnny'ego, zupełnie jakby nie słuchała swojej królowej, ale w decydującym momencie wzruszymy się jej postawą. A dlaczego wzruszyło nas odholowanie przyczepy mieszkalnej spod domostwa Johnny'ego, o tym opowie już redaktor Janicka.

sobota, 3 lutego 2018

Pamiętajcie o brzytwie Hitchensa

Wynalazek nie jest nowy, ale Hitchensowi zawdzięczamy jego upowszechnienie.
What can be asserted without evidence can be dismissed without evidence.
Czyli: co jest przyjmowane bez dowodu, może być odrzucone bez dowodu. Hitchens stosował tę regułę do rozmaitych tez religijnych, ale oczywiście ma ona szersze zastosowanie. Przykładem, który nasunęła mi autopsja, jest twierdzenie o polskim obozie śmierci w Treblince. „Polskim” w znaczeniu, że stworzonym i zarządzanym przez Polaków. Autor tej tezy twierdził, że o tym wie, ale odmawiał podania jakichkolwiek argumentów. Całkiem spokojnie odrzucam więc pogląd o Treblince, ale bez wielkiej radości, bo jedno z ostatnich, co może przekonać szeroką publikę, to racjonalne argumenty.

czwartek, 1 lutego 2018

The Room

E, tam, to na pewno nie jest najgorszy film, jaki nakręcono, ale jeśli wziąć pod uwagę pieniądze, jakie pochłonęła produkcja - to być może, że tak. Obejrzeliśmy ten film głównie z powodu Disaster Artist, który już niedługo wejdzie na ekrany kin, a jego zwiastun nami wstrząsnął, wskutek czego wyszliśmy na idiotów, których rozbawi byle co i głośno to okazują. Film ma charakter autorski, a jego twórcą jest Tommy Wiseau, który napisał scenariusz, wyreżyserował i zagrał główną rolę. Z tym ostatnim chyba jest najgorzej, bo więcej dobrego aktorstwa można obejrzeć w pierwszym lepszym pornosie. Producent tego filmu zapewne był najmniej asertywną osobą świata, która nie potrząsnęła Tommym, aby może sobie dał spokój z występami przed kamerą. Ale co się dziwić, skoro był to jeden z aktorów - nie znam się zbyt mocno, ale to chyba jest rodzaj patologii. Ciekawostką są dość odważne sceny erotyczne, skoro niewdzięczna panna, dziewczyna Johnny'ego, pokazuje biust, ale kiedy tylko nie ma Johnny'ego w pobliżu, opowiada wszystkim, jaki to on jest beznadziejny. A Johnny tak ją kocha, że niewiele sobie robi z jej bezpodstawnych oskarżeń o pobicie, co widzimy w najsłynniejszej scenie wejścia na dach budynku ze słowami „O, hi, Mark!”. Czyż to nie słodkie, że od roku 2003 nakręcono setki filmów, o których nikt już nie pamięta, a taki gniot jest oglądany, komentowany i obśmiewany do dziś? Film The Room wniósł do świata wiele radości, taka jest niewygodna prawda.

The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger