niedziela, 12 września 2021
Podróż w nieznane 2 czyli Khae Ni Ko Di Laeo 2
W sequelu okazuje się, że Toey dużo głębiej przeżył rozstanie z Oatem, niżby to wynikało z zakończenia pierwszego filmu. Minęły cztery lata, jak poprzednio Toey wyjeżdża na wakacje, tym razem na tajską wyspę Ko Kut. Domyślamy się, że Toey nie utrzymywał kontaktu z Oatem, ale ni z tego, ni z owego napisał mu coś na fejsie, więc następnego dnia Oat w tajemnicy przed żoną pojawia się na wyspie. W dalszym ciągu nastąpi wiele melodramatycznych rozmów oraz jedna scena łóżkowa, jak na Azję niezwykle odważna, bo jasno z niej wynikało, kto kogo posuwa. Rozmowy są majstersztykiem rozciągania skromnej treści na niemiłosiernie dłużące się minuty filmu, ja tak cię kocham, ale ty mnie zraniłeś, przebacz mi, popełniłem błąd, to ja popełniłem, bo tak nie można, co powie twój syn, ale ja przecież tylko ciebie kocham, bo ty mi ufasz itd. Dla urozmaicenia do fabuły wprowadzono recepcjonistkę Jen i japońskiego turystę, ta druga postać praktycznie bez znaczenia, choć daje nawet mały wykład o japońskim rozumieniu grzeczności, według którego ustąpienie miejsca starszej pani w Japonii jest afrontem dla niej, bo w ten sposób daje się jej sygnał, że nie wytrzyma stojąc. Proponuję w to nie wierzyć bezkrytycznie, bo film jest tajski, więc może operować tamtejszymi stereotypami. Postać recepcjonistki z wałkami na głowie wygląda na parodię gry aktorskiej, dokładnie taką, jaką widzieliśmy w serialu From Here on OUT o kręceniu filmu, w obsadzie którego Azjatka grała szkocką nacjonalistkę. Jen jest jej klonem, a jeśli kto woli - Jar Jar Binksa. Nie ma smoków, ani wróżek, ale cała ta opowieść pod koniec okazuje się piękną, politpoprawną bajką, więc bardzo brakowało nam świergolących ptasząt, jelonków tulących się w tle do łań lub T-rexów miłośnie wpatrzonych w swoje T-rexice.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz