Nie wiem po co ten tytuł

              

środa, 29 lipca 2015

Paweł Borecki robi punkt

Tak jeszcze się nie mówi, ale ja już wyprzedzająco w duchu idiomatołów przetłumaczyłem angielski zwrot „make a point”. Paweł Borecki to prawnik z habilitacją, który wypowiedział się o stosunku Kościół-państwo. To człowiek kulturalny, nie takie chamidło jak ja, które powie po prostu, że chodzi o stosunek analny. Kto tu daje, nie trzeba wyjaśniać. Można poczytać, można odsłuchać, a ja tylko zwrócę uwagę na argument Boreckiego o swoistym ubezwłasnowolnieniu licealistów w sprawie udziału w lekcjach religii. Rozumiem, że o tej kwestii decydują rodzice, którzy nie muszą się przejmować zdaniem potomstwa. Tymczasem prawo kanoniczne dopuszcza małżeństwo kobiet czternastoletnich i mężczyzn szesnastoletnich. Czyli są wystarczająco dojrzali, żeby się sakramentalnie pieprzyć, ale nie na tyle, żeby uwolnić się od pieprzeń katechety.

Przy tej okazji wspomnę, kto nie zrobił punktu. Marcin Sochocki ze Stowarzyszenia MONAR nie wyobraża sobie, że będzie omawiał z dziatwą szkolną uroki zażywania marihuany, aby odwieść ją od sięgnięcia po cięższe preparaty [x]. Bo - jak rozumiem - zachęcanie do wódki i papierosów w szkole jest obecnie normą. Absurdem w argumentacji trzeba się posługiwać umiejętnie. Podobno zalegalizowana marihuana ma zachęcać do mocniejszych środków. Alkohol i nikotyna tak nie działają? Bardziej zdaje mi się realne, że skoro sięgam po nielegalną marihuanę, to co mi szkodzi spróbować innych nielegalnych świństw. Tak czy owak łamię prawo. Mam nadzieje, że Sochocki zgodziłby się ze mną w dużo ważniejszej kwestii, czyli karania za używanie marihuany, które jest nonsensem. W obronie którego kiedyś posłanka Kempa dostawała spazmów i rejtanów, co nas ubawiło.

czwartek, 23 lipca 2015

Ant-Man

Mam lekki przesyt filmami o superbohaterach, ale ten mnie zainteresował, bo jakąż to przewagę może mieć facet, który potrafi zmniejszyć się do rozmiarów mrówki? No chyba że po zmniejszeniu nadal ma siłę zwykłego człowieka, a przecież nie można scenarzystom zabronić, żeby tak sobie założyli. Scotta, który zostanie Ant-Manem, poznajemy, kiedy wychodzi z więzienia, a skoro jest wykwalifikowanym inżynierem, szybko znajduje pracę jako sprzedawca w sieci lodziarni Baskin-Robbins. Genialny Pym za pomocą misternej intrygi (w której chodzi o to, że pewna informacja, zanim trafia do Scotta, przechodzi przez ileś uszu dość przypadkowych ludzi) wciąga Scotta do swojej rozgrywki przeciw Crossowi, byłemu współpracownikowi w firmie, którą założył. Jak czytałem, w tym filmie niby nie chodzi o ratowanie świata, ale z uwagi na Crossa trudno się z tym zgodzić. Teraz przydałaby się redaktor Janicka, która by nam ze znawstwem opowiedziała o serii walk pomiędzy Scottem a Crossem. Warto może wspomnieć o prawdziwie zabawnej naparzance w pokoju dziecinnym, w którym bohaterowie próbują się wykończyć wykorzystując poczciwe zabawki. Żeby było dziwniej, nasz Ant-Man dogaduje się nieźle z mrówkami, a ponadto w tym świecie z Marvela mamy oczywiście Avengersów, ale oni nie zniżają się do zajmowania takimi banalnymi postaciami jak Cross. Na jakiego superbohatera teraz pójdziemy do kina? Człowiek-rosół? Prototyp już jest.

Prezydent wszystkich Polaków mówi

Nie jestem prezydentem ludzkich sumień.
Poprzednio pisałem o szoku i wstrząśnieniu umysłowym, które winne jest temu, że przytaczam powyższy cytat z uzasadnienia Bronisława Komorowskiego dla jego podpisu pod ustawą o in vitro. Robię to zupełnie poważnie i z umiarkowanym podziwem, który byłby większy, gdyby nie homilie Komorowskiego od ołtarza. Ale nawet te były bardziej stonowane w porównaniu z wypowiedziami Dudy, który uważa, że katolicy robią to lepiej. Może i była kiedyś bardziej dewocyjna publiczna wypowiedź Komorowskiego, ale z przytoczonych powyżej jego słów wyziera widmo szacunku dla świeckości państwa (które zdecydowanie wyklucza Komorowskiego z Kościoła Terlikatolickiego). Za to mam prawie pewność, że w najbliższych latach w pałacu prezydenckim będziemy mieli pacynkę episkopatu. Bardzo chętnie zmienię zdanie, jeśli tylko pan Duda da mi szansę i usłyszę jakąkolwiek jego opinię nie po myśli Kościoła.

Przy tej okazji wspomnę o posłance Urszuli Augustyn z PO, sekretarce stanu w MEN, która nie poprze Bodnara na stanowisko rzecznika praw obywatelskich, bo ten opowiada się za wprowadzeniem małżeństw homoseksualnych z możliwością adopcji dzieci. To nic, że nie ma praktycznie żadnych możliwości, aby to przeforsować, ale nie ma mowy o popieraniu takich patologii. W rozmowie z Augustyn Mazurek zadał parę ciekawych pytań o ten deklarowany konserwatywny katolicyzm, a tu ups! Głosowanie za utrzymaniem aborcji! Brak poparcia dla zakazu adopcji dzieci przez homoseksualistów! To ostatnie to akurat jakaś osobliwa ciekawostka. Rozumiem, że w kwestionariuszu dla potencjalnego rodzica adopcyjnego pojawiłoby się pytanie o orientację seksualną (błąd! - bo przecież nie ma czegoś takiego jak orientacja seksualna; prawidłowe pytanie brzmiałoby: czy wybrałeś homoseksualny styl życia?). Lepszym tatusiem zawsze będzie heteroseksualny kurwiarz niż jakikolwiek homoseksualista.

poniedziałek, 20 lipca 2015

Prezydent-elekt wszystkich Polaków katolików mówi

Cytują za onetem:
Duda dziękował za możliwość pomodlenia się za Ojczyznę, o siłę i mądrość. - Tego zawsze potrzeba, jeżeli ktoś chce zrealizować wielkie dzieło (…) naprawy Rzeczypospolitej, które jest przed nami. Wierzę, że jako ludzie wierzący, także dzięki tej modlitwie, zdołamy to zrealizować lepiej, uczciwiej i rzetelniej.
Matkę Boską Częstochowską chyba teraz żółć z zazdrości zalewa z powodu umizgów Dudy do Matki Boskiej Rychwałdzkiej. Takie życie, naomamiał, natruł i nabujał, a potem dziecku kazał mówić „proszę wuja”. Jestem w takim szoku, że nasz prawie-już-prezydent podłącza się tak skwapliwie do odpustowo-jarmarcznej wersji katolicyzmu, że w afekcie zmontowałem poniższy prymitywny filmik.


Ciekawe, co przykryto tymi trzema kropkami w nawiasie w wypowiedzi Dudy? Może zadzwonił telefon od córki? - Córuś, nie teraz, bo Matkę Boską właśnie adoruję.

sobota, 18 lipca 2015

Niekryty Krytyk: jak omówić

Tego lata jestem pod wrażeniem polskiego jutuba, więc kontynuuję temat. Metoda Niekrytego Krytyka jest dość prosta: skupić się na manifestacji audiowizualnej danego fenomenu i go skomentować, najczęściej prześmiewczo. Podobno Modrzejewska kiedyś wzruszyła nieznającą polskiego publiczność recytacją alfabetu, co świadczy o tym, że dysponowała profesjonalnym aparatem twórczym. Podobnie jest z Krytykiem. Wydziobałem z jego dokonań dwa filmiki, które spodobały mi się szczególnie. Pierwszy o Krainie Grzybów.


Agatka dowiaduje się w jaki sposób jabłko, pomaga jej wiewiórka Małgosia, która również. Mama Agatki chociaż nie ma pojęcia. (Poradnik Uśmiechu 1 - Jak skutecznie jabłko). Agatka się z wiewiórką Małgosią, gdy ta chce z papieru. Na szczęście krowa. Mamę Agatki dręczą w zastanej sytuacji. Agatka powraca do. (Poradnik Uśmiechu 2 - Jak zrobić z papieru). Nieobecności Agatka postanawia pocztę. Niestety jej włosy. Z pomocą niespodziewanie tajemniczy. (Poradnik Uśmiechu 4 - Jak swoje włosy). Tyle cytatów z Krainy Grzybów. Aż by chciało pisać, ale niemożliwe. Kolejny filmik to komentarz do HowToBasic. I tyle na razie.

Ted 2 czyli Ted 2

To byłby niezły film, gdyby nie był sequelem, czyli hamburgerem drugiej generacji, o którym mówili Yes Men. Dobre sequele zdarzają się Bondowi i Batmanowi, może kiedyś Ted do nich dołączy. Ale nie jest tak źle, bo dostajemy to, na co liczyliśmy, czyli pluszaka, który wtrąca się w seksualne życie swojego zioma, przypala zioło i urządza awantury żonie. Żonie?! To akurat jest zaskoczenie, bo już rozwód Johna - raczej nie bardzo. Wiadomo zatem, że będzie chodziło o przezwyciężenie kryzysu małżeńskiego Teda i znalezienie panny dla Johna. Kłopoty rodzinne Teda schodzą na dalszy plan, kiedy okazuje się Ted musi walczyć o prawne uznanie go za istotę ludzką. Brzmi to paradoksalnie, ale pamiętajmy - tu chodzi o prawo. Temat fascynujący. Temat prowokujący do snucia szalonych, pornograficznych wyobrażeń o osobach fizycznych pozostających w stosunku do osób prawnych, a wszystko to w rozmaitych, wielokątnych konfiguracjach. Ted i John uzyskują pomoc prawną w postaci stażystki Samanthy, która ma niezłe kwalifikacje na kobietę Johna, bo też lubi zioło. Dziewczę zgrabne i nie wiadomo, czemu komuś może kojarzyć się z Gollumem. Ted jest cyfrowo niewykluczony, więc wrzuca na portale zdjęcie Johna oblanego spermą z hasztagiem #ihatemondays. Poprzedniego Teda chwaliłem za świetne tłumaczenie, a z tego seansu chyba mi tylko zostanie „siur” jako określenie członka męskiego. But I'm not totally sure.

sobota, 11 lipca 2015

Terminator: Genisys czyli Terminator: Genisys

Pierwsze minuty filmu polecam na luźny stolec. Po motywacyjnej gadce Connora o walce z maszynami każdemu stwardnieje. Trochę jak u Hitchcocka, najpierw trzęsienie ziemi, a potem... Potem trochę się gubimy, bo czemu kalizi Daenerys, która gra Sarah Connors w roku 1984, nie jest kelnerką? I towarzyszy jej wierny, acz podstarzały terminator Schwarzenegger, czyli T100. Podstarzały!? W zasadzie wszystko się wyjaśnia i nic jednocześnie, bo podróże w czasie prowadzą do zapętlenia paradoksów, które należy jak skunksa omijać z daleka. Sarah z T100 obmyślili plan uratowania ludzkości, ale muszą go zmodyfikować po interwencji Kyle'a, wysłanego przez Connorsa z przyszłości. T100 co chwilę dopytuje się, czy Sarah spółkowała z Kyle'em, bo to oni przecież mają począć Connorsa. Jest więc zabawnie, ale główna atrakcja jest nam już dobrze znana z poprzednich Terminatorów. Jeśli ktoś będzie umiał się podniecić akcją, w której autobus z bohaterami zawisł na moście Golden Gate, po chwili spadł, ale oni i tak ocaleli, to gratuluję. Walki terminatorów cieszą oko, bo taki zawodnik z płynnego metalu pchnięty przodem na ścianę potrafi zamienić sobie orła z reszką, a jak spada na głowę, to robi sobie z niej nogi i jest pięknie. Wygląda na to, że - przynajmniej do następnego sequela - sądny dzień został odwołany. Kto wie, może sequel będzie uroczym filmem psychologicznym o rozkładzie pożycia stadła Sarah i Kyle'a po kolejnych kłótniach o syna Johna, który stoczył się, pisze jakiś beznadziejny blog i pracuje na pół etatu na kasie w Biedronce. Coś takiego obejrzałbym chętnie zamiast kolejnego tysiąca filmów o zbuntowanych tosterach, jakie widzieliśmy w zwiastunach zwanych trejlerami.

Mieciu Mietczyński omawia Kac Wawę

I cała Polska powinna mu być za to wdzięczna. Jak również za omówienie Karola, który został świętym. Do Miecia trzeba się przekonać, bo na pozór jest kolejną gadającą jutubową głową z gatunku mamroczących na haju, choć może to pozory. Ale chyba dlatego mu się udaje - gostek, który wygląda tak, jakby mózg mu wyjadała właśnie heroina, omawia wydzieliny polskiego przemysłu filmowego odsłaniając ich nędzę scenariuszową, realizatorską, aktorską, myślową i każdą inną, Rozbawiło mnie, że poświęcił czas Sali samobójców, którą Bożena Jajnicka włączyła do swojej kolekcji arcydzieł. Ale ona jest po osiemdziesiątce, jej wolno. W temacie Kac Wawa Mieciu poczynił wiele zacnych spostrzeżeń, oto jedno z nich. Grany przez Szyca Andrzej po szalonej nocy wyznaje swojej pannie, którą ma za niedługo poślubić, że uświadomił sobie, jak bardzo ją kocha. Powstaje pytanie, zauważa Mieciu, kiedy dokładnie sobie to uświadomił. I odpowiada.

Od czasu do czasu Mieciu w swoich pogadankach przetykanych fragmentami filmów zatrzymuje się i patrzy w kamerę zszokowany, jakby pytał sam siebie: aż na takim haju jestem? Spojrzenie Miecia - bezcenne. W swoich klipach Mieciu często puszcza ten śliczny urywek w roli doraźnego komentarza, jak również dzieło hiphopowca Gospela pod tytułem Psychowizja.


Nie wiem, czy mogę się w pełni zgodzić z analizą ustrojową dokonaną w tym tekście, ale moja mama na pewno by przyklasnęła. Fajnie by było, gdyby prokuratura skorzystała z paragrafu o obronie czci dziewictwa lub prawictwa prezydenta Rzeczypospolitej, bo proces byłby niesamowitą hecą. Tekst jest świetny, zwłaszcza w pamięć zapadają te cytaty.
Boję się, że Chylińska chce, żebym ją miał.
To wolałbym już obciągnąć tysiąc czarnych pał.

Więc żeby bardziej wkurwić się, odpalam TVN.

Wtedy znowu wiem, że mózg sobie usmażę
i mam przejebane jak bałwan na Saharze.
Ale hilarystyczne jest to, że kiedyś Chylińska wypowiedziała się w podobny deseń. Kwiatku, ten tekst o TVN specjalnie dla Ciebie zamieściłem. Doceń.

piątek, 10 lipca 2015

Lis, Rzeczkowski i Wołek mnie wkurwiają

Wyluzuj trochę... Panowie wystąpili dzisiaj w Poranku Tok FM, przez 99% prezentowali zwykłe komentatorskie ple-ple, a pod sam koniec mieli wypowiedzieć swoje zdanie na temat legalizacji leczniczej marihuany. Z ich wypowiedzi wyszło mniej więcej na to, że chorzy na raka czy stwardnienie rozsiane to dopiero będą mieli dobrze, bo się ujarają na koszt państwa. Bo rozrywka im się słusznie należy. To nic, że - jeśli dobrze pojąłem z jakichś wcześniejszych wywiadów na temat marihuany - preparaty lecznicze z tego źródła będą dawały takiego kopa jak pyralgina, bo farmaceuci są w stanie odfiltrować substancje psychoaktywne. [X]

niedziela, 5 lipca 2015

Beata Szydło nawołuje

Beata Szydło, nasza przyszła premierka z PiS-u, nawołuje, aby rząd Platformy odstąpił od wprowadzania euro w Polsce. Uznaję to za ekstrawagancję łagodnie mówiąc, bo rząd obecny, nawet gdyby się zesrał tęczą, nie jest w stanie podjąć żadnych realnych działań w celu przystąpienia do strefy euro. Choćby dlatego, że potrzebowałby głosów PiS-u do przeprowadzenia odpowiednich zmian w konstytucji. Apele Szydło miałyby więc sens, gdyby istniało realna szansa na to, że posłowie jej partii byliby sekretnie zwolennikami euro. Z jednym się zgodzę: warto zlikwidować stanowisko pełnomocnika do spraw wdrażania euro. Ma on obecnie bardzo wiele roboty, ale nikt nie wie jakiej.
Pełnomocnik odchodzi z klasą
A jeśli nie odwołać, to czemu nie powołać pełnomocnika w jakiejś równie pilnej sprawie, jak choćby doboru strojów delegacji witającej Aldebarańczyków chlebem, solą i mazutem. Miałem sen, aby tę sprawę omówił komentator na jutubowym vlogu Z Dupy, bo na pewno zrobiłby to rewelacyjnie i wulgarnie, a ja uwielbiam dobrze używane wulgaryzmy. Kiedyś nawet ustawiałem sobie GPS, aby po dotarciu do celu informował mnie, że tu „ciul profesora gwałci cipę biskupa” lub coś w tym stylu. Na blogu Z Dupy wulgaryzmy są używane właśnie tak, jak lubię, czyli odmiennie niż w przypadku lumpen-prezesa NBP, Marka Belki. Oto próbka. Maciej Dąbrowski (jeśli to prawdziwe imię) obejrzał kiedyś disco polo na Polsacie.

Potem przeszedł do reklam lodów Pirulo Banan, w jednej z nich, niby rapowej, pojawiło się wezwanie „skakajcie!”. A już przecież klasyk śpiewał:

Troska o język ojczysty to piękny aspekt zaangażowania twórcy Z Dupy. Jeden z internautów zapytał, czy nazwa blogu musi być tak nieprzyzwoita. Skutek był taki, że blog zmienił nazwę na Z Pupy, a chwilę potem na Z Dudy, bo to było już po wyborach. Że niby znowu na PiS nawalają? Tak, ale nie tylko, Platforemka też obrywa ostro, i nie tylko ona. Wchodząc na poziom niebezpieczny dla mnie wyraziłbym przekonanie, że Z Dupy jest odpowiedzią na Gombrowiczowskie pragnienie synczyzny w miejsce ojczyzny. Albo i nie, bo nie jestem na tyle szalony, żebym coś mniemał, albo i nie mniemał.
The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger