niedziela, 5 września 2021
Dry wind (tytuł polski!) czyli Vento Seco
To tak bezczelnie homoerotyczny film, jakby twórcy chcieli pokazać fuck-you Bolsonaro. Kto finansuje takie produkcje? Gdyby PISF wydał pieniądze na coś podobnego, polscy ajatollahowie (i ajatollażki) urządziliby obowiązkowy, narodowy szturm modlitewny ze sprawdzaniem obecności i zaświadczeniem od proboszcza. Gdyby to był kolejny film o niedoli gejów, prawiczki spokojnie mogłyby udać, że nie ma tematu, bo już to dobrze przećwiczyły. W tym przypadku chodzi jednak o co innego, mianowicie o fascynację męskim ciałem, mocnym, umięśnionym, czasem uroczo włochatym. Właśnie taka fascynacja niemal całkowicie zaprząta myśli Sandra, niemłodego, ale jeszcze mającego branie. David, kolega z pracy, brałby go chętnie i często, ale Sandro maniakalnie pożąda Maicona, tlenionego bydlądyna, jak powiedziałby Witkacy. Jest! Jest dramat zmysłów i namiętności, który chciała zobaczyć mała Wisia. Temat kompetentnie omówił Brecht w swojej Balladzie o seksualnej zależności, ale dobrze wiemy, że to nikogo nie powstrzyma od pisania, kręcenia lub śpiewania. Potencjalnych małoletnich widzów należy ostrzec, że powinni oglądać film z rodzicami, bo to kategoria przynajmniej PG-18, jako że seks bywa pokazany dosłownie. Dojrzałość przyda się także, by lżej strawić artystyczną stronę filmu, który mniej więcej w połowie składa się ze snów i mistycyzmów, a te w ujęciu twórców przekładają się na rzeczywistość przedstawioną. Kto łyknął odpowiednią dozę nauk mistrzów Yody i Coelho, ten ma szansę przyjemnie spędzić czas oglądając Dry wind.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz