No i organ męski, że autor chowa się pod pseudonimem. Gdyby, dajmy na to, był Patrykiem Wierzbickim, akurat by mnie to ubogaciło. Onegdaj słyszałem literackiego mędrca, nadętego tak potężnie, jakby w życiu nie pierdnął, który orzekł, że na fajerwerkach językowych do historii się nie przejdzie. Chyba ma rację, bo gdyby streścić Wojnę polsko-ruską, to nawet na odcinek Mody na sukces mogłoby być za mało, a język za dwadzieścia lat będzie i tak albo przestarzały, albo nieczytelny, albo jedno i drugie. Ale co poradzić na to, że takie rzeczy są obecnie ludyczne? Przepraszam za to głupie pytanie retoryczne, nic nie trzeba poradzić, jest twórcza wolność i czytelnicza swoboda wyboru tego, co czytać, case solved. (Ciekawie brzmi w tym kontekście niegdysiejsza perła mądrości JP2: nie ma wolności bez Chrystusa.) Powinienem pewnie najpierw sięgnąć po Emigrację Malcolma, bo Edukacja jest jej sequelem, choć niewymagającym znajomości wcześniejszych zdarzeń. Malcolm wraca do Ojczyzny, podejmuje studia licencjackie, a na ostatnim ich roku doznaje „strzału chuja”, mocno mu komplikującego życie. Po paru barwnych perypetiach trafia jako stażysta do Prezesa i Korytki, buraczanych krętaczy, którzy chcą sprzedać Polskę Żydom, licząc na grube miliony za pośrednictwo. Pachnie jakąś grubo szytą hiperbolą - określenie eufemiczne na umysłowo upośledzone rozwiązanie fabularne. Proponuję wybaczyć to autorowi, bo wiele innych fabularnych zagrań oceniam jako zabawne, a do tego możemy cieszyć się oralną sprawnością narracji. Jako przedsmak załączam garść cytatów poniżej. Czy i o czym będzie tom trzeci? (Bo chyba nie jest nim żadna z dwóch innych książek Malcolma w obiegu.) Proponuję tytuł: Kopulacja. To byłby niezły temat na kolejną „moralnie wątpliwą książkę”, jak sam autor/narrator określa niniejszy wyrób.
[279]
Ciekawiej, a co za tym idzie i godniej zapamiętania, zrobiło się dopiero na trzecim roku, gdy strzelił mnie chuj.
Gdyby to jeszcze chodziło o kontekst seksualny, to byłoby pół biedy.
[1168, miejsce stażu studenta Makcolma]
Oprócz biurka przydzielono mi również pierwsze zadanie służbowe – wbić sobie do głowy, że nazywamy się FUNDACJA AKTYWNEGO ROZWOJU WSPARCIA (FARW), podczas gdy FUNDACJA ROZWOJU AKTYWNEGO WSPARCIA (FRAW) to są złodzieje, którzy kradną środki publiczne oraz nazwy innych organizacji.
[1203, cuda budżetowania celowego w FARW]
Oprócz tego niektórzy mieli też macbooki po 10 koła i niemal każdy miał na biurku własną drukarkę, żeby nie trzeba było konfigurować jednej wspólnej pod wi-fi, bo nie było hajsu na magika od internetu, chociaż na drukarki był.
[1658]
a potem odrywał od dupy te fragmenty ubrań, które nie zostały przysrane do kanapy
Rozdziału Dziadzisko nie czytamy przy jedzeniu!
[1733, o lokalowej bandyterce]
(...) najciekawszą akcją tego typu, o której słyszałem, było takie tymczasowe przywłaszczenie budynku o powierzchni około 1000 metrów kwadratowych i to w okolicach Łazienek Królewskich. Jeszcze za komuny stał się własnością ambasady jakiegoś azjatyckiego czy tam afrykańskiego państwa, z którym w tamtych czasach mieliśmy sztamę, a potem już niekoniecznie. W latach 90. w tym państwie były pewne trudności administracyjne, w postaci wojny domowej albo i może rozpadu kraju, przez które tamci mieli na głowie sprawy pilniejsze nawet od tysiąca metrów przy Łazienkach. (...) W efekcie tego całego zamieszania wszyscy o tym budynku zapomnieli i tak sobie stał, aż któregoś dnia właśnie jakiś typ tam sobie nie wstawił swoich własnych zamków, a potem nie zaczął wynajmować. (...) tego typu sytuacje budziły u chwilowych posiadaczy słuszne poczucie tymczasowości, więc wynajmowali części tego budynku w stanie takim, jaki był, co zawężało grupę potencjalnych najemców do warsztatów samochodowym, sal do paintballa i hipsterskich restauracji, gdzie jak ci tynk ze stropu spadnie na łeb, to jeszcze się cieszysz, że odczuwasz autentyczność.
[1810]
Być może była to nawet dokładnie ta słynna buda spod Patyka, jak również niektórzy nazywają Pałac Kultury, z której zapiekanką raczył się Rysiek – taryfiarz unieśmiertelniony w utworze hip-hopowym KAŻDY PONAD KAŻDYM.
Co mnie wzruszyło, bo znany mi jest ten kawałek. Zawsze miło jest z kimś dzielić strzępek kodu kulturowego.
[2846]
każący kij od szczotki
Szata ortograficzna w stylu nieświeżych majtek na łbie. Chodziło o represyjną funkcję kija, czyli „karzącą”. Spelczekery tego nie obczają, miła redakcjo.
[2965]
Jeden z pracowników [bydgoskiego oddziału firmy kurierskiej] dostarczał zakupy, będąc po spożyciu alkoholu, i zwymiotował jakiejś klientce w domu, a jak ona zaczęła dopytywać, czy coś pił, to podjął próbę ucieczki z miejsca zbrodni swoim dostawczakiem, co skończyło się dzwonem na drzewie w jakimś parku. Był to widocznie tak zwany wielki dzwon, od którego przeprowadza się w Polsce kontrole BHP, bo nawet w oddziałach w innych miastach wszystkim zatrudnionym kazali dmuchać w alkomat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz