Nie wiem po co ten tytuł

              

czwartek, 28 grudnia 2017

James Croft w Atheist Experience

Atheist Experience to legendarny program, niegdyś telewizyjny, dzisiaj jutubowy, w którym ateiści odbierają telefony - najczęściej od wierzących, a wtedy jest najlepsza zabawa. Crofta widzę po raz pierwszy, wystąpienie miał tak udane, że postanowiłem go uczcić paroma gifami. Croft to ten po lewej, a po prawej jest Russell Glasser [x]. Na początku jest reakcja na argument o Bogu stworzycielu wszechświata, który ma również wersję dendrologiczną: „spójrz na drzewa!”.


Nieprawdą jest, że w Biblii nie ma rzeczowej argumentacji. Jest dość specyficzna, ale jest!

Lobster czyli The Lobster

Jeśli Filmweb się nie myli, to polski tytuł jest prawdziwym kuriozum, bo jakie wysokie filologiczne powody przemawiają przeciw „Homarowi”? Film jest taki, że trzeba się po nim przespać, nawet niekoniecznie z kimś, żeby stwierdzić, że to nic nie pomogło. Myślałem przez moment, że obejrzałem kolejną ekranizację Ishiguro, ale nie. Wmawiają nam, że akcja osadzona jest w przyszłości, ale jedynym odstępstwem technologicznym od naszej rzeczywistości jest możliwość zamiany ludzi w zwierzęta, której dokonuje się w przypadku osób samotnych. Wizja przyszłości z Lobstera jest tak naciągana, że lepiej przyjąć, że jest to alternatywny świat, w którym Colin Farrell dorobił się brzuszka i jest jednym z humanoidalnych stworów, które poza wyglądem fizycznym niewiele przypominają ludzi. Być może są spętani konwenansami otoczenia i przez to wydają się nam robotami, ale jeśli mamy grę pozorów, to nic za nią tutaj nie stoi. Grany przez Farrella David ma czterdzieści pięć dni na znalezienie partnerki w hotelu dla samotnych, a jeśli mu się nie powiedzie, zostanie homarem, tak jak sobie zażyczył. Homary dożywają stu lat i przez całe życie zdolne są do prokreacji, o ile to nie są fakty „alternatywne”. Było do przewidzenia, że David ucieknie z hotelu i przyłączy się do dysydentów, ale nie wyjaśnię już, czemu trafił z deszczu pod rynnę. Podobnie jak widz, który przed tym filmem obejrzał Nie opuszczaj mnie.

O Ludwiku XI będzie później

Przy okazji książki o Ludwiku XI zajrzałem do Polski Jagiellonów Jasienicy, aby poczytać o władcy polskim, a raczej polsko-litewskim z owych czasów. Podstawowa zasada ustroju feudalnego wydaje się dość prosta, ale świat nie sprowadza się do jednego monarchy i dwóch lenników. Kiedy lenników jest parudziesięciu, kiedy powstają między nimi sojusze w celu obalenia władcy, kiedy znarowiony książę postanawia odmówić ponowienia hołdu, a na przeciwnym krańcu państwa inny woła o pomoc wojskową, bo najechał na niego sąsiad łamiąc traktat pokojowy - wtedy mamy obraz umiarkowanie zbliżony do prawdy. Kazimierz Jagiellończyk nie odziedziczył talentu wojskowego po swoim ojcu, Władysławie, ale potrafił być stanowczy. Nie zdarzyło mu się nigdy wybiec z płaczem z sali tronowej po wysłuchaniu słów krytyki, jak zrobił podstarzały Jagiełło. Niezły to fenomen, że od koronacji Jagiełły na króla Polski do śmierci jego syna, Kazimierza, upłynęło ponad sto lat! To zresztą powtórzyło się i w przypadku syna Kazimierza, Zygmunta Starego. Kazimierz miał ambicję prowadzenia polityki dynastycznej, w ramach której wydawał swoje córki za mąż i obsadzał synów na tronach krajów sąsiednich. Tron czeski objął syn jego, Władysław (rex bene), który po pewnym czasie zasiadł również na tronie węgierskim (po królu Marcinie Korwinie, bardzo wrogim Polsce), ale - ciekawostka - w tym drugim przypadku musiał najpierw zwyciężyć kontrkandydata, którym był jego brat, Jan Olbracht. Słał nawet prośby do papieża, aby ten wyklął brata i ojca (a czwarte przykazanie?). Jakże zabawne przy tym dynastycznym rozmachu jest bezżeństwo Jana Olbrachta i Aleksandra, na które zezwolił ojciec Kazimierz - podczas gdy Łokietek siłą zaciągnął piętnastoletniego syna przed ołtarz. Podobnie jak ojciec, mógł Kazimierz zlikwidować państwo Zakonu Krzyżackiego, nie zrobił tego, bo wolano pokój od dalszej (trzynastoletniej) wojny. W przypadku Jagiełły można to było tłumaczyć interesem Litwy, która nie chciała zbytniego wzmocnienia Polski w ramach unii, ale Kazimierz nie żywił już ojcowskiego sentymentu do Litwy. Syn Kazimierza, Zygmunt Stary też zadziwił świat przyjęciem hołdu od Albrechta, kiedy swobodnie mógł ostatecznie rozprawić się z Prusami Książęcymi, które do dziś istnieją na mapie w karykaturalnej formie obwodu kaliningradzkiego. A co o Jagiellończyku piszą inni? Davies w Bożym igrzysku wystawił mu laurkę, a przez nieco osobliwy styl narracji moglibyśmy przegapić, że to za czasów tego króla doszło do sprawy kasztelana Tęczyńskiego, na czym głównie skupił się Stomma (Królów polskich przypadki). Przypomnijmy: kasztelan z błahych powodów skatował płatnerza krakowskiego, który przeżył, ale plotka o jego zgonie wywołała w mieście tumult, zakończony śmiercią szlachcica. Wbrew wszelkim zasadom wcześniej przyjętym sprawa trafiła przed sąd szlachecki, który postanowił się nie cackać i zastosował odpowiedzialność zbiorową. Głowy miało dać prawie czterdziestu ważniejszych mieszczan, liczbę tę pomniejszono do dziewięciu, choć nadal nie ustalono, że jakkolwiek zawinili śmierci kasztelana. Ostatecznie wyrok śmierci wykonano na sześciu. W wymiarze symbolicznym sprawa oznaczała degradację stanu trzeciego, który w Rzeczypospolitej nigdy nie rozkwitł jak w innych krajach; jeszcze w wieku XIX nasi fabrykanci to byli przeważnie Żydzi i Niemcy. Tymczasem francuski król w czasach Kazimierza, czyli Ludwik XI, utrwalał i ustanawiał samorządy w miastach swojego państwa. Zauważmy z przekąsem, że i tak nie we Francji dokonała się rewolucja przemysłowa, za to inna rewolucja skróciła o głowę innego Ludwika trzysta lat później. W ramach dygresji wspomnijmy o ulubieńcu Długosza, czyli wielkim księciu Witoldzie. Litwa oczywiście miała problem z Zakonem Krzyżackim, który sprytnie przerzuciła na barki polskie (stąd Grunwald), ale nim to się stało, nie miał Witold skrupułów, aby się z Krzyżakami układać przeciw kuzynowi Jagielle. Po odwróceniu sojuszy uchodząc z krzyżackiej gościny podpalił Zakonowi parę zamków, co miło ilustruje zawiłości ówczesnej polityki.

środa, 27 grudnia 2017

Pottersville

Choćby przyszło sto Szymborskich, a każda z setką wierszy o cudach, które nas otaczają, ale ich nie chcemy brać za cuda, nie przekonamy o tym niedowiarków, którzy nadal będą pragnęli opowieści o starożytnych kosmitach, krwawiących hostiach, prorokach wzlatujących do nieba na oślich grzbietach lub Wielkich Stopach. Ta ostatnia pojawiła się w amerykańskim miasteczku Pottersville, które przeżywa trudne chwile z powodu zamknięcia lokalnej fabryki. Jest sensacja, jest telewizja, której gwiazda przybywa na miejsce, aby zapolować na dzikiego zwierza. Przygląda się temu lekko przestraszony właściciel sklepu wielobranżowego, bowiem on właśnie podszył się pod Wielką Stopę po paru łykach bimbru (zwanego po angielsku moonshine) i pod wpływem małżeńskiej frustracji. Widząc ekscytację miasteczka nie chce robić zawodu, więc kontynuuje maskaradę ze świadomością, że staje się zwierzyną łowną. Kiedy prawda wyjdzie na jaw, miło nie będzie, ale tylko przez chwilę, bo zakończenie jest tak słodziutkie, że do tej pory lepią mi się paluszki. Żabie w Trawie się nie lepią, bo jeszcze tego nie widziała.

wtorek, 26 grudnia 2017

Nad morzem czyli By the Sea

Oh là là, Jolie i Pitt postanowili pokazać, że tez umieją zrobić film z problemami. Jeśli wiemy już o ich niedawnym rozstaniu, to można by przypuszczać, że zrobili film o sobie pod pozorem opowieści o wypalonym, bezdzietnym małżeństwie, które w latach siedemdziesiątych przyjeżdża na wakacje na francuską riwierę. On jest twórczo zablokowanym pisarzem, ona - byłą tancerką, która jest głęboko nieszczęśliwa, choć nie wiemy z jakiego powodu. W wersji z lektorem, którą oglądałem, Pitt prowadzi z oberżystą długie rozmowy po francusku taktownie pominięte w tłumaczeniu. Na szczęście udało mi się znaleźć angielskie napisy - warto było, bo choć te rozmowy wiele nie wnoszą, są najciekawsze w całym filmie. Niemrawa akcja nieco się dynamizuje, kiedy do pokoju obok wprowadza się młode małżeństwo, a nasi bohaterowie podpatrują ich przez dziurę w ścianie, zwłaszcza ich intensywne wysiłki w celu spłodzenia potomstwa. Dochodzi do komplikacji i nawet próby zdrady małżeńskiej, a ostatecznie - do oczyszczenia atmosfery, kiedy na jaw wychodzi przyczyna rozkładu pożycia głównych bohaterów. Kiedyś Gombrowicz przyrównał Miłosza do Litwina, który rozpamiętuje, jak dwadzieścia lat wcześniej żona podała mu kapuśniak zamiast chłodnika. Problem małżeństwa w Nad morzem obszedł mnie w równym stopniu co podmiana zup. Ale jeśli ktoś lubi przeżywać bolączki pierwszego świata - polecam.

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Atheism: The Case Against God (George H. Smith)

Książka o charakterze eseju filozoficznego napisana na początku lat siedemdziesiątych wieku XX przez młodzieńca ledwie po dwudziestce. Jak sam przyznał w posłowiu, nie zyskała uznania w środowisku filozofów, zapewne dlatego, że napisana jest z pasją, co jest uszczerbkiem na profesjonalizmie. Ale dzięki temu czyta się dobrze. Dawkinsa czyta się oczywiście dużo lepiej, ale z mniejszym przekonaniem o filozoficznej wartości jego książek. Naczelna teza teistów w ujęciu Dawkinsa przy Smithcie (Smisie?) wydaje się dość naiwna, skoro użyte w niej pojęcie „nadnaturalności” samo w sobie jest bardzo problematyczne. Jeśli wierzący chce uzasadniać wiarą swoje przekonanie o istnieniu Boga, to pytam, czemu ma mnie przekonać wiara papieża Franciszka - w odróżnieniu od wiary Chameneiego. A jeśli nie wiara, to argumenty racjonalne, a wtedy pierwszy problem wierzącego to podanie sensownej definicji Boga (w szczególności niesprzecznej wewnętrznie). Od Katechizmu KK, przez wyznawców Allaha, hinduistów, dżinistów, judaistów, mormonów itd. - nikt takiej jak dotąd nie sformułował. To niby kończy dyskusję w zarodku, ale ateiści, w tej liczbie Smith, nie milczą. Całe szczęście, bo inaczej apologeci wiary mogliby fałszywie twierdzić, że nie ma krytyki, więc racja jest po ich stronie.

[30]
The label “atheist” announces one's disagreement with theism. It does not announce one's agreement with, or approval of, other atheists.

[43]
A god is a supernatural being - which implies, metaphysically, that a god is not subject to the natural laws of the universe; and, epistemologically, that a god transcends human understanding. These are the basic beliefs of theism: the belief in the supernatural and the belief in the inherently unknowable.
Zauważmy, że w tym sensie szatan jest bogiem.

[65]
The theologian may object here, pointing out that many words - such as “justice” and “consciousness” - do not signify material objects. The referents of these and many other words are immaterial, so why should the atheist complain when God is also said to be immaterial?

While it is true that “justice” and “consciousness” do not designate material beings, the theist must remember that they do not refer to immaterial beings either. “Justice” is a moral abstraction derived from various aspects of man's nature and social interactions. “Consciousness” refers to the state of awareness exhibited by particular living organisms.


[72]
The Old Testament God garnered an impressive list of atrocities. He demanded and sanctioned human sacrifices (Leviticus 27:28-29; Judges 11:29-40; 2 Samuel 21:1-9). He killed the first-born of every Egyptian family (Exodus 12:29). He sanctioned slavery (Exodus 21:2-6; Leviticus 25:44-46) and the selling of one's daughter (Exodus 21:7). He commanded the killing of witches (Exodus 22.18), death for heresy (Exodus 22:20), death for violating the sabbath (Exodus 31:14-15), death for cursing one's parents (Leviticus 20:9), death for adultery (Leviticus 20:10), death for blasphemy (Leviticus 24.16), and death by stoning for unchastity at the time of marriage - a penalty imposed only upon women (Deuteronomy 22:20-21).

[73]
The Christian God, they assure us, is a being of mercy and love. But this assertion is difficult to defend While the old god was cruel, he at least restricted his infliction of misery to this life. The Christian God, however, reportedly extends this misery to eternity. According to the New Testament, Jesus repeatedly threatened disbelievers with eternal torment, and we must wonder how the doctrine of hell can be reconciled with the notion of an all-merciful God.

[74]
The liberal theologian Leslie D. Weatherhead defends this approach as follows:
when Jesus is reported as consigning to everlasting torture those who displease him or do not “believe” what he says, I know in my heart that there is something wrong somewhere. Either he is misreported or misunderstood... So I put this alleged saying in my mental drawer awaiting further light, or else I reject it out of hand By the judgment of a court within my own breast... I reject such sayings.
Put simply, the New Testament does not say what Weatherhead feels that it should say, so he prefers to ignore the unpleasant (and numerous) New Testament references to hell through the unique epistemological process of “knowing” in one's heart.

[79]
Even if we overlook the preceding difficulties, the appeal to free will is still unsuccessful, because it encompasses only so-called moral evils (i.e., the actions of men). There remains the considerable problem of physical evils, such as natural disasters, over which man has no control. Why are there floods, earthquakes and diseases that kill and maim millions of persons? The responsibility for these occurrences obviously cannot be placed on the shoulders of man. From an atheistic standpoint, such phenomena are inimical to man's life and may be termed evil, but since they are the result of inanimate, natural forces and do not involve conscious intent, they do not fall within the province of moral judgment. But from a Christian perspective, God - the omnipotent creator of the natural universe - must bear ultimate responsibility for these occurrences, and God's deliberate choice of these evil phenomena qualifies him as immoral.

[100]
If there is no conflict between reason and faith, why has Christianity insisted on rigorous censorship of dissent? If the Catholic Church is an institution committed to rationality and truth, why has it subjected dissenters to torture and death? The man of reason, the man concerned with arriving at truth, supports his ideas with reasons and evidence - not with a torture rack and stake.

[106]
Autor wykonuje myślowy eksperyment: przyjmijmy za prawdę każde twierdzenie potwierdzone orłem po rzucie monetą. Czy jest to racjonalne? Podobnie jest z wiarą jako rzekomym źródłem wiedzy o świecie.
As with coin flipping, even if there were cases where propositions of faith coincide with actual fact, this would not prove the rationality of faith.

[142]
Anything asked in the name of Jesus will be granted, including the miraculous transportation of a mountain. It would take very few examples of mountain moving to convert the atheists of the world, but the modern Christian is reluctant to defend these grandiose claims of faith, much less attempt an actual demonstration.

[147]
Jeśli wierzymy w fakty ustalane przez naukę, to uznajemy autorytet uczonych. Dlaczego więc na tej zasadzie nie odwołać się do autorytetu np. papieża?
First, the authority must be willing to present evidence in support of his beliefs. Second, the proposition of the authority must be verifiable in principle by any person who cares to take the time and effort required. Third, the propositions of the authority can never contradict the laws of logic. A contradiction can never be true, regardless of the academic qualifications of the person advocating it.

[154, o zakładzie Pascala]
What have we got to lose? Intellectual integrity, self-esteem, and a passionate, rewarding life for starters. In short, everything that makes life worth living. Far from being a safe bet, Pascal's wager requires the wager of one's life and happiness.

[174, o religijnym „wyjaśnieniu” cudów]
Another definition of a miracle is any event so unusual that it can be explained only with reference to a supernatural power. Thus if we were to observe an exceptionally strange occurrence, such as an iron bar floating on water, we might conclude that a supernatural being is at work.

This kind of argument mistakenly assumes that positing a god somehow explains an unexplained event. The theist observes the “floating iron,” thinks, “How amazing! How is it possible?” - and then provides himself with the solution: “An unknowable power must be responsible.” But this explains nothing. One cannot answer the question, “How is it possible?” with the response, “An unknowable being using unknowable means did it.”


[175]
The controversy between naturalism and supernaturalism is not a contest between two rival modes of explanation; it is not a matter of which provides a better explanation. Rather, it is an issue of explanation versus no explanation whatsoever.

[188, o „wyjaśnieniu” wszechświata]
The natural, knowable universe provides the context in which all explanations are possible, so to demand an explanation for the universe itself is epistemologically absurd.

[196]
“What caused the universe?” is an absurd question, because before something can act as a cause, it must first exist - i.e., it must first be part of the universe.

[212]
It is interesting to observe that if an event appears to contravene the order of nature, the theist is the first to proclaim that a natural law has been violated and that this miraculous event is evidence of a supernatural influence. Yet this same theist will appeal to the presence of order and natural law as evidence for god as well. If nature is not uniform, this proves the existence of god. If nature is uniform, this also proves the existence of god. Whichever way we turn, god gets the credit, which, of course, is remarkably convenient for the theist.

[232]
Those philosophers who object to an ethics of happiness or well-being on the grounds that it permits every person to do as he pleases without regard for the life and property of others, display a shocking disregard for even the rudimentary facts of human psychology.

[234]
Autor pisze o meta-etyce, czyli źródle naszych moralnych przekonań. Dla chrześcijanina moralne jest to, co zaleca Biblia.

This kind of conflict occurs when an atheist argues moral issues with a Christian. If the Christian contends that blasphemy is immoral because the Bible forbids it, the atheist will not deny that the Bible forbids blasphemy. Instead, the atheist will refuse to accept the Bible as a criterion of morality, and he will refuse to accept a concept of “immoral” that means that which is prohibited by the Bible.

W teorii różne założenia meta-etyczne mogą prowadzić do podobnych konkluzji, lecz różnice są nieuniknione. Smith rozróżnia moralne standardy od systemu „nakazowo-rozdzielczego”, który charakteryzuje religię. Posługując się standardem, który nakazuje faworyzować wybory zmniejszające cierpienie i sprzyjające szczęściu, nie zdołamy potępić victimless crimes (czyli zbrodnie bez ofiar), jakimi dla ludzi religijnych są masturbacja czy bluźnierstwo - absurdalne ze świeckiego punktu widzenia. Wierzący lubią mówić o obiektywnej moralności, którą ponoć zapewnia nam Bóg przez natchnione teksty. Przykład fundamentalny to dziesięcioro przykazań. Mało kto zadaje sobie trud przeczytania ich w biblijnym oryginale, a wielce by się zdziwił. Czy naprawdę należy zabijać sąsiada, który pracuje w dzień święty? Czy należy kamienować dzieci złorzeczące rodzicom? Czy rodzicom zawsze należy się cześć? Matce alkoholiczce, która porzuciła dziecko też? Jeśli pożądam żonę bliźniego lub inną jego rzecz, to jestem moralną szmatą, nawet jeśli w żaden sposób nie przekuwam pożądania w czyn? Poza tym, ile to z tych przykazań znajduje miejsce w nowoczesnych kodeksach karnych? Mnie wyszło, że trzy, a jeśli dodać idiotyczną ochronę uczuć religijnych w Polsce - cztery. Pomijam przykazania, które powinny się znaleźć w dekalogu, jak potępienie niewolnictwa, gdybyśmy chcieli mówić o jakiejś sensownej propozycji. Gdzie indziej w Biblii Bóg zaleca, aby składać mu w ofierze jagnię, ale jakby co, to gołąb też może być. I tak wyglądają, proszę państwa, „obiektywne” wartości moralne.

[250, przekonujące przypuszczenie, czemu ewangelie powstały wiele lat po śmierci Jezusa]
It is clear that the early Christians were expecting his imminent return, and they saw no reason to compile written accounts of his life for future generations.

[254]
It is interesting to note that in many cases Jesus did not lay claim to the originality now credited to him. The famous Golden Rule is a case in point. Advocated by Confucius 500 years before Jesus, it was also promulgated by Hillel, a Pharisee and older contemporary of Jesus. Quoting the Jewish Talmud:
And Hillel said: What thou dost not like, do thou not to thy neighbor. That is the whole law; all the rest is explanation. (Sabbath 31:1)
[255]
A similar example is found in Matthew 22:39 - “You shall love your neighbor as yourself” - which Christians like also to attribute to the moral creativity of Jesus. Unfortunately for them, however, we encounter the identical words in Leviticus 19:18: “...you shall love your neighbor as yourself.”

[257]
Considered in themselves, the moral precepts of Jesus are sometimes interesting, sometimes poetic, sometimes benevolent, sometimes confusing, sometimes pernicious, and sometimes devastatingly harmful psychologically. None, however, are especially profound. If not for their tremendous historical impact, most would deserve little more than a philosopher's passing glance.

Manchester by the Sea

U Szekspira okręty rozbijały się na brzegach czeskich, więc nie dziwmy się, że Manchester leży nad morzem, zwłaszcza że chodzi o prowincjonalne miasteczko w SZA. Z jakiegoś powodu ludzie lubią robić ponure filmy, a inni ludzie - oglądać je, ale to temat dla Freuda, Junga i starożytnych Greków. Niestety nie mogę, bo nie chcę, zdradzić, czemu Lee jest stale taki ponury. Pracuje jako dozorca, czyli w ujęciu amerykańskim - człowiek od odśnieżania i drobnych napraw w mieszkaniach lokatorów. Choć widzimy, że ma pod ręką chętne panny - do żadnego seksu nie dochodzi, co najwyżej do bójek w knajpach pod byle pretekstem. Wygląda to tak, jakby sam sobie wymierzył pokutę. Jedyne, czym się jeszcze potrafi przejąć to chory na serce brat, który niestety umiera pozostawiając swojego szesnastoletniego syna pod opieką Lee. Schemat teraz jest taki, że z początku się nie lubią, ale potem następują zdarzenia i rozmowy, wskutek których pożycie układa się szczęśliwie i harmonijnie. Ile z tego - czy w ogóle cokolwiek - się ziści, opowie redaktor Janicka. Ciekawe, czy ona również doznała ciarków w czasie rozmowy Lee z jego byłą żoną Randi. Tam nic nie ma, mówi Lee wpatrzonej w niego Randi. [X]

niedziela, 24 grudnia 2017

Wspaniała przygoda Billa i Teda czyli Bill & Ted's Excellent Adventure

Obejrzę to, powiedziałem sobie po wysłuchaniu wywiadu z jednym ze scenarzystów. Z rozmowy wynikało, że film przeszedł do legendy, a zagrali w nim Keanu Reeves i George Carlin. Wiadomo, że jagły zbyt jaglane, pornosy zbyt świńskie, a filmy dla dzieci - zbyt infantylne. Przeto nie wypada czynić filmowi stargetowanemu na gimbazę (i dra Joachima Brudzińskiego) zarzutu z tego właśnie powodu. Tę rzekomą komedię obejrzałem z kamienną twarzą dziwiąc się, że całkiem niezłe pieniądze musiały na to pójść, bo nasza para bohaterów podróżuje w czasie wehikułem w kształcie budki telefonicznej i spotyka znakomite postaci z historii. Gdybym był te trzydzieści lat młodszy, to bym się uśmiał patrząc na Dżyngis-chana myjącego kible lub Beethovena grającego hardrockowy kawałek na polymoogu. Ale nie jestem, więc kiedy zaczęła się lista płac, wydałem z siebie westchnienie ulgi. Również z tego powodu, że na nasze wielkie, niesamowite, niepojęte szczęście przeminęła moda kobieca z tamtych lat, która seryjnie zamieniała ładne dziewczyny w natapirowane stwory w bluzkach z poduszkami na ramionach.

Prawda czyli Truth

Coś się stało, bo namolna pani psycholog przesłuchuje Caleba, zamkniętego za kratkami i w dodatku skutego kajdankami. Zaczyna się od ciężkiego dzieciństwa z niestabilną psychicznie mamusią, potem coś tam, coś tam - pomijam, żeby nie zdradzić zbyt wiele, ale w sumie nieźle Calebowi wyszło, bo jako dwudziestolatek dysponuje zacnie urządzoną i obszerną miejscówką, której na pewno by nie miał z parzenia kawy, a poza tym właśnie poznał Jeremy'ego, faceta trochę starszego, ale przystojnego i milusiego. Jest słodziutko, tarzają się nago i opowiadają o swoim życiu, z zastrzeżeniem, że jeden z nich zapomniał wspomnieć o ważnym życiowym detalu. To oczywiście wychodzi na jaw, więc dojdzie do zemsty, w ramach której jeden z kochasiów będzie przykuty do łóżka dużo dłużej niżby chciał. Cóż, prawda nas zaboli, jak mówią, i ten film dobrze tę myśl ilustruje. To w drugiej połowie, gdyż w pierwszej naga prawda cieszy nasze oczy, bo Sean Paul Lockhart nie ma zahamowań, aby pokazać się w całej okazałości. Mimo młodego wieku jest to nie byle kto, bo już film fabularny o nim nakręcili.

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Współlokatorzy czyli Shared Rooms

Małżonkowie Laslo i Cal właśnie dowiadują się, że kolejna para znajomych gejów zdecydowała się na dziecko, co oznacza śmierć towarzyską, bo dzidziuś jest przecież ważniejszy od najlepszych nawet znajomych. Sami niespecjalnie mają ochotę na powiększenie rodziny o koreańskiego bobasa. No to się zdziwią, bo odchowany, siedemnastoletni bobas w postaci siostrzeńca Cala zapuka do ich drzwi i trzeba będzie się nim zaopiekować. Zresztą sam bym nie pogardził takim siostrzeńcem, który relaksuje się przygotowując posiłki. Inna para to Gray i Sid, którzy prawie cały czas paradują nago, a poznali się na Manhandlerze, czyli fikcyjnym odpowiedniku Grindra. Miał być szybki numerek i pa pa, a tymczasem miłość analna przeradza się powoli w coś głębszego, jakkolwiek oksymoronicznie to zabrzmi. Z kolei Julian i Dylan są współlokatorami, których nic miało nie łączyć, cóż kiedy le cœur a ses raisons que la raison ne connaît pas. A serce Juliana ma szczególnie wielkie powody, które dostrzegł u Dylana, kiedy w wyniku komplikacji musieli spędzić noc w jednym łóżku. Wszystkie wątki ślicznie się dopną na imprezie sylwestrowej, nawet wyjaśni się, po co do Los Angeles przyjechał Frank. W sensie konstrukcji ten film jest daleki od bajki, których bohaterowie muszą popaść w poważne tarapaty, aby finalnie żyć długo i szczęśliwie. Czy Współlokatorzy będą żyli długo - nie wiem, ale na pewno szczęśliwie, chociaż wcześniej też specjalnie źle im nie było.

Klopsztanga

Klopsztanga to je urzůndzyńy kere za podstawowo funkcyjo mo dopomagać we klupańu kloprem tepichůw. [X]

Muzeum w pałacu biskupa Erazma Ciołka

Można zobaczyć w nim słynne odkrycie Wyspiańskiego, czyli Madonnę z Krużlowej. Jeśli przejdzie obecnie złożony projekt powszechnego dostępu do broni, czyli bez żadnych badań i sprawdzań, to zapewne jakiś wariat kiedyś odda salwę w stronę figury, jak to onegdaj przydarzyło się Monie Lizie. Potem zamknęli ją za pancernym szkłem - byłem, widziałem, gorąco odradzam pomysł zwiedzania Luwru dla tego obrazu. Na razie Madonna stoi sobie dość odważnie na eksponowanym miejscu, gdzie można się jej przyglądać z odległości paru centymetrów. Poniżej zamieszczam obraz ze średniowiecznym przedstawieniem szatana, na szczęście bez majtek i bez biustonosza.

Herr Starr ma ochotę na gwałt (Preacher, sezon 2, odcinek 9)

Herr Starr, szef organizacji Graal, zamówił u podwładnych aranżowany seks z motywem gwałtu. Parę razy upewniali się, że dobrze zrozumieli. Nie znaczy tak?






niedziela, 17 grudnia 2017

Dwugłos czyli Lilting

W pewnym sensie jest to film na tyle dziwny, że mógłby opowiadać o zdarzeniach z odległej galaktyki, gdzie na jednej z planet przypadkiem mieszkają Chińczycy, którzy przenieśli się z Kambodży do Wielkiej Brytanii. Dość szybko wyjaśnia się, że Kai, który wpadł na odwiedziny do matki Junn, jest tylko jej przywidzeniem. Ona sama mieszka w Anglii już ponad dwadzieścia lat, ale wciąż nie mówi po angielsku, nie zna nawet podstawowych zwrotów. Kaia możemy również poznać poprzez wspomnienia Richarda, z którym dzielił łoże i stół przez parę lat, nim zginął w wypadku. Kai ukrywał przed matką swój związek z Richardem i może dlatego postanowił oddać ją do domu opieki, choć nie wyglądała na osobę, która by jej bardzo potrzebowała. Motyw z odległej galaktyki polega na tym, że Richard czuje się odpowiedzialny za Junn, a nawet myśli o wyciągnięciu jej z pensjonatu. Jest wszakże ten problem, że Junn nie przepada za Richardem, choć nic nie wie o jego związku z synem. Dojdzie do psychologicznej szamotaniny, Richard wyświadcza Junn wiele przysług, choć chłodnym okiem patrząc - nie jest do tego zobowiązany, a Junn wykazuje sporą determinację, żeby nie przyznać Richardowi dobrej woli. Film wypadł bardzo dobrze, zwłaszcza pod kątem obsady, więc wybaczmy mu sentencjonalny banał w zakończeniu.

Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi czyli Star Wars: The Last Jedi

Tym razem nie można powiedzieć, żeby historyjka była wzorowana na poprzednich częściach. Ale zbytniej oryginalności też bym jej nie zarzucił. Niby motyw Luke'a Skywalkera, który chce, żeby mu dali spokój, to jakaś nowość, ale nie znudzili się nam ci ograni bohaterowie? Wzywani na pomoc już jakieś pińcet piździesiąt razy w różnych produkcjach odmawiali udziału, a w końcu się przyłączali... Bardzo świeże, nie? Temat główny to ucieczka rebeliantów przed przeważającymi siłami imperium, które już zaraz mają zmiażdżyć ostatnią nadzieję w galaktyce, jak to ujął imperator Snoke. Retorycznie głupkowate, bo przecież każdy dyktator będzie mówił, że to on jest nadzieją dla poddanych - a często nawet w to będzie wierzył. W każdej z części starych Gwiezdnych Wojen mieliśmy nowe scenerie, a to podniebne miasto, a to dwór Jabby. W tej roli kasyno Canto Bight wypadło raczej blado, nie mówiąc już o ascetycznym dworze Snoke'a. Mam wciąż problem z obdarzonymi mocą bohaterami tego filmu. Kylo Ren stara się być demoniczny, wychodzi mu średnio, ale nadrabia torsem. Tego atutu brakuje przynudzająco poważnej Rey. Snoke z kolei budzi respekt, ale dał się ograć jak dziecko. Ktoś nam wpierał ciemnotę o chemii między Finnem a Poem, życzymy mu za to czerwonych skarpetek w śnieżynki pod choinką. Czy nikt nie widzi słonia w pokoju? Skąd wziął się Snoke? Poprzednio nakręcili trzy części, żeby pokazać, jak republika przekształciła się w imperium, a teraz jak królik z kapelusza wyskoczył ten Snoke i wziął wszystkich za twarz. No właśnie, twarz.

Dream Boat

Jeśli ten film dokumentalny jest jednym z częściej oglądanych na Netflixie, to niezbyt to ogarniam. No chyba, że film o homo-rejsie po Morzu Śródziemnym oglądają masowo słuchacze Radia Maryja, żeby przekonać się o własnej moralnej wyższości i utwierdzić w swojej opinii na temat gejów. Sami geje to target zbyt mizerny, żeby wywołać efekt popularności. Gdybym był heterykiem, miałbym ochotę obejrzeć Dream Boat równie chętnie, co - będąc gejem - film o rejsie lesbijek. Taki rejs to inwestycja paru tysiów i to w euro, a te najtańsze miejsca to kabiny dzielone, jak w przypadku Polaka Marka, który mieszka w Londynie i wspomina wprawdzie o Polsce jako kraju katolickim, w domyśle: nieprzyjaznym dla gejów, ale tematu zanadto nie rozwija. Inni bohaterowie to niepełnosprawny ruchowo Francuz, Palestyńczyk mieszkający w Belgii, Hindus z brzuszkiem i seksualnie wyluzowany Niemiec. Każdy z bohaterów ma jakiś życiowy problem, o którym zapewne na moment chciałby zapomnieć, ale nie zawsze się udaje. W przypadku Marka jest to kłopot ze znalezieniem drugiej połówki, do czego można mieć zastrzeżenie takie, że pomysł, aby jej szukać na homo-rejsie jest z góry poroniony. Marek jest chyba najmilszym dla oka okazem, bo wytrenowany, więc gdyby nieco poluzował, miałby branie. Wątpię, żeby film wywołał pod czaszką przykrytą moherowym beretem jakąś inną refleksją niż zgrozę na widok rozwiązłości, która występuje tu w postaci dużej liczby nagich torsów, zużytych prezerwatyw sprzątanych rano z pokładu, z rzadka - widocznych fiutków, raz nawet w buzi. Jak już pisałem, seks sam w sobie jest moralnie obojętny, to oczywista oczywistość, ale nie dla wszystkich.

Władza obchodzi 26 urodziny Radia Maryja

Spróbowałaby nie.

czwartek, 14 grudnia 2017

Konstytucja czyli Ustav Republike Hrvatske

Kiedyś sąd nakazał kibolom obejrzenie filmu Cud purymowy, a jak się to skończyło - nie mam pojęcia, ale niewykluczone, że podobnie jak w przypadku Alexa z Mechanicznej pomarańczy, który bardzo się wczuł w oglądaną ekranizację męki pańskiej, a konkretnie - w postać jednego z biczowników. Dlatego nie posłałbym obecnie rządzących na seans Konstytucji, bo jeśli czymś się wzruszą, to zapewne śmiercią chorwackiego patrioty, i niespecjalnie będzie im przeszkadzała jego faszystowska przeszłość w oddziałach ustaszów. Ups, niby zaspojlerowałem, ale to akurat było do przewidzenia. Patriota ma pecha, bo choć jego syn Vjeko jest również chorwackim patriotą, wybrał on nielicujący z nacjonalizmem homoseksualny styl życia. Jak widzimy w pierwszych scenach filmu, Vjeko jest z gatunku gejów transwestytów, ale poza specjalnymi okazjami skończył z przebierankami. Zawsze to miło wbić zniedołężniałemu ojcu szpileczkę podając mu posiłek w sukience i peruce w odwecie za odrzucenie z powodu homoseksualizmu. Jak widać relacje z ojcem ma Vjeko skomplikowane, a z sąsiadami nie ma prawie żadnych, lecz to się zmieni po laniu, które Vjekowi sprawili homofobi. Sąsiadka Maja jeszcze ujdzie, bo Chorwatka, ale z jej mężem Serbem Ante jest już problem. Dojdzie do paru scysji przy okazji nauk o chorwackiej konstytucji, którą Ante musi wkuć do łba, jeśli chce utrzymać pracę w policji. Relacje między Vjeko a sąsiadami z czasem nasiąkną specyficzną czułością, pod którą kryje się bardzo materialny powód, ale o tym już redaktor Janicka. Zdumiewa mnie pomysł, żeby dorośli ludzie mieli uczyć się konstytucji na pamięć. Jeśli brakuje szacunku dla niej, nie ma ona większej wartości niż instrukcji obsługi gumy do majtek. Ale co ja bredzę, instrukcje bywają chociaż zabawne, jak widać poniżej, a konstytucje - owszem są wesołe, lecz tylko w pieśni gminnej.

środa, 6 grudnia 2017

W jego oczach czyli Hoje eu quero voltar sozinho

Tytuł oryginalny to Dzisiaj chcę wrócić sam, jeśli wierzyć google'owi. Główny bohater to niewidomy od urodzenia Leo, licealista, który może uczyć się w zwykłej szkole, co jest komplementem dla brazylijskiego systemu oświaty. Leo wymaga specjalnej troski, to oczywiste, ale źle znosi jej nadmiar, zwłaszcza ze strony matki. Co dziwne, w szkole musi się mierzyć z niechęcią kolegów z klasy, którym na przykład przeszkadza terkot jego maszyny do pisania Braille'em. Na szczęście może liczyć na przyjaciółkę Giovanę oraz - dość nieoczekiwanie - Gabriela, nowego kolegi z klasy. Główny dramat dotyczy tych trzech osób, a obejmuje rywalizację Giovany i Gabriela o przyjaźń Leo, choć wiadomo, że będzie chodziło o coś więcej. Podobnie jak niegdyś Kolory raju, film jest poruszający, choć nic specjalnie wstrząsającego w życiu Leo się nie przydarza - poza pierwszą miłością, czyli zdarzeniem mało zaskakującym w życiu nastolatka. Zawsze mnie intrygowało, jak osoby niewidome są zdolne do seksu, ale z tego filmu się nie dowiedziałem.

poniedziałek, 4 grudnia 2017

W ciemno czyli Out in the Dark

Tekst: Bogna Pawlisz-Skoczylas
Żadnym odkryciem nie jest stwierdzenie, że lepiej nie być gejem w kraju muzułmańskim. Geje z Palestyny mają przynajmniej szansę na normalne życie w Izraelu, ale jak widzimy na przykładzie Mustafy, bohatera drugoplanowego, w każdej chwili grozi im deportacja, czyli de facto wyrok śmierci. Z kolei student Nimr ma lepszą sytuację, bo zdobył przepustkę uprawniającą do wielokrotnego przekraczania granicy, więc w domu może udawać porządnego wyznawcę Allaha, a w czasie wizyt w Izraelu spotyka się ze swoim Royem. Ten związek kroi się na coś poważniejszego, skoro doszło nawet do wizyty u rodziców Roya, ludzi bardzo otwartych, ale do pewnych granic. Wkrótce nastąpią komplikacje, które wystawią na próbę związek Nimra z Royem. Wesoło raczej nie będzie. Jedna z ciekawostek to zaskakująco wysoki poziom troski państwa o dzieci w Autonomii Palestyńskiej, kiedy Nimr przekonywał urzędników, że warto dać szansę pewnej matce po depresji. Przynajmniej z tego trzeba czerpać jakąś pociechę, skoro zakończenie filmu jest otwarte, raczej nie w radosną stronę.

Andrzej Jacyna proponuje

Dla osób mało zorientowanych: wspomniany osobnik jest szefem NFZ, a jego pomysł polega na tym, żeby kolejki do lekarzy specjalistów uregulować ustawowo, a okres oczekiwania wynosiłby maksymalnie sześć miesięcy. W ten sposób Jacyna zgarnął pleśń z oczu narodowi, który w mojej osobie był przekonany, że owszem, można by poprawić organizację służby zdrowia i coś tam dofinansować, ale nie da się urzędowo systemu przymusić do sprawnego działania. Propozycja Jacyny przypomina zarządzenie jednego z rektorów wyższej uczelni, w którym nakazał stosowanie się do swoich zarządzeń. Podejście Jacyny nieznane było władzom komunistycznej Polski, które przecież mogły ustawowo zapewnić dobre zaopatrzenie w sklepach. W Wenezueli powinni nad tym poważnie pomyśleć.
The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger