Zapewne po niedużym wysiłku z pomocą Binga (sprawdźcie sobie w Google'u, co to jest) doszedłbym do wniosku, że ta wiktoriańska ramotka (rok wydania 1908) powinna się pokrywać kurzem, a nie być materiałem na audiobook. Wyczuwając to lektor obszedł się z tekstem bez szacunku i „Leicester” wymawiał „lajkester”. „Człowiek” jest zaklasyfikowany jako powiastka filozoficzna, a owych czasach w Europie były dwie możliwości: za i przeciw chrześcijaństwu. W tym przypadku – za. Nieco w ramach dygresji wspomnę o dwóch cyklach literackich: Narnia i Harry Potter. W obu mamy magiczne światy, a przybysz z Aldebarana byłby wielce zaskoczony, gdyby się dowiedział, że jeden z cykli jest bardzo piękny i chrześcijański, a drugi – obrzydliwy i pogański. Oczywiście wylewając oceany atramentu dałoby się to uzasadnić, ale cykady mi cykają, że tak naprawdę chodzi o to, że Lewis był zadeklarowanym chrześcijaninem (katolikiem chyba), a Rowling chyba nie bardzo. Przypomina to „literaturę homoseksualną” à rebours, czyli cokolwiek, co wyszło spod pióra pisarza geja. Mówiąc wprost, jako powiastkę filozoficzną cenię bardziej wizję Becketta, w której stosunek ludzkości do Boga zilustrowano jako spacer dziewczynki ze starcem w posępnych pejzażach. Dawnymi czasy brała jego członka do ust, ilekroć poprosił, ale dzisiaj ich drogi się rozeszły. Chesterton nie ujmuje tematu w takich kategoriach, bo w jego wizji mamy anarchistów, postrzeganych przez autora jako prawdziwe światowe zagrożenie, w starciu z policją. Fabuła do pewnego stopnia przypomina historyjki o Sherlocku Holmesie, choć zdecydowanie mniej tu trupów. W pewnym momencie staje się jasne, że opowieść odrywa się od realiów epoki, a ścigany przez inspektorów policji szef anarchistów przeobraża się w Najwyższego, lecz wcześniej, w czasie pościgu (metafora szukania Boga) rzuca jadącym za nim dżentelmenom liściki o niepoważnej treści typu: „czy Twa ciocia wie, że jej welwetowy kapelusz nadżarły mole?”. W tym momencie autor oddał ideę Boga, która mi jest bliska: o ile istnieje, Bóg jest mistrzem komunikacyjnej katastrofy. Siłą rzeczy jestem lakoniczny, więc wszystkich zaniepokojonych zapewniam, że u Chestertona Bóg nie jest anarchistą, albo precyzyjniej rzecz ujmując: jest anarchistą pozornym. Po skończeniu audiobooka nabrałem pewności, że nikt nigdy nie przekona się do chrześcijaństwa dzięki tej książce. Przynajmniej w czasach dzisiejszych. Inna rzecz to przesada, z jaką bohaterowie opisują cierpienia, jakich doznali w czasie opisywanych perypetii. Bezkrwawe pościgi, pojedynki bez ofiar, sytuacje bez wyjścia kończące się serdecznymi uściskami... Ejże, panowie, nawet jeśli w waszych czasach nie było Gułagów, ani Oświęcimiów (były, były, ale to inna historia), to nadal mocno wyolbrzymiacie. Jednego chciałem uniknąć w niniejszym wypocie: zdradzenia, jak człowiek może być czwartkiem. Chyba mi się udało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz