niedziela, 10 lipca 2016
Uliczna epistemologia, czyli jak rozmawiać z wierzącymi
Dodajmy, że chodzi o wiarę nie tylko religijną, bo jedna z rozmówczyń Anthony'ego Magnabosco była przekonana o magicznym wpływie jej postawy na zdarzenia zachodzące w jej życiu, coś w rodzaju: skaleczyłam się w palec krojąc chleb, bo dzień wcześniej źle pomyślałam o siostrze. Metoda Magnabosco zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, a polega na tym, żeby całkiem spokojnie pytać przypadkowo spotkanych ludzi, dlaczego wierzą w to, co wierzą, w minimalnym stopniu ujawniając własne poglądy, a nigdy, przenigdy nie formułować tez krytycznych wobec wierzeń pytanego. To podobno działa, choć sam Magnabosco przyznaje, że nie zawsze. Na przykład wobec członków rodziny, którzy najczęściej znają poglądy niewierzącego, co na starcie dyskusji przejawia się przyjęciem postawy obronnej. Sukces, który osiąga Magnabosco, jest raczej skromny, nie dochodzi do gwałtownych dekonwersji wskutek parominutowej rozmowy, ale zasiane zostaje ziarno wątpliwości. Wyobrażam sobie, że podobną metodą można by próbować przekonywać ateistę, co nie musi być z góry skazane na niepowodzenie, bo znane są przypadki nawróceń wśród zadeklarowanych niewierzących. W jednej z debat wierzącego z ateistą padło pytanie, czy wyobrażają sobie oni, aby zmienili swoje zdanie. Ateista odpowiedział, że owszem, jeśli otrzyma przekonujące argumenty o charakterze empirycznym, a wierzący odrzekł, że nie, nigdy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz