piątek, 29 lipca 2016
Równość szans a równość rezultatów
Dopiero niedawno zetknąłem się z takim postawieniem sprawy: równość szans nie oznacza równości rezultatów. Jak rozumieć równość szans niby wszyscy wiemy, ale zaraz ktoś zapyta, gdzie jest równość szans dla kobiet, które na ogół nie podołają tym samym co mężczyźni testom fizycznym dla kandydatów na strażaka, że podam taki przykład. Jak zauważył pewien facet, lepiej byłoby, żeby strażak miał siłę wyciągnąć mnie z płonącego domu, jeśli straciłbym przytomność. Zwisa mi, czy to będzie kobieta, czy transseksualny mężczyzna. Ja z kolei pamiętam z autopsji przypadek odwrotny, kiedy pewnemu mężczyźnie tłumaczono, że nie zatrudnią go jako laboranta, bo tylko kobiety mają naturalne predyspozycje do tej pracy. Sprawa trafiła do sądu. Inny przykład: w sieci restauracji Chłopskie Jadło jako kelnerów zatrudniano młodzieńców z brzuszkiem, bo tak sobie wymyślił szef. (To obserwacja sprzed ładnych paru lat, może się coś zmieniło od tej pory.) Ciekawe, czy to podpada pod jakiś dzisiejszy antydyskryminacyjny paragraf, choć mnie osobiście nie przeszkadza taki pomysł. Z kolei gdyby właściciel firmy poszukujący prezesa zarządu w warunkach zatrudnienia napisał, że ma być mężczyzną „kaukaskim”, to widzimy rażący seksizm i rasizm. Czuję się jak po rozmowie z Sokratesem, niby coś wiedziałem, ale tak naprawdę nie wiem. Zapewne rozsądne minimum, aby mówić o równości szans, to założenie, że prawo nie powinno faworyzować, ani dyskryminować nikogo ze względu na płeć, rasę lub orientację seksualną, a ogólniej - jakiekolwiek wrodzone cechy, nad którymi nie mamy kontroli. Z przekonaniami religijnymi jest już sprawa wątpliwa, bo na to mamy już jakiś wpływ. Kolejna komplikacja. Za to równość rezultatów wydaje się pojęciem dużo prostszym, a polega na tym, że dążymy do tego, żeby zapewnić odpowiedni udział przedstawicieli różnych grup w rozmaitych instytucjach związanych z władzą lub biznesem. Stąd pomysły na parytety faworyzujące kobiety, a niegdyś - jak w SZA - udział „niekauskaskich” mniejszości na uniwersytetach. Skoro kogoś faworyzujemy, to automatycznie włączamy mechanizm dyskryminacji innych, więc żegnamy się z równością szans. Czy to nie było jednym z założeń socjalizmu? I przyczyną jego upadku? W tym przypadku chodziło o równość rezultatów rozumianą dość wąsko, jako równość statusu materialnego, ale to wystarcza. Łatwo w teorii ośmieszyć równość rezultatów, ale nie trzeba teoretyzować, wystarczy popatrzeć na ruch feministyczny, w którym ciemnoskóre feministki wyraźnie odcinają się od białych. Idąc tym tropem powinniśmy za jakiś czas zapytać, jak wśród szefów firm reprezentowane są czarne transpłciowe buddystki zen z zespołem odoru rybnego. [X]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz