Jeśli film jest określony jako eksperymentalny, to wiadomo, że można się spodziewać kosmosu - określenie zapewne wyszło już ze slangu nastolatków, ale tu pasuje, bo kojarzy się z Odyseją kosmiczną Kubricka, w której kosmos był bardzo mentalny. Gdybym miał wskazać najbardziej psychiatryczne przypadki twórczości filmowej, byłyby to dzieła z gatunku gtm - i chyba nie tylko z tego powodu, że takich najwięcej oglądam. W ramach unboxingu tego produktu wyciągamy z pudełka Jakoba, który półnagi biegnie przez las, po czym w przepięknym ujęciu skacze z wysoka do górskiego jeziora. Jakob ma siedemnaście lat, skończył jakiś etap edukacji i teraz zaczyna pracę w rzeźni, w której zatrudniony jest również jego ojciec. To chyba niezbyt trafny wybór kariery. Wydaje mi się, że jestem umysłowo odporny, ale w ubojni pracować bym nie mógł. Jakob okazuje się młodzieńcem dość delikatnym, wkrótce będzie potrzebował terapii, a w ramach ucieczki od wieczorów z ojcem przed kineskopowym telewizorem odwiedza internetowe czaty dla gejów, gdzie poznaje anglojęzycznego i muskularnego Kristjana z Wiednia. Mniej więcej tyle zdarza się w planie realnym, a ponieważ Jakob zaliczył wypadek z urazem czaszki oraz nietypowy narkotyk, jest okazja, by wejść mu z kamerą do środka głowy. A tam mamy spodziewany chaos, w którym zdarzają się momenty symboliczne niejasno sugerujące, że mentalne powikłania mają źródło w dzieciństwie Jakoba. Różnie można przekładać świat wrażeń wewnętrznych na język filmu, a im ciekawiej to wychodzi, tym bardziej jest niewiarygodne. W Nevrland - bardziej ciekawie, niż wiarygodnie. Paradoks polega na tym, że dla przykładu w Niepoczytalnej udało się epizody psychotyczne przedstawić wiarygodnie i przez to właśnie interesująco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz