Nie wiem po co ten tytuł

              

poniedziałek, 2 marca 2020

Ewangelia wg świętego Mateusza czy Il vangelo secondo Matteo

Choć to bardzo trudne, postaram się pisać tylko o filmie i jego twórcach, nie o samej ewangelii. Trzeba by przeczytać biografię Pasoliniego, żeby zrozumieć dlaczego nakręcił tę ekranizację historii Jezusa. A wyszło mu tak, że do dzisiaj jest to w kręgach watykańskich film ceniony bardzo wysoko. Późniejsze filmy Pasoliniego z ich radosnym i niepruderyjnym podejściem do seksu takiego uznania nie znalazły, przynajmniej nie oficjalnie. Po nich sądząc, nigdy nie wpadłbym na pomysł, że ten sam facet kiedyś sfilmował ewangelię. Film jest czarno-biały, bez efektów specjalnych, ale to nic, i gdyby nie dziwne pomysły kostiumowe, zwłaszcza te idiotyczne kapelusze w Sanhedrynie, nie byłoby się do czego przyczepić. Oprawa muzyczna robi lepsze wrażenie niż typowy, przesłodzony holiłódzki akompaniament. Biedę widać w ujęciach, które najczęściej są zbliżeniami na twarze, oczywiście głównie Jezusa, więc nie trzeba pokazywać szerokiego planu. Jezus wygląda poważnie, a często wręcz gniewnie, kiedy rozmawia z faryzeuszami. A jeśli nie uwierzysz, że jest synem Boga żywego, oprócz ochrzanu doczesnego od samego Jezusa czekają na ciebie specjalne atrakcje w życiu przyszłym. Budowanie autorytet w stylu coachingu lat dziewięćdziesiątych. Podobno w żadnej ewangelii nie wspomina się o tym, aby Jezus się uśmiechnął, ale w ewangelii Pasoliniego uśmiecha się na widok dzieci witających go w Jerozolimie. Nie pominął Pasolini trudnych kwestii, na przykład krwi jego, która ma spaść na Żydów i synów ich, słów Jezusa o pierwszeństwie miłości do niego przed matką lub bratem (typowe zagranie przywódcy kultu) lub choćby nieszczęsnego figowca, który usechł za przyczyną Jezusa. Pominięto za to epizod z demonami wpędzonymi w stado świń i z umarłymi, którzy wstali z grobów wraz ze zmartwychwstaniem Chrystusa. Pytam was, mili chrześcijanie, wierzycie wy w to? Ciekawe, że starszą Marię zagrała około siedemdziesięcioletnia matka Pasoliniego, która w filmie oglądała i śmierć Jezusa, i pusty grób, choć dalibóg nie da się tego wyczytać z samej ewangelii. Niegdyś ateista Orliński określił ewangelię jako zapis mordu sądowego. Jeśli o to idzie, w tym filmie jest słabo, wszystkie formalności załatwili w minutę. Chcielibyśmy, żeby sądy w Polsce działały tak szybko? Oczywiście, że mord sądowy to zbyt trywialne podsumowanie ewangelii, w końcu przesłanie Jezusa to propozycja systemu etycznego sankcjonowanego metafizycznie. Jak wiemy z historii, bardzo różnie rozumiano to, co według Jezusa jest dobre, a co złe. Nie trzeba historii, wystarczy zaznajomić się z różnymi dzisiejszymi doktrynami chrześcijańskimi. Etyka chrześcijańska to zbyt poważny temat na rozważania w kontekście filmu (i ewangelii w ogóle, bo przecież listów świętego Pawła nikt nie sfilmuje), ale miło mi donieść, że parę przytoczonych przez Jezusa mądrości niszczy kapitalizm. Na dobrą sprawę również jakikolwiek inny system ekonomiczny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger