Pod naciskiem opinii publicznej Matthias, pływak olimpijski, za homofobię zostaje przymuszony do objęcia funkcji trenera francuskiej drużyny piłki wodnej, ale nie takiej zwykłej, lecz homoseksualnej (czytelnik ma zagwozdkę: homoseksualna jest funkcja, drużyna czy piłka wodna? a może opinia publiczna?). Trener się przyda, bo Gay Games w Chorwacji już blisko. Swoją drogą, co na to Matka Boska Królowa Chorwacji? Mnie się marzą czasy, kiedy orientacja seksualna stanie się sprawą drugorzędną w takim stopniu, że pomysł, aby organizować olimpiadę dla gejów, uzyska ten walor egzotyczności, co wprowadzenie małżeństw homo w dzisiejszej Polsce. Temat rywalizacji sportowej został już ograny w kinie z piździesiąt razy, więc twórcy Krewetek mieli skąd czerpać klisze. Oto one. Trener nie ma ochoty, ale się przekona. Drużyna jest beznadziejna, ale się zbierze do kupy. Będą się kłócić, ale się pogodzą. A ponieważ są geje, to klisza ekstra: chłopcy (niektórzy bardziej dojrzali) stale się wygłupiają, podziwiają (prawie) publicznie swoje tatuaże na rowie, urządzają występy drag queen i drażnią swojego trenera manifestując swoją homoseksualność. Zakończenia są możliwe dwa: zwycięstwo lub przegrana połączona z moralnym zwycięstwem (w stylu tych gadek-szmatek, daliśmy z siebie wszystko, jesteśmy drużyną itd.). W tym przypadku oczywiście będzie jedno z tych zwycięstw, ale okupione pewną stratą, co jest tu nieszablonowym akcentem. Nie ulega wątpliwości, że muskulatura Goba w roli trenera jest bliska ideału, ale miałem wrażenie, że to amator, nie aktor profesjonalny. Podtrzymuję wrażenie, cofam wniosek, bo Gob zagrał już w paru filmach, ale ta rola nie była jego życiową. W sumie nie wiem, może była, bo w innych filmach, których nie znam, był jeszcze bardziej drewniany?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz