Wiem, że to tytuł polskiego przekładu znanej książki, ale podoba nam się? Mnie średnio, nie mam lepszego pomysłu, tylko zauważę, że w filmie są też mali meżczyźniątka, a chodzi zwyczajnie o osoby wkraczające w dorosłość. W wieku XIX to było nieco wcześniej niż dzisiaj, choć bogaci z domu chłopcy wcale nie musieli spieszyć się z dorastaniem. Sytuacja kobiet, zwłaszcza tych nieposażnych, była całkiem inna, choćby z tego powodu, że stare panny były pośmiewiskiem, nie wyłączając bogatej ciotki (dość niejasne, czemu była bogata, a jej brat, ojciec tytułowych sióstr, klepał biedę). Powieść wyszła w roku 1868, epoka wiktoriańska w pełnym rozkwicie, choć to Ameryka ze świeżą traumą po wojnie secesyjnej. Książki nie czytałem, co gorsza, czytać nie mam zamiaru, dlatego bezpodstawnie podejrzewam, że feministyczny wydźwięk filmu jest pomysłem z naszych czasów. Wszystkie dziewczęta wiedzą, że mają zostać żonami i matkami. I cóż w tym złego? - zapyta biskup Jędraszewski. W zasadzie nic, ale gdyby jedyną rolą społeczną przewidzianą dla mężczyzn było zostanie biskupem - to mniej więcej odpowiadałoby sytuacji kobiet w tamtych czasach. Na tym nie koniec, bo jak mówi Amy, jeśli jako panna będę miała jakiś majątek, to po ślubie ja z tym majątkiem i dziećmi, które urodzę, będziemy własnością męża. Czy ta mocna kwestia pada w książce? Wątpię. W innej scenie panna Meg pojechała na bal do miasta. Wie już, że niedługo poślubi swojego nudnego i niezamożnego narzeczonego, nie będąc przekonaną, czy go naprawdę kocha. Kiedy więc na balu spotyka Laurie'ego, młodzieńca z sąsiedztwa, rzuca się z nim do tańca. Udaje się Emmie Watson w tej chwili oddać cały smutek tej postaci. Wypadła dużo wiarygodniej niż parę lat temu, kiedy wzruszona opowiadała o powszechnym dostępie kobiet do edukacji, jak gdyby była to świeża sprawa, o którą musiała sama walczyć. Gdyby nam o tym opowiadała jako Meg w swojej sukni z gorsetem, byłaby bardziej przekonująca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz