Skoro głównym bohaterem jest Ormianin Mikael, który w 1914 roku wyrusza ze swojej wioski na studia medyczne do Stambułu, to można się domyślić, że głównym motywem będzie rzeź Ormian, którą przeprowadziły młodotureckie władze w upadającym imperium. Przez wieki osmański system milletów łagodził napięcia etniczne, niechęć do Ormian ograniczała się do słów, ale kiedy system się rozpadł, okazało się, że słowa nie są bynajmniej czcze. Do dziś rzeź Ormian jest wyrzutem na sumieniu świata, bo w odróżnieniu od Holokaustu - potomkowie sprawców nadal się wypierają. Nawet w Rwandzie doszło do rozliczenia ludobójstwa, ale władze Turcji mogą dziś bezczelnie twierdzić, że nic się nie stało. W przeciwieństwie do Niemców, nigdy nie zaistniały okoliczności, które przymusiłyby Turków do przyznania prawdy. Nie sądzę zresztą, że byłaby to dla świata szczęśliwa godzina, gdyby takie okoliczności jednak zaistniały. Twierdzenie, z jakim się spotkałem, że ten film to romansidło, jest uproszczeniem. Jest wprawdzie wątek Ormianki Any, w której kocha się nie tylko Mikael, ale opowieść swoim rozmachem nie różni się zasadniczo od Doktora Żywago. W nawiązaniu do tytułu przytoczono cytat z pisarza Saroyana, który ujmę swoimi słowami: śmiało, próbujcie zniszczyć ten mało znaczący naród, ale obiecujemy wam, że znowu będziemy się śmiać, śpiewać i modlić. Ucieszył mnie ten smutny film, na złość Turkom oczekuję wielu następnych na podobny temat, choć wiem, że to mało możliwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz