Dziwnie się ogląda wenezuelski film, jeśli wiemy w jakim stanie jest ten kraj. Jedna z bohaterek wyjechała wprawdzie do Hiszpanii, żeby poprawić sobie życiowe perspektywy, ale za nic nie domyślilibyśmy się, że znudziły ją kolejki po masło. Głównym bohaterem jest fotograf Diego, szczęśliwy w związku z lekarzem Fabrizio. Szczęście nie trwało jednak długo, bo Fabrizio został ciężko pobity przez homofobów, a tymczasem Diego musi się nieoczekiwanie zająć synem, którego matka ma na głowie chwilowo ważniejsze sprawy niż opiekę nad dzieckiem. Nie jest to znowu takie dziecko, bo już zagląda do portali randkowych, i jak typowy nastolatek - jest skryty, ponury i mrukliwy. Film trąci melodramatem, toteż w niektórych momentach można sobie poradzić bez mózgu, na przykład kiedy omawiając temat akceptacji homoseksualistów gwiazda tamtejszego talk show pyta o zdanie biskupa. Ta gwiazda wkrótce zostanie zastąpiona przez inną, która wygłosi wzruszającą mowę wstępną o potrzebie akceptacji osób, które się od nas różnią. Wyobrażam sobie te rzesze homofobów, którym zmiękły serca i łzy polały się z oczu, kiedy zdali sobie sprawę ze swojej moralnej nędzy. Łącznie z biskupem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz