Czy to takie odkrycie, że ludzie spotykają się na na seks, a potem się rozchodzą i chętnie traktowaliby to jako zdarzenie małej wagi? Poszedłem do kina, wypiłem kawę, miałem członka w tyłku, a na kolację pierogi. Trochę tu zniekształcam temat filmu, ale co do zasady o to właśnie chodzi: ciemnoskóry ponadczterdziestoletni Joe umawia się z June'em, z którym seks dopiero od niedawna jest już legalny, a tymczasem jego córka spotyka się ze szkolnym mięśniakiem Dexterem. Ten ostatni okazuje się chłopcem nawet bardziej subtelnym niż wskazują na to pozory, natomiast June ma pewne nieprzezwyciężone zahamowania, że tak tajemniczo rzecz ujmę. Jak się wydaje, film ma być rodzajem fotografii naszych czasów, co nie jest celem przesadnie ambitnym. Nie ma wstrząsów, zwrotów akcji, przejawów dobroci czy aktów agresji. Był moment, kiedy pomyśleliśmy, „o, dramat będzie!”, ale scenarzyści nie skorzystali. Jako widzowie niezbyt na tym filmie skorzystaliśmy, choć nazwanie go stratą czasu byłoby przesadą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz