Jest to przypadek odmienny od Barkera. Jako nastolatek po osiągnięciu pełnoletniości Lobdell zrobił sobie dziesięcioletnie wakacje od religii. Blisko trzydziestki stwierdził, że ma dość popaprane życie, rozstał się z pierwszą żoną, zapłodnił inną dziewczynę, z którą miał wziąć ślub, ale jeszcze przed tym zdążył ją parę razy zdradzić. Plus problemy z alkoholem. Powinieneś zwrócić się do Boga, poradził mu znajomy. I tak się stało, szło opornie, ale w pewnym momencie Lobdell się przełamał, a żeby dać świadectwo swojej wiary jako dziennikarz zajął się omawianiem religijnych wydarzeń w swoim regionie. Intencje miał szczere, chciał opisywać pozytywne przejawy działalności chrześcijan (i nie tylko) w swoim regionie. Przez parę lat mu się udawało, ale nie tylko pozytywne były te przejawy. Jeszcze przed Bostonem opisał sprawę molestowania seksualnego w Orange County. Sprawa miała zasięg lokalny, ale dała Lobdellowi do myślenia. Zgoda, że kwestia istnienia Boga niby nijak ma się do haniebnych praktyk instytucji religijnych, ale przecież w Piśmie świętym powiedziano, że ludzie ufający Jezusowi będą się wyróżniać pośród innych. Lobdell przejrzał statystyki i stwierdził, że nie widać w nich jakiejś moralnej przewagi chrześcijan nad pozostałymi. Już po utracie wiary, ale nie żalu po niej, próbował Lobdell rozmawiać z jednym z wierzących, którego miał za autorytet. Zadał parę konkretnych pytań, a dostał typowe odpowiedzi: niezbadane są wyroki boskie, w Biblii napisano, że... - argument wątpliwy dla niewierzącego, bo najpierw trzeba wyjaśnić, czemu Biblia ma być autorytetem. Jeśli chodzi o cudowne uzdrowienia, jest takie niby prostackie pytanie: czemu Bóg NIGDY nie uleczył ludzi po amputacji? Czemu te cudowne boskie działania ograniczają się do przypadków objętych współczesną medycyną? Czemu nie ozdrowiał nigdy żaden człowiek z Downem? Zabawne, że rewelacją dla Lobdella była Julia Sweeney ze swoim Letting Go of God. Zazdroszczę mu, że widział to na żywo. Lobdell stara się unikać łatwych szyderstw. Dogmat o nieomylności papieża jest słusznie uważany za żałosny anachronizm, ale autor przypomina, że od czasu jego ustanowienia został zastosowany tylko raz: kiedy ogłoszono dogmat o niepokalanym poczęciu Maryi w 1950 roku.
[96, o ukrywaniu pedofilów w Kościele]
The Catholic Church didn’t start out to create an institution that protected pedophiles. The clergy had been trained in a hierarchical culture that valued obedience and loyalty and disdained scandal and secular interference. The priests also had been taught about the power of redemption. So when faced with a priest who had raped a boy, anyone with knowledge of the incident knew to keep quiet. The victim and his family were dealt with in a manner that would avoid scandal—sometimes they were lied to, and other times shamed or threatened into silence. If those tactics didn’t work, a secret financial settlement was offered. Never did the church officials voluntarily report the crime to civil authorities. Sometimes, they transferred the offending priest to an unsuspecting parish, relying on his word that he had repented and wouldn’t sin again. Other times, the priest was sent secretly to a Catholic treatment center, where psychiatrists and psychologists would eventually assure the priest’s bishop that the pedophile was no longer a danger to children. Then the cleric would be quietly put back in ministry. From the bishops’ worldview, they were taking care of a delicate problem by providing a cure for the priest—through the power of God, psychiatry or psychology—and avoiding tarnishing the church. Justice or help for the child who had been raped or sodomized didn’t figure into the equation, because it wasn’t part of the culture of the Catholic clergy when faced with a scandal. This didn’t happen in just a few dioceses across the country; it was standard procedure in nearly all of them.
[103, w publikacjach dotyczących molestowania przez księży stosowano dziwnie eufemistyczny język: niewłaściwe zachowanie, przekroczenie zaufania itp.]
By contrast, The Times’s editors saw the wisdom of using graphic descriptions when the paper published a story in 2003 about women who claimed Arnold Schwarzenegger, then a candidate for governor of California, made unwanted sexual advances and behaved cruelly in front of them. The Times wrote that one woman said Schwarzenegger “whispered in her ear: ‘Have you ever had a man slide his tongue in your [anus]?’ ”
(...)
I don’t think there’s any conspiracy here; I just think that the very idea of priests sodomizing a boy on an altar until he defecates, or plunging an aspersorium, used to sprinkle holy water, into a girl’s vagina, or a little boy hiding his bloody underwear from his mother was too much for even jaded journalists to consider.
[138, o liście kardynała Law z Bostonu do Geoghana, pedofila w sutannie]
Notes from Law and his aides turned the stomachs of Boston parishioners and Catholics across the country. They included a warm note from Law to Geoghan in 1996 after the priest was forced to step down.
“Yours has been an effective life of ministry, sadly impaired by illness,” the cardinal wrote. “On behalf of those you have served well, and in my own name, I would like to thank you. I understand yours is a painful situation. The Passion we share can indeed seem unbearable and unrelenting.”
In referencing the Passion, Law apparently saw a parallel between the suffering experienced by Christ on the cross with Geoghan’s compulsion to rape children.
[215]
If you are having doubts about God, you don’t want to find yourself on St. Michael Island, Alaska, where a single Catholic missionary raped an entire generation of Alaska Native boys.
To jest pierwsze zdanie rozdziału piętnastego. Wyspa świętego Michała położona jest na morzu Barentsa niedaleko Alaski. Są na niej dwie eskimoskie wioski. Mieszkańcy tych rejonów długo opierali się przyjęciu chrześcijaństwa, ale epidemia zabójczej grypy na początku wieku XX sprawiła, że przestali wierzyć w swojej opiekuńcze bóstwa. Trafili pod opiekę jezuitów, którzy traktowali placówki na dalekiej północy jako rodzaj zesłania. W ten sposób tamtejszą parafię objął znany już wcześniej z pedofilskich wyskoków ksiądz Joseph Lundowski. Jak ustalono, przełożeni dowiedzieli się o przeszłości Lundowskiego z tak zwanego Manifestation of Conscience („odsłony sumienia”) - praktyki wprowadzonej przez założyciela zakonu. Tłumaczono się tajemnicą spowiedzi, choć formalnie nie jest to spowiedź. Jak stwierdził dziennikarz Manly, niepojęte jest, jak można piękne reguły Ignacego Loyoli i jego duchowe ćwiczenia tak wypaczyć w celu ochrony zboczeńców.
[256, przezabawne stanowisko arcybiskupa Levady w sprawie alimentów dla dziecka jednego z księży jego diecezji]
Then-Archbishop of Portland William Joseph Levada, now a cardinal in the Vatican and close advisor to Pope Benedict XVI, argued in a motion that the “birth of the plaintiff’s child and the resultant expenses . . . are the result of the plaintiff’s own negligence,” specifically because she engaged in “unprotected intercourse.” The church’s attorney later told me that he was using every available legal argument to be an advocate for his client. Legal documents filed on behalf of Levada, one of the top Catholic leaders in the world, argued that Stephanie was negligent because she had not used birth control—even though birth control is a mortal sin in Catholicism.
[96, o ukrywaniu pedofilów w Kościele]
The Catholic Church didn’t start out to create an institution that protected pedophiles. The clergy had been trained in a hierarchical culture that valued obedience and loyalty and disdained scandal and secular interference. The priests also had been taught about the power of redemption. So when faced with a priest who had raped a boy, anyone with knowledge of the incident knew to keep quiet. The victim and his family were dealt with in a manner that would avoid scandal—sometimes they were lied to, and other times shamed or threatened into silence. If those tactics didn’t work, a secret financial settlement was offered. Never did the church officials voluntarily report the crime to civil authorities. Sometimes, they transferred the offending priest to an unsuspecting parish, relying on his word that he had repented and wouldn’t sin again. Other times, the priest was sent secretly to a Catholic treatment center, where psychiatrists and psychologists would eventually assure the priest’s bishop that the pedophile was no longer a danger to children. Then the cleric would be quietly put back in ministry. From the bishops’ worldview, they were taking care of a delicate problem by providing a cure for the priest—through the power of God, psychiatry or psychology—and avoiding tarnishing the church. Justice or help for the child who had been raped or sodomized didn’t figure into the equation, because it wasn’t part of the culture of the Catholic clergy when faced with a scandal. This didn’t happen in just a few dioceses across the country; it was standard procedure in nearly all of them.
[103, w publikacjach dotyczących molestowania przez księży stosowano dziwnie eufemistyczny język: niewłaściwe zachowanie, przekroczenie zaufania itp.]
By contrast, The Times’s editors saw the wisdom of using graphic descriptions when the paper published a story in 2003 about women who claimed Arnold Schwarzenegger, then a candidate for governor of California, made unwanted sexual advances and behaved cruelly in front of them. The Times wrote that one woman said Schwarzenegger “whispered in her ear: ‘Have you ever had a man slide his tongue in your [anus]?’ ”
(...)
I don’t think there’s any conspiracy here; I just think that the very idea of priests sodomizing a boy on an altar until he defecates, or plunging an aspersorium, used to sprinkle holy water, into a girl’s vagina, or a little boy hiding his bloody underwear from his mother was too much for even jaded journalists to consider.
[138, o liście kardynała Law z Bostonu do Geoghana, pedofila w sutannie]
Notes from Law and his aides turned the stomachs of Boston parishioners and Catholics across the country. They included a warm note from Law to Geoghan in 1996 after the priest was forced to step down.
“Yours has been an effective life of ministry, sadly impaired by illness,” the cardinal wrote. “On behalf of those you have served well, and in my own name, I would like to thank you. I understand yours is a painful situation. The Passion we share can indeed seem unbearable and unrelenting.”
In referencing the Passion, Law apparently saw a parallel between the suffering experienced by Christ on the cross with Geoghan’s compulsion to rape children.
[215]
If you are having doubts about God, you don’t want to find yourself on St. Michael Island, Alaska, where a single Catholic missionary raped an entire generation of Alaska Native boys.
To jest pierwsze zdanie rozdziału piętnastego. Wyspa świętego Michała położona jest na morzu Barentsa niedaleko Alaski. Są na niej dwie eskimoskie wioski. Mieszkańcy tych rejonów długo opierali się przyjęciu chrześcijaństwa, ale epidemia zabójczej grypy na początku wieku XX sprawiła, że przestali wierzyć w swojej opiekuńcze bóstwa. Trafili pod opiekę jezuitów, którzy traktowali placówki na dalekiej północy jako rodzaj zesłania. W ten sposób tamtejszą parafię objął znany już wcześniej z pedofilskich wyskoków ksiądz Joseph Lundowski. Jak ustalono, przełożeni dowiedzieli się o przeszłości Lundowskiego z tak zwanego Manifestation of Conscience („odsłony sumienia”) - praktyki wprowadzonej przez założyciela zakonu. Tłumaczono się tajemnicą spowiedzi, choć formalnie nie jest to spowiedź. Jak stwierdził dziennikarz Manly, niepojęte jest, jak można piękne reguły Ignacego Loyoli i jego duchowe ćwiczenia tak wypaczyć w celu ochrony zboczeńców.
[256, przezabawne stanowisko arcybiskupa Levady w sprawie alimentów dla dziecka jednego z księży jego diecezji]
Then-Archbishop of Portland William Joseph Levada, now a cardinal in the Vatican and close advisor to Pope Benedict XVI, argued in a motion that the “birth of the plaintiff’s child and the resultant expenses . . . are the result of the plaintiff’s own negligence,” specifically because she engaged in “unprotected intercourse.” The church’s attorney later told me that he was using every available legal argument to be an advocate for his client. Legal documents filed on behalf of Levada, one of the top Catholic leaders in the world, argued that Stephanie was negligent because she had not used birth control—even though birth control is a mortal sin in Catholicism.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz