Nie pamiętam już w jakim to filmie, a precyzyjniej - w zwiastunie, była zakonnica, która nawiedzonym głosem tłumaczyła, że księżyc jest w siódmym domu, więc bądźmy gotowi na katastrofę. Bo to była zakonnica oblatana w new age'u. Muszę przyznać, że bardzo mi jej brakowało w tym filmie. Główna postać to Gloria, która odkrywa mistyczną więź z gigantycznym monstrum nękającym Seul. Jeśli nie zadamy pytania, jak to możliwe, to reszta jest jasna. No nie do końca, bo gdyby wyciąć z filmu wątki mistyczno-fantastyczne, to wyszedłby nam film obyczajowy o dziewczynie, która nie może poukładać swojego życia. Chłopak wyrzuca ją z mieszkania w Nowym Jorku, więc wraca na swoją rodzinną prowincję i wprowadza się do domu po rodzicach. Wracają stare wspomnienia i zapomniane miłości, czyli Oscar, który zatrudnia Glorię w swoim barze. Sęk w tym, że relacje między Glorią i Oscarem ulegają poważnym komplikacjom na jakiejś dziwnej mistycznej zasadzie, niezbyt swoją tajemniczością odbiegającej od więzi z potworem z Seulu. Zakonnica miałaby wiele roboty z objaśnieniem tego filmu, jednym księżycem by się nie wykpiła.
PS. Mądrzy i czujni ludzie zwrócili mi uwagę, że przyczyna konfliktu Glorii i Oscara jest całkiem oczywista. W swojej obronie dodam, że dość kretyńsko postępują te skłócone postaci. Uwaga średnio trafna, bo kręcenia filmów o ludziach statecznych i rozsądnych zaprzestano już w wieku XIX.
PS. Mądrzy i czujni ludzie zwrócili mi uwagę, że przyczyna konfliktu Glorii i Oscara jest całkiem oczywista. W swojej obronie dodam, że dość kretyńsko postępują te skłócone postaci. Uwaga średnio trafna, bo kręcenia filmów o ludziach statecznych i rozsądnych zaprzestano już w wieku XIX.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz