To rzadkość, tytuł polski jest udany, choć równie wierny oryginałowi, co Karenina mężowi. Tłumacz google'a przetłumaczył włoski tytuł jako „idealni nieznajomi”, ale chodzi raczej o „zupełnie obcych”. Tytułowe towarzystwo to znajomi, którzy spotykają się na kolacji, a dodatkową atrakcją jest zaćmienie księżyca. Są to trzy pary i jeden singiel, ktoś wpada na pomysł, aby wszyscy położyli swoje telefony na stół i odczytywali na głos przychodzące wiadomości, a rozmowy włączali na tryb głośny, dla wszystkich słyszalny. Przecież to niegroźna zabawa, bo się kochamy i lubimy, więc nikt nie ma nic do ukrycia. Trudno, żeby ktoś zaprotestował w tym momencie, bo od razu stawia się w cieniu podejrzenia. Nikt też nie poczynił słusznej uwagi, że włączanie trybu głośnego bez uprzedzenia rozmówcy zakrawa o chamstwo. Zgadujemy szybko, że nasi bohaterowie będą mieli sporo za uszami. Jedna z pań otrzymuje od swojego byłego wiadomość, że strasznie mu się chce ruchać, ale - jakkolwiek to dziwnie brzmi - wybroniła się. Wychodzi na jaw, że jeden z facetów kupił komuś kolczyki, więc podpadł nie tylko żonie, ale i kochance (to trochę inaczej było, ale pomijam szczegóły), a z kolei inny facet podmienił telefony i teraz musi się tłumaczyć z tego, że kolega z pracy dopytuje się o jego wieczór i nazywa go chujem. To tylko niektóre z atrakcji wieczoru, który kończy się nieco zaskakująco. Film jest tak udany, że wcale mi nie przeszkadzało, że wygląda jak ekranizacja sztuki teatralnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz