sobota, 19 lutego 2022
Suk suk
Azja dalekowschodnia to ciekawy przypadek w kwestii przyznawania praw gejom. Chrześcijaństwo nie jest tam szczególnie wpływowe, ale to gejom nie pomaga, najwidoczniej przywiązanie do tradycji nie musi mieć mocnej oprawy religijnej. Gejów toleruje się w tym sensie, że udaje się, że nie ma tematu. Mają swoje miejsca, obracają się w swoim gronie, do którego nikt z zewnątrz nie ma wstępu. Główni bohaterowie to dwaj starsi panowie w wieku emerytalnym, choć Pak wciąż jeszcze jeździ zawodowo taksówką, podczas gdy Hoi może dzielić swój czas pomiędzy opieką nad wnuczką, kościołem (jedna z piździesięciu tysiów odmian chrześcijaństwa) i spotkaniami towarzyskimi z innymi gejami. Poznali się i zbliżyli do siebie na tyle tylko, ile mogą sobie pozwolić, nie ujawniając niczego przed żonami i dziećmi. Akcja filmu rozgrywa się w Hongkongu, pokazanym od strony mało reprezentatywnych blokowisk z klitkami pełniącymi rolę mieszkań. Twórcy mieli zapewne ambicje wpłynięcia na zwiększenie społecznej akceptacji gejów, kiedy w usta jednej z postaci włożyli przemowę o miłości, do której powinien mieć prawo każdy bez względu na płeć. Wzruszyłbym się, gdybym słyszał to pierwszy raz w życiu. Jest jeszcze jeden szkopuł z filmem - nie zauważyłem w nim większego dramatu. Jeśli jest, to tak subtelny, że go łatwo przeoczyć, choć nie da się zaprzeczyć, że zakończenie jest lekko niepokojące. Na koniec od rzeczy przytoczę wspomnienie jakiegoś polskiego prawiczka, chyba publicysty, który rżnął głupa mówiąc, że w Polsce nie ma dyskryminacji gejów pod względem małżeństwa - nikt przecież nie zabrania im się żenić. Dobranoc.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz