poniedziałek, 14 lutego 2022
Cykady czyli Cicada
Być może temat periodycznych cykad jest bardziej fascynujący niż temat samego filmu. Cykady wyewoluowały tak, że wychodzą stadnie spod ziemi co 13 lub 17 lat, a nie przypadkiem są to liczby pierwsze i to dość duże, jeśli liczyć w latach. Hipoteza, że tym długim okresem wylęgania chcą (jakby tu o chcenie chodziło) sprawić, by drozdy zapomniały o takiej okazji do wyżerki (bo w trzech pokoleniach pamięć gatunku się zaciera), jest raczej słaba. W końcu wystarczyłoby zapewne 12 lat, żeby to osiągnąć. Ale jeśli weźmie się pod uwagę inne drapieżne stawonogi o kilkuletnich cyklach rozmnażania, to widać szybko, że nasze cykady niezwykle rzadko staną się punktem w menu innych gatunków. Akcja filmu toczy się w Nowym Jorku i okolicach, więc dzięki cykadom moglibyśmy ustalić dość precyzyjnie, kiedy miała miejsce. Twórcom chodziło może o to zderzenie myśli w czaszkach widzów: taka niezwykła miłość jest rzadka niczym wyrój cykad. Aby nas o tym przekonać, scenarzyści rzucają miłości kłody pod nogi. Te kłody w wieku XXI mają postać traum bohaterów. Ben przeżywa wciąż molestowanie z czasów dzieciństwa, a czarnoskóry Sam - rasowe różnice i religijną atmosferę w domu rodzinnym, która niezbyt sprzyja wyznaniu, że kocha innego mężczyznę (innego niż Jezusa, jedynej homoseksualnej miłości dopuszczalnej u chrześcijan). Temat miłości jest dość ograny, ale w filmie ujęty sympatycznie. Przy okazji molestowania zajrzałem sobie ponownie do książki 50 wielkich mitów psychologii popularnej, w której jako mit #34 występuje niszcząca życie trauma seksualnego wykorzystania nieletnich. Kiedy podsumowano statystyczne badania, okazało się, że ta trauma jest przesadzona, a znakomita większość molestowanych radzi sobie w życiu całkiem dobrze. Były to lata dziewięćdziesiąte, publikacja naukowa zyskała sławę medialną (zapewne ku zaskoczeniu autorów) do tego stopnia, że kongres SZA potępił ją jednogłośnie. Równie dobrze mógłby potępić drugie prawo termodynamiki. Jako stare oblechy zauważymy, że Ben to kawał dorodnego faceta, który słusznie w filmie eksponuje swój piękny tors. Mamy tu ekwiwalent tego, co heteroseksualny Przybora ujął kiedyś zgrabnie: niebywale bujny biust; on rekompensatę niósł i w pamięci tkliwej rósł.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz