Gdyby nie Magic Mike XXL, powiedziałbym, że to odmieniający życie film. Na swój sposób jest nawet lepszy od Mike'a, bo mamy jeszcze więcej męskiej golizny w stosunku do dość pretekstowej akcji. Główni bohaterowie to męscy „tancerze egzotyczni”, jak po amerykańsku określa się chippendalesów, którzy swoje występy adresują do kobiet, a mężczyźni mają wręcz zakaz wstępu. Pokazują wszystko za wyjątkiem krocza. Klub w Atlancie, gdzie pracują nasi tancerze, mocno podupada, więc nie ma rady, trzeba pojechać do Vegas i wygrać ten konkurs męskich zespołów tańca egzotycznego. Michael, postać główna, ma wsparcie matki i Jezusa, więc nie może przegrać, choć lekko nie ma, bo na występ przybiega tuż po egzaminie z francuskiego. Jeden z kumpli zdradza i ich opuszcza tuż przed występem, ale może jednak sobie zda sprawę, co czyni? Jezusowi też? Zgodnie z oczekiwaniami chłopcy w ostatniej chwili zmieniają plany i ad hoc robią występ z gitarą. Nawet syn pastora marzy o karierze scenicznej, ale z takim jednopakiem na brzuchu nie wróżymy mu sukcesów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz