sobota, 24 grudnia 2022
Komedianci debiutanci czyli Un triomphe
Aktor Étienne przychodzi do więzienia by prowadzić warsztaty aktorskie z kryminalistami. Po typowych udrękach dochodzi do porozumienia z zespołem i Étienne postanawia sięgnąć po coś ambitniejszego, czyli Czekając na Godota. Nie chodzi tylko o inscenizację na użytek kolegów z więzienia, ale o coś więcej, bo znajomy dyrektor teatru zgadza się na jednorazowe użyczenie sceny. W dalszej części fabuły zaczynają się niespodzianki, więc nic więcej na jej temat. Swego czasu przeżyłem ulotną fascynację Beckettem, ale minęła bezpowrotnie. Zapoznałem się z obszernymi elukubracjami (lub uskrzydloną interpretacją, niepotrzebne skreślić) Libery na temat Godota, więc wiem, jak można lub należy odczytać tę sztukę - i nawet to na swój sposób doceniam, ale zdecydowanie nie zgadzam się z opinią, że Beckett jest jednym z najważniejszych dramaturgów XX wieku. Wystawianie Godota jako komedii jest do pomyślenia, ale bardziej na zasadzie odstępstwa od samej sztuki, która komedią nie jest. Nasi więźniowie grają na czuja, jak zapewne większość aktorów, którzy w tym występują. Z okazji wystawienia sztuki zdarzają im się nadprogramowe wyjścia z więzienia, w czasie których na przykład robią publiczne spacery nago, bo czemu nie. Wkurzą tym jedną panią sędzię i kwas będzie. Jak to (zbyt) często stwierdzam: film nie jest zły, ale... Tym razem „ale” jest takie, że to w sumie zbyt uboga w zdarzenia historyjka, żeby nas zachwyciła. W ramach faktów tak zwanych autentycznych, na których oparto film, Beckett, który żył jeszcze, kiedy to się działo, rzekł, że „to najlepsze, co spotkało moją sztukę”. A miałem go za sympatycznego gościa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz