W 809 roku Drożko zmusił w końcu Godfreda do podjęcia rokowań pokojowych. Nie docenił jednak stopnia przebiegłości i wyrachowania wikińskiego króla. Ten bowiem wysłał jako posła i dyplomatę mającego prowadzić pertraktacje rozejmowe zawodowego mordercę do Reriku lub Mechlina. Udany zamach na Drożka pozbawił Obodrytów wielkiego księcia i zarazem wybitnego przywódcy, który przez czternaście lat kierował państwem. Następcą został jego brat Sławomir, ponieważ syn zabitego władcy, Czedróg, był jeszcze do sprawowania władzy za młody. (...) Nie wiemy, z jakich dokładnie powodów, czy wywołanych wewnętrznymi niesnaskami, czy też przekupieni i zachęceni frankijskim złotem niezadowoleni obodryccy możnowładcy wespół z paroma pomniejszymi książętami uwięzili i wydali Sławomira saskiemu pospolitemu ruszeniu bez walki. [931]Później Sławomir sprzymierzył się z Duńczykami przeciwko Frankom. Jednym z państw, jakie pojawia się w opowieści na scenie dziejów, było państwo wielkomorawskie, potęga, której przestraszyli się Frankowie. Cesarz Arnulf, lecząc dżumę cholerą, sprowadził do Europy Węgrów, którzy wprawdzie pomogli zniszczyć państwo wielkomorawskie, ale potem sami chętnie nękali cesarstwo najazdami (a Czesi i Połabianie nie utrudniali im przemarszu przez ich tereny). Czas na chwilę zadumy nad efemerycznością niektórych potęg. Państwo wielkomorawskie znikło z mapy na zawsze, ale czemu Polsce udało uniknąć się tego losu? Gdyby nie wsparcie Niemców udzielone Kazimierzowi Odnowicielowi, Polska mogła okazać się podobną efemerydą. Wszelkie argumenty o idei polskości decydującej o przetrwaniu są racjonalizacjami post hoc. Moja lekka obawa dotyczyła tego, czy książka nie jest wytworem jakiegoś turbolechity - ale nie. Autor sprawia solidne wrażenie, a to, że wspomina o nieszczęsnym Siemowicie, interpretuję przychylnie dla niego - w końcu najpewniej miał Mieszko jakichś poprzedników na swoim stolcu, nawet jeśli ich władztwo było dużo skromniejsze. Niech będzie, że był wśród nich Siemowit.
[411]
Główny gród Redarów wraz z legendarną świątynią – prawdopodobnie najważniejszy w federacji plemion Związku Wieleckiego, a później Lutyckiego – czyli Radogoszcz, nie został do dzisiaj odnaleziony pomimo szczegółowego opisu zawartego w kronice Thietmara.
[564]
[564]
Historię otwiera wzmianka z 632 roku frankijskiego kronikarza nazwanego później Fredegarem (Fredegarius Scholasticus). Została ona zamieszczona w IV księdze napisanej przez niego kroniki (Chronicon), dotyczy zaś rozpoczęcia wojny i wynikłych z tego walk pomiędzy królem
Samonem a królem Franków Dagobertem I z dynastii Merowingów. W ten sposób rzuceni zostajemy od razu na głębokie wody, ponieważ Samon byłnie byle kim, lecz władcą pierwszego królestwa Słowian Zachodnich, istniejącego w latach 624–658 w środkowej Europie. Królestwo Samona
obejmowało tereny późniejszych Czech, Moraw, części Austrii, Łużyc, Węgier oraz niewielkie obrzeża południowej Polski. Nic więc dziwnego, że tereny plemion serbskich na Połabiu, a także Dalemińców i Milczan, położone częściowo pomiędzy obu adwersarzami, wciągnięte zostały w wir działań
wojennych.
[852]
[852]
Sławomir udał się do obozującego w Verden nad rzeką Aller cesarza, by potwierdzić sojusz pomiędzy Obodrytami i Frankami. Gdy Sławomir nadciągał z obodryckim rycerstwem, doszło do kilku znamiennych
wydarzeń. Po pierwsze, w cesarskim obozie padł z wycieńczenia, ku wielkiemu zmartwieniu zgromadzonego wojska, biały słoń imieniem Abul Abbas, podarowany ongiś cesarzowi przez kalifa Haruna ar-Raszida. Był to pierwszy imiennie odnotowany przez kroniki słoń na północ od Alp, ulubieniec i maskotka Karola Wielkiego i frankijskiej armii.
Po drugie, duński król Godfryd został przerąbany na dwie części przez syna. Po trzecie, Wieleci zaatakowali Saksonię.
[1720]
[1720]
Biedni Wkrzanie, cóż oni tak naprawdę przeskrobali?
Cesarz niemiecki Otton najechał na nich dwukrotnie, w 936 i 954 roku. Autor sugeruje, że Wkrzanie mogli wchodzić w układy z sąsiadami ze prawego brzegu Odry, czyli przyszłymi Polakami, o których już za chwilę będą pisać kronikarze.
[1787]
[1787]
Otto, zwany Wielkim, dał się zapędzić w beznadziejną pułapkę. Z jednej strony, był otoczony bagnami, trzęsawiskami, mokradłami i sztucznie wzniesionymi drewnianymi barykadami obsadzonymi gęsto najlepszymi słowiańskimi łucznikami. Z drugiej strony, płynęła wartka rzeka [Reknica], a na jej przeciwległym brzegu stały nieprzebrane zastępy słowiańskiego rycerstwa obserwującego w milczeniu przeciwnika. Aż ciarki przechodzą na myśl, czym to się mogło zakończyć... nie byłoby cesarza... a Połabie stworzyłoby niezależne państwo... i te dodatkowe kąski: zdradliwy książę Czech, syn Ottona i podówczas jeszcze następca tronu niemieckiego Liudolf, wcielenie zła najgorszego Gero...
I ów Gero uratował cesarza, bo pod pozorem pertraktacji zdołał przekupić Ranów, fałszywych, jak się okazało, sprzymierzeńców Wieletów, którzy razem z Obodrytami trzymali Ottona w szachu.
[2179]
[2179]
W 991 roku ruszyła kolejna wielka polsko-niemiecka wyprawa na Połabie, tym razem już bezpośrednio na Brennę. Przygotowania do niej podjęto podczas zjazdu w Kwedlinburgu. W wyprawie wziął też udział nieletni cesarz Otto III oraz podstarzały już Mieszko, a wraz z nimi ogromna liczba rycerstwa i dostojników.
[3314]
[3314]
Na początku XV wieku zabroniono na Połabiu używania słowiańskiego języka podczas ogłaszania wyroków sądowych.
[3687]
[3687]
Tu składano Swarożycowi w ofierze najlepszy jego przysmak – duchownych chrześcijańskich, wijących się w męczarniach pod surowym spojrzeniem wielotwarzowego bóstwa. Ze źródeł wynikałoby, że Radogoszcz została zniszczona w 1068 roku podczas najazdu biskupa Burcharda z Halberstadt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz