Tytuł oznacza „pięć”, bo jest sklejką pięciu krótkometrażówek, więc gdybym wiedział od razu, wybrałbym coś innego. Zawsze człowiek się łudzi, że te historyjki zostaną spięte jakąś klamrą, i ogląda do końca, żeby się przekonać, że jednak nie. Główny problem jest taki, że zanim się zdołam wczuć w opowieść, następuje jej koniec - i to najczęściej w takim momencie, że nie wiem, po co to obejrzałem. Czyli jest jak w słynnym cytacie z Gomułki: gdybyśmy mieli mięso, robilibyśmy najlepsze konserwy, ale nie mamy na nie blachy. Co lepsze, ten wytwór występuje na listach filmów gtm, a jedyne, co ma usprawiedliwić tę etykietkę, jest wątek z części drugiej o chłopcu, który wygłodniałym wzrokiem spoglądał na bysia, z którym macała się jego siostra. I nic poza tym. W pierwszym rozdziale spotykają się przypadkowi on i ona, idą sobie na kawę porą nocną, po czym ona naciąga go na dość detaliczne zwierzenia na temat seksu oralnego. W trzecim mamy seks kobiety z drugą kobietą, której do pełni kobiecości brakuje amputacji organu. Następnie facet w sile wieku po seksie z żoną wspomina dawne kopulacje połączone z namiętnością, której wyraźnie mu brakuje. W ostatniej erotoman-gawędziarz opowiada o swoich nieprzesadnie wyuzdanych snach. Jak widać tematem jest seks w różnych odsłonach, pokazany nawet dość odważnie, ale nic z tego. Trzeba sobie brutalnie to powiedzieć: seks jest nudny i nie może być ersatzem ciekawej opowieści. Nie powiem, żeby ta produkcja była totalnie beznadziejna, ale na pewno zasługuje na powściągliwość w pochwałach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz