Nawet się trochę zdziwiłem, że momentami ten film jest taki poważny. To chyba jest moment, żeby pisać o wyczekiwanych przez Szymborską perłach powagi, która bywa szampańska, ale czasem niewybredna, jak w omawianym przypadku, kiedy okazuje się, zaprawdę!, że praca ratownika plażowego to nie jest wcale oglądanie dup i dupeczek, lecz służba mająca na celu ratowanie ludzi i odbieranie dzieciątkom paczuszek z narkotykami wyrzucanymi na brzeg przez ocean. A tego się raczej nie spodziewaliśmy. Za to całkiem przewidywalne było, że nadęty mistrz olimpijski, który podpadł stróżom prawa i został skierowany na resocjalizację w drużynie ratowników, będzie zgrywał primadonnę, ale szybko zrozumie, jak ważna jest jego rola. Chodzi o to, że trzeba zdemaskować złą kobietę, która ma niecne plany względem zatoki, i tu niespodzianka, bo aby je wprowadzić w życie ucieka się podła do przekupstwa, szantażu i morderstwa. I w ten oto sposób objawia się powaga sytuacyjna, którą tryska scenariusz. Niestety w fabułę wkradł się humor, który mamy w dialogach, ale sytuacyjny też wystąpił w postaci naprężonego członka zakleszczonego między deskami łóżka plażowego. A może to było na poważnie? Sam już nie wiem - na pomoc, redaktor Janicka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz