piątek, 1 lipca 2022
Bingo! czyli Such Good People
Śniło mi się, że siedzę na ławce w parku, słucham Les Barricades mystérieuses polecanego przez nazistę Maxa ([1909]), a nie wiadomo skąd przybiega szpetny kundelek i się łasi. Sympatyczny, stara się, ale łapka szpotawa i ucho nadgryzione. Przypatruję mu się i widzę, że to na film Bingo! patrzę. To coś mocno kuśtyka - i to na wielu płaszczyznach. Spójrzmy na scenariusz. Czy naprawdę zdarzają się takie przypadki niezdrowej fascynacji blichtrem jak u Richarda, który marzy, by móc choć parę dni pomieszkać w domu bogatej pary? A jeśli tak, to czy warto zatrudniać ich w roli głównych bohaterów? Z kolei jego facet Alex jest taki niemiłosiernie ideowy! Kiedy przypadkiem wpada im w ręce duża kasa, Alex od razu chce wszystko przeznaczyć na sieroty w Bhutanie. Pomysł, żeby zostawić sobie chociaż małą część, jest poza dyskusją. W fabułę wplątana jest inna para, przyrodnia siostra Alexa z mężem i niepełnosprawny prawnik, którzy zapewnią nam wiele epileptycznych zwrotów akcji. Inna płaszczyzna kuśtyku to humor. Widać, że bardzo się starają, że mamy się turlać po raz dziesiąty słysząc o „ludziach morza”, ale to nie zadziałało - trochę z powodu kolejnego zarzutu, o aktorstwo. Michaela U. da się jeszcze strawić, ale jakże mi smutno, że Randy H., znany z roli Justina z amerykańskiej wersji Queer as Folk, wypadł słabo, zwłaszcza kiedy jego bohaterem wstrząsały emocje po porwaniu jego psa. Paradoksalnie jednak Alex, w którego wcielił się Randy, daje szansę widzowi, by poczuć sympatię do jednego choćby bohatera tej historii. Wobec tego nominuję film w kategorii źle odegranych, lecz sympatycznych postaci.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz