poniedziałek, 27 czerwca 2022
Straszny dwór w Operze Krakowskiej
Droga prokuraturo, j'accuse! Donoszę, że padłem ofiarą spojlingu, bo jeszcze przed spektaklem zdradzono mi, skąd wzięło się określenie „straszny dwór”. Bynajmniej nie stąd, że w nim straszyło, atoli wiele poszlak by na to wskazywało. Stary zegar grający dziwne melodie, babki wychodzące z portretów… Jak to zwykle bywa, fabuły oper są wtórne względem muzyki, każdy może sobie przeczytać w necie, więc omówię po łebkach. Czas akcji wygląda na wiek XVII, wojna za wojną, znajomy historyk skomentował ówczesny spadek populacji wcielając się w rycerza, który ze wzwodem biegł bronić ojczyzny, zamiast dokonywać czynności reprodukcyjnych. A tu jeszcze dziwna niechęć braci, Zbigniewa i Stefana, do żeniaczki, o czym nam komunikują w arii: „Nie ma niewiast w naszej chacie! Ani jednej! Ani pół!”. Pół to nawet bym chciał ujrzeć. Niewiasty, owszem, są, ale te z gminu, a one się nie liczą. Wiele chórów cieszy ucho, Moniuszko wiedział, co spodoba się widzom. Znana aria o starym zegarze okazuje się całkiem dowcipna w kontekście, w którym Skołuba, domownik „strasznego” dworu Miecznika, opowiada gościowi Maciejowi, że dziwny jest ten popsuty zegar, bo czasem wydaje podejrzane odgłosy, jakby był nawiedzony. Dzieło brzmi dość frywolnie na operę, ale mamy przynajmniej dwie poważne arie: Stefana z aktu III o ojcu, który przestał śpiewać „pieśń serdeczną” po śmierci żony, oraz Hanny z aktu IV o polskich niewiastach, które gotowe są ponieść ofiarę z małżonka przelewającego krew za ojczyznę. Jakże przypomina nam to Lorda Farquaada, gotowego na poświęcenie własnych żołnierzy. Lub polskich biskupów, którzy dzielnie zniosą cierpienie polskich kobiet rodzących płody bez czaszek. W czasach powstania opery nie było innej opcji niż turbopatriotyzm, który tak usilnie chcieliby nam zaszczepić Zalewskie z Czarnkami. Nie kibicuję tym państwu, bo nie odpowiada mi ich kołtuńska wersja Polski, co mówię jako polski patriota. Straszny dwór jest dziełem swoich czasów, ale czas obszedł się z nim łaskawie. Krakowskie przedstawienie nie stara się na siłę uwspółcześniać realiów - i dobrze.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz