wtorek, 15 września 2020
Sergio i Siergiej czyli Sergio & Sergei
Nie sprawdziłem, ale ponoć nie zmyślili tego Siergieja, który z powodu perturbacji politycznych na początku lat dziewięćdziesiątych przestał być radzieckim kosmonautą, a zaczął być rosyjskim, bo państwo, które go posłało na orbitę, zeszło z orbity dziejów. Miejmy nadzieję, że na wieki wieków, amen. Gorzej, że oznaczało to dla niego dłuższy pobyt na stacji kosmicznej, więc nawet chcąc nie chcąc ustanowił rekord czasu spędzonego w kosmosie. Wsparcie naziemne zaczęło szwankować, więc Siergiej wysyła sygnały po całym świecie, a przypadkiem odbiera je Sergio z Kuby, kraju, który przeżywa kryzys po upadku głównego sojusznika. Narratorką jest córka Sergia, w tamtym czasie około dziesięcioletnia, choć mają to być jej wspomnienia jako już dorosłej. Kiedy głos z offu tłumaczy mi przeżycia bohaterów, zaczynam podejrzewać, że komuś się nie chciało tego dobrze zagrać lub że przedobrzyli. Wszystko wygląda na rzeczywistość taką, jaka nam się zazwyczaj objawia, z wyjątkiem jednej, niezbyt szlachetnej postaci, która polatuje w porywach dziecięcej (lub, niestety, dziecinnej) fantazji. Producent zapewne obudził się pewnego ranka i powiedział, że ma być szaleństwo. Choćby szczypta. Ten zabieg twórczy wywołał u mnie refleksję, że pod lupą realizmu magicznego nie da się ujrzeć grozy totalitaryzmu. Pozostaje fascynujące pytanie o inny rodzaj magii, konkretnie filmowej, dzięki której oglądamy nieważkość na ekranie. Postanowiłem, że nie chcę tego wiedzieć. [X]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz