wtorek, 22 września 2020
Jezioro dzikich gęsi czyli Nan Fang Che Zhan De Ju Hui
Jeśli o cokolwiek chodź w tym filmie, to raczej nie o fabułę. W pierwszej scenie zbieg Zenong spotyka się z nieznajomą Aiai w atmosferze podejrzliwości. Powoli dowiadujemy się, komu Zenong zalazł za skórę, a byli to między innymi jego niedawni koledzy po przestępczym fachu, Oko Kota i Ucho Kota (zabawny ten pomysł, aby spolszczyć te chińskie imiona, choć przypuszczam, że inne też są znaczące). Aiai została przysłana przez pana Hua Hua, który niby to pomaga Zenongowi i jego żonie. „Niby to” jest kluczowym określeniem, odnosi się prawie do każdej postaci, na przykład relacja Zenonga z żoną odbiega znacznie od stereotypu kochającego się małżeństwa. Mój problem z tym filmem polega na tym, że nie mam komu albo też przeciw komu kibicować. Trochę z tego powodu, że żadna z postaci nie wydaje się jednoznacznie określona, a najmniej Aiai. Wskutek tego oglądałem film z emocjami, które miewam przy czytaniu instrukcji obsługi piekarnika z funkcją pary. Co zobaczyłem chłodnym okiem? Chiny jako trzeci świat, nie te baśniowo-historyczne, rodzinno-tradycyjne czy kulinarno-nostalgiczne. Ujęcia zachwyt budzące u wszystkich poza Gałkiewiczem, na przykład policyjna obława nocą ze świecącymi butami lub spektakularne morderstwo dokonane parasolem. Na koniec gwóźdź programu, pudło stylizowane na telewizor, w środku wazon z głową prawdziwej kobiety, która śpiewa po wrzuceniu monety, kiedy pudło zaczyna się obracać. Nam w Europie może się wydawać, że to jeden z pomysłów Dalego, ale musimy liczyć się z tym, że obejrzeliśmy jedną z banalnych chińskich atrakcji. Bylibyśmy pod większym wrażeniem, gdyby nie to, że parę razy w życiu puszczono nam widowisko surrealistyczno-postkomunistyczne zwane Wiadomościami TVP.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz