środa, 29 lipca 2020
Gdzie jesteś, Bernadette? czyli Where'd You Go, Bernadette
Podobno w Seattle pada przez trzy czwarte dni w roku. Już to wystarczy, żeby nie cierpieć tego miejsca, zwłaszcza jeśli się tu przyjechało ze słonecznej Kalifornii. Przez wiele lat Bernadette tego nie zauważała, bo miała inne zmartwienia na głowie. Patrząc z boku moglibyśmy myśleć, że teraz może odetchnąć, córka niedługo wyjedzie do szkoły z internatem, dobrze zarabiający mąż wciąż ją kocha, na horyzoncie nie ma ciemnych chmur. A jednak Bernadette życie nie cieszy, co najbardziej odbija się na jej relacjach z sąsiadami i rodzicami innych uczniów. Relacjach, które wolałaby ograniczyć do minimum, co zresztą dotyczy wszystkich poza najbliższymi. Powodem tej mizantropii okazuje się tłumiona pasja twórcza Bernadette, niegdyś wybitnej artystki. To cudownie, że można postawić taką diagnozę i przejść do terapii. Hej, mizantropi i mizantropki, wystarczy uwolnić swój kreatywny potencjał, abyście zmienili stosunek do innych. Proste, nie? Trochę zbyt proste. Zachwyciło mnie w filmie coś innego - scena, w której Bernadette szuka schronienia u ostatniej osoby, do której chciałaby się zwrócić o pomoc. Jeśli dobrze pamiętam, koncept Gombrowiczowskiej gęby polegał na przyprawianiu jej nam przez innych. Tymczasem więcej prawdy widzę w tym, że my sami sobie te gęby zakładamy, przez co często nie widzimy, że więcej nas łączy, niż dzieli. A jednak świat ludzi bez gęb byłby koszmarem, bo - nadużywając klasyka - zza gęby często wyjdzie, jak dupa z pokrzywy, pysk zły i obrzydliwy. Jak ze mnie właśnie wyszedł mizantrop.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz