środa, 22 lipca 2020
Darling
Tytuł to imię sceniczne głównej bohaterki, znanej tancerki baletowej, która wraz z mężem Fransem, choreografem, wraca do Danii, aby wystąpić w balecie Giselle. Wiemy, że okres przydatności tancerek jest bezlitośnie krótki, a Darling spotkało to nieszczęście jeszcze wcześniej, bo nabawiła się zwyrodnienia stawu - i po Giselle, po karierze. Nie zaspojlerowałem zbytnio, bo odkryłem około dziesiątej części fabuły. Reszta to mroczne postępki Darling przytłoczonej nagłym i przymusowym urlopem. Niby pomaga mężowi przygotowując do występu swoją zmienniczkę, ale podejrzewamy ją o niecne zamiary. Czy te zamiary są uświadomione i wypływają z klarownych dla bohaterki motywacji? Czy może zmaga się z ukrytymi popędami, które popychają ją do niezbyt szlachetnych postępków? A może to gra pozorów dla zmylenia widza? Po takim ujęciu tematu filmu nauczyciel Bladaczka orzeknie, że dlatego właśnie jest wciągający, zwłaszcza że można konfrontować fabułę filmu z historią baletowej Giselle. A ja jak ten Gałkiewicz zawołam, jak wciąga, skoro nie wciąga? Zbyt monotonnie to wszystko się rozgrywa, zbyt długo Darling znęca się nad Polly pod pretekstem ćwiczeń, a kiedy w końcu doszło do wybuchu emocji, już mi było wszystko jedno. Przed obejrzeniem filmu polecałbym lekturę czegoś motywującego, na przykład Pochwały nudy Brodskiego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz