Gdybym najpierw obejrzał ten film, to wcale nie miałbym ochoty na książkę, niestety. Nie uważam, że przenosząc powieści na ekran trzeba trzymać się wiernie fabuły, ale jeśli się robi od niej odstępstwo, to liczylibyśmy na coś w zamian. Książka Foera jest nostalgiczna, jasne, ale ma wiele innych odcieni. Tymczasem film opowiada tylko o podróży Jonathana na Ukrainę, która sama w sobie wielce pasjonująca nie jest. O Trachimbrodzie, skąd pochodzi jego rodzina, dowiadujemy się tylko tyle, że pamięć o nim i o jego mieszkańcach przechowuje w setkach pudeł pewna starsza pani żyjąca na odludziu. Bo po samym Trachimbrodzie została już tylko pamiątkowa tablica pośród pól. To oczywiście skłania do niewesołej refleksji, ale ulatującej dużo szybciej niż po przeczytaniu książki. Szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz