Jeśli ktoś idzie na Piratów, żeby obejrzeć coś niezgranego, to niech sobie lepiej poluzuje gorsecik. W Hollywood mają sztab panów Jowialskich, którzy nam mówią, że jak widzieliście, to zobaczcie jeszcze raz. Wskutek tego świat Piratów niebezpiecznie się rozwinął w stronę eschatologiczną, kiedy oglądaliśmy Jacka Sparrowa zjedzonego przez krakena. Gdyby nie Sparrow, nikt by nie zaryzykował kontynuacji, bo gdzie indziej zobaczymy tak nadętego i niezdarnego bufona? Na Jacku ciąży klątwa, na Willu Turnerze, nieszczęsnym, bo niedobrowolnym kapitanie Latającego Holendra również. Powstaje pytanie, czy i jak można je zdjąć, o co zabiega apetyczny Henry, potomek Willa. Różne cuda na kiju się przydarzą, zanim się uda, oczywiście jak to zwykle - alians Henry'ego z Jackiem jest wymuszony okolicznościami, które obejmują bardzo głupio przeprowadzony napad na bank i ruch obrotowy gilotyny z przypiętym do niej Jackiem. Bardzo pod względem fryzurki powabny jest sam Salazar i gdybym mógł mieć włosy na czaszce, to wybrałbym właśnie takie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz