środa, 20 marca 2013
Książka, którą napisałem, żeby mieć na dziwki i narkotyki (Marek Raczkowski)
Tytuł jest bezczelny, ale bynajmniej nie dlatego, że dziwki i narkotyki. Raczej dlatego, że murzynem piszącym książkę była tak naprawdę Magda Żakowska, która przeprowadziła i zredagowała ten wywiad-rzekę. Bardzo lubię obrazki Raczkowskiego, ale jak się przekonałem - nie przepadam za tym, co ma do powiedzenia. Życiorys jak życiorys, wielu ludziom zdarza się matka, ojciec, żona, dzieci. Opinie jak opinie, też wiele ich mamy na wiele tematów. Największy problem mam z tym, że Raczkowski przejawia nieznośną manierę artysty, który co chwilę sobie sam przeczy, bo widocznie to jest bardzo artystycznie. Poza tym jest skakanie po tematach bez ładu i składu. Zwykle coś tam zaznaczam w czytanych książkach z myślą o wpisie na blogu. Tym razem zaznaczyłem tylko dwa fragmenty. Pierwszy o Anicie Werner z TVN (strona 111), w podziwie której solidaryzuję się z "autorem". Co zrobiłby pan ze znalezionym milionem dolarów, zapytała ekspertów ekonomistów w studiu. A to bym kupił, a tu bym zainwestował, odpowiedzieli. Nie szukał tego, który zgubił? - pyta Raczkowski. I snuje wymyśloną historyjkę o tym, że Anita Werner bierze ślub z milionerem, zostaje porwana dla okupu, okup jest złożony w lesie, ale dzień później mąż otrzymuje obcięty palec żony, bo przez las biegł polski ekonomista. Drugi fragment ku przestrodze dziatwy szkolnej: uczcie się od Raczkowskiego szacunku dla prostytutek, ale nie uczcie się od niego pisowni słowa "ohydny" (strona 134). Gdybym miał dać tej książce tytuł, to byłoby to mniej więcej coś takiego: Kup tę książkę, żeby "autor" miał na narkotyki i dziwki, ale raczej jej nie czytaj.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz