Nie wiem po co ten tytuł

              

sobota, 11 sierpnia 2012

Ai Hen Lan czyli Love Actually... Sucks!

Początek filmu jest niesamowity. Trochę w stylu tego wesela w Polsce, o którym przeczytałem na demotywatorach. Goście weselni weszli na salę, pan młody oznajmił, że pod talerzami mają niespodziankę. Była to informacja, być może z dokumentacją zdjęciową, o całkiem świeżych wyczynach seksualnych panny młodej z kolegą pana młodego. W filmie drużba pokazuje swoje wideo ku czci młodej pary z niepokojącą piosenką (tekst w stylu "zemsty nadszedł czas"), w które wmontował sceny seksu z udziałem swoim i pana młodego. Tytuł Love Actually... Sucks! wyświetla się, kiedy w tle odbywa się intensywny seks oralny. Cha, cha. Początek świetny, a co dalej? Jest niedobrze, niestety. Najwyrażniej cierpię na łagodną odmianę prozopagnozji, bo miałem zasadnicze trudności z rozpoznawaniem bohaterów, a jest ich wielu, bo mamy tu zlepek bodaj pięciu opowieści, a ci Chińczycy są okropnie do siebie podobni, te same fryzury, te same czarne włosy. W zasadzie widziałem trzech facetów, a powinienem ze sześciu sądząc z kontekstu. Z kobietami było nieco lepiej, bo się choćby fryzurami różniły. Specjalnych odkryć nie ma: nieodwzajemnione lub źle ulokowane uczucie jest źródłem udręki. Historyjki opowiadają między innymi o miłości kazirodczej między bratem a siostrą, o majętnej pani, która płaci przystojnemu nauczycielowi tańca za towarzystwo, o facecie w wieku średnim mającym obsesję na punkcie młodszego kolegi z siłowni, o parze lesbijek, która akurat jest szczęśliwa. Poza tym widzimy, jak ludzie tracą z miłości głowę, w sensie jak najbardziej dosłownym. Film jest dość śmiały w pokazywaniu nagości, ale bez pornografii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger