Przyszły denat, Konstanty Ó., przebywał tej nocy wśród osobników płci żeńskiej i męskiej, z którymi wspólnie stawiał czoła tajemnicy istnienia wykorzystując w tym celu substancje psychoaktywne oraz oddając się wykonywaniu skomplikowanych ruchów ciała w rytmie narzuconym przez dudnienia dobywające się z głośników. Liczył na to, że wraz z Aleksandrą U. będzie kontynuował tę gimnastykę w okolicznościach nieco bardziej intymnych.
- Myślisz, że to tak kręci, że koszulkę tu łał, pokaże mi klatę ze swetrem i ja już uuuuu!? - tak U. relacjonowała później to zdarzenie ekspedientce sklepu rybnego.
Za to Ó. nie owijał w bawełnę.
- Tam gdzie jest autentyczne uczucie dużej grupy ludzi, którzy czują się niezrozumieni, nagle wydaje im się, bo to też nie jest prawda, że z tego żadne prawdziwe zagrożenie nie płynie, ale jeżeli mają takie uczucie i będzie można przez dłuższy okres analizowania i wysłuchania z ich strony tego, czego się obawiają i jeżeli można tę grupę ludzi uspokoić, to nie jest żaden znak słabości.
Minęło czterdzieści osiem lat, trzy tygodnie, dwa dni, siedemnaście godzin i pięćdziesiąt cztery minuty, kiedy stwierdzono jego zgon z "przyczyn naturalnych".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz