piątek, 2 marca 2012
Jak złamać 10 przykazań czyli The Ten
Mamy tutaj 10 opowiastek, każda poświęcona innemu przykazaniu. Ostrzegam, że kolejność przykazań odbiega od utartej, to z powodu takiego, że historyjki, choć luźno ze sobą związane, ułożone są w pewnym ciągu logicznym, a jeśli nie logicznym, to przynajmniej odpowiadającym kolejności zdarzeń. Dziesięcioro przykazań nie jest ułożone w żadnym logicznym porządku, a jawny katolicki przekręt polega na podzieleniu ostatniego przykazania na dwa, dzięki czemu przykazań zostało tyle, ile Bóg dał, ale nie do końca takie, jakie dał. To dygresja, film jest lub ma być komedią, więc nie jest na poważnie. Kwiatek uważa, że to film dużo słabszy od Chłopaka do towarzystwa. Zgadzam się całkowicie, ale pod warunkiem, że oba filmy będziemy oceniali kryteriami właściwymi dla filmów kostiumowych. Wówczas Chłopak do towarzystwa, jako film o Marsjanach przebranych za Ziemian, wygrywa bezapelacyjnie. Bo jako komedia trzyma równy, słaby poziom. Za to Jak złamać 10 przykazań, ma wiele momentów słabych, ale też parę mocnych. Śliczna jest wizja Meksyku, w którym siłą pociągową dla pasażerskiej taczki (bo nie wiem, jak to lepiej nazwać) jest jednonogi facet. Wszystkie historyjki są lub mają być ironicznie absurdalne, co bodaj najlepiej wyszło w ilustracji dziesiątego przykazania, gdzie rolę żony odgrywa lekarz, wsadzony za kratki za błąd w sztuce zakończony śmiercią pacjentki. Wszyłem jej nożyczki dla żartu, tłumaczył. A w więzieniu "zaopiekował" się nim pewien misiek, który musiał zmierzyć się z faktem, że jego "żona" zaczęła spotykać się z innym. Nie powiem, że to jest świetny film, ale jest niezły, jeśli za dno uznamy dajmy na to Be Cool (choć boję się, że coś gorszego niż Be Cool jeszcze jest przede mną). Na wszelki wypadek sprostujmy, że tomografy nie są urządzeniami ratującymi życie w sytuacjach jego zagrożenia. To, że twórcy filmu tak sugerują, to zapewne dodatkowy absurd, na którym się nie poznałem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz