Sprawdziłem, już mija ósmy dzień bez napaści na religię na tym blogu. A właśnie nadarzyła się okazja w postaci takiego obrazka.
Bóg, a w szczególności Jezus, wybiera dziwnie mozolne drogi do osiągnięcia swoich celów. Takiego chirurga trzeba latami kształcić, z jego strony wymaga to wielu wyrzeczeń, aż w końcu osiągnie w swoim fachu odpowiednią sprawność i wtedy może czynić dobro w imieniu Jezusa, ale też za odpowiednim wynagrodzeniem. Za konowałami, którym operacje nie wychodzą, Jezus nie nie stoi.
A co z tymi kulami? Jak wiadomo, Jan Paweł Drugi pozostawił po sobie przepiękną spuściznę swoich nauk, których zachowaniem wszyscy jesteśmy przejęci, na czele z Kolendą-Zaleską. Jedna z tych nauk jest taka, że nie tylko Pan Bóg kule nosi, ale i Matka Boska Fatimska (właśnie ta, nie inna!), która tak pokierowała pociskiem wystrzelonym przez Agcę 13 maja 1981 roku, aby papież przeżył zamach i powrócił do zdrowia. Jak takie rzeczy słyszę, zastanawia mnie ta nieśmiałość boskiej interwencji. Mówimy przecież o wszechmocy, więc nabój po strzale mógłby, dajmy na to, zamienić się w locie w tort wiśniowy z bitą śmietaną i w tej postaci wylądować na papieżu. W ten sposób Matka Boska Fatimska wykazałaby się poczuciem humoru.
Wysłuchałem w niedzielę sześciu różnych interpretacji Gnoma Musorgskiego, który nam teraz muzycznie zilustruje meandry teologii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz