niedziela, 18 marca 2012
Listy do M.
Kwiatek się ucieszy, że na obrazku zobaczy swojego ulubionego amanta kina polskiego, godnego następcę Eugeniusza Bodo w sztafecie pokoleń. Wszyscy mówią, że Listy do M. są takie udane, więc sprawdziliśmy. Mało mnie interesują odniesienia nowych filmów do starych, ale tym razem to bije po oczach, że mamy nawiązanie do To właśnie miłość, nawet afisz jakby podobny. O wielkiej oryginalności zatem mowy nie ma, ale poza tym wyszło przyzwoicie. Mamy tu zlepek kilku bożonarodzeniowych historyjek, które prowadzą nieuchronnie do poczciwego, ckliwego i prorodzinnego zakończenia, ale przedtem jest trochę niegrzecznie. Dużą rolę odgrywają tu dzieci, momentami nieźle nawet aktorsko odgrywają. Rezolutna dziewczynka z domu dziecka "podrywa" sobie tatusia i mamusię, synek-półsierota podrywa dziewczynę tatusiowi po tysiącu szczęśliwych zbiegów okoliczności, nieletni złodziejaszek nawraca złego Mikołaja na drogę odpowiedzialnego ojcostwa itd. Chociaż to nie dziecko zdopingowało jednego seksualnie zdezorientowanego faceta do ujawnienia się. Kwiatek miał problem z doborem świątecznej muzyki, w tym wypadku zbyt amerykańskiej. Ależ Kwiatku, nie nudź! To jedyne, co dostajemy w ramach offsetu do F-16. Doceń!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz