niedziela, 20 marca 2022
Sputnik
Jeśli ktoś weźmie mnie za ruską onucę, bo postanowiłem obejrzeć film rosyjski - proszę bardzo. W ramach owczego pędu odwołujemy przedstawienia rosyjskich autorów, choć prawdopodobnie nawet jedna złotówka nie idzie z tego tytułu do Rosji (a z paliwa - owszem, wiele złotówek). Zirytowałem się zdjęciem ze sceny Miłości do trzech pomarańczy. Mędrcy głoszą, że należy ograniczać soft power rosyjskiej kultury, z czym nawet bym się zgodził, gdyby za tym nie stała wybitnie idiotyczna myśl, że obejrzę te Trzy pomarańcze i co? Pomyślę sobie, że rację ma Putin atakując Ukrainę? Rosyjskie słowo sputnik zrobiło międzynarodową karierę w znaczeniu „satelita Ziemi”, ale w filmie chodzi o znaczenie oryginalne, czyli „towarzysz podróży”. Czas akcji to pierwsza połowa lat osiemdziesiątych, dwóch kosmonautów wraca na Ziemię (choć czy Kazachstan to naprawdę Ziemia?), wszelako w okolicznościach dramatycznych. Na chwilę zaglądamy do Moskwy, gdzie pewna swoich metod neurolożka Tatiana staje przed komisją pod zarzutem braku profesjonalizmu. Sprawę odkładamy na bok, bo Tatianę angażuje pułkownik Semiradow, który zabiera ją do Bajkonuru. Z dwóch kosmonautów Konstantin ma się dobrze, a drugi leży na OIOM-ie. Teraz niby będzie spojler, ale nie większy niż w filmwebie: Konstantin w swoim ciele przywiózł pasożyta, ale innego niż znany nam alien z Nostromo. Jest to bardziej symbiont niż pasożyt, który od czasu do czasu wychodzi z Konstantina, a później grzecznie wraca. Rolą Tatiany jest ustalenie, czy Konstantin może przeżyć bez obcego. Dalsze intrygi są w miarę standardowe, animowany stworek z kosmosu jest zrobiony bez zarzutu, ale i bez wielkiego polotu, za to nie zobaczymy tego, co najbardziej cenili w Para-męt pikczers, czyli momentów. Aż by się prosiło, żeby taka przystojna para jak Tatiana i Konstantin sobie pofiglowała. Rzecz jasna do swoistego zbliżenia dojdzie, ale tylko duchowego. A mistrz przecież pisał: choćbym bardzo chciał,/ nie dorówna już/ obcowaniu ciał/ obcowanie dusz. W tle mamy historyjkę o dziecięciu z sierocińca, która okazuje się ściemą. Sputnik ma być horrorem i pewnie jest, czego docenić nie umiem, bo horrory po mnie spływają jak fundusze unijne po naszej władzy. Jest w tej opowieści potencjał metafory, niepokojąca myśl o tym złu, które człowiekowi przysparza sił i motywuje do działania. W tym aspekcie doskonale radzimy sobie bez obcych.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz