środa, 29 grudnia 2021
L do L (Teatr STU)
Jedno L to Lem, a drugie - Lipska. Poznali się w Wiedniu, dokąd uciekł Lem z Polski stanu wojennego. Później wrócił, ale kontaktu nie zerwali, wysyłając do siebie wiele listów. W spektaklu toczy się pozorny dialog. Lem ustami Olafa Lubaszenki (bardzo udanie skądinąd) cytuje swoje uwagi na przykład o snach, a Lipska odpowiada swoimi wierszami wyśpiewanymi przez Beatę Rybotycką. Teksty Lema bronią się, choć ich dobór sugeruje lekką autocenzurę twórców spektaklu. Nie ma żadnej jego opinii, która mogłaby nie spodobać się biskupom lub ajatollażkom Godek i Pawłowiczównie. Z kolei piosenki brzmią momentami dobrze, choć zdarzało się wrażenie, że słucham rymowanek w stylu księdza Baki. Madonny Demarczyk to jednak wybryk geniuszu, daleki od sztampy, jaką na ogół jest poezja śpiewana. Po spektaklu zostajemy z przekonaniem, że między obiema postaciami nigdy nie zaistniała żadna różnica zdań. Podsumowując, było miło, ale bez twórczego fermentu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz